Rozdział 8 " Tabletka szczęścia"

Start from the beginning
                                    

Bo nie było. Niechętnie ruszyłam przed siebie i w między czasie milion razy obejrzałam się za siebie.

Przez następne kilkanaście minut męczyłam się z różnorodnymi niebezpiecznymi pułapkami. Denerwowały mnie także niemiłosiernie uwagi i wskazówki chłopaka, które zadawał mi, abym przeżyła, bo jak twierdził nie mógł pozwolić zginąć dawnej znajomej.  Czego można było chcieć więcej ?

Rozumu, którego mi brakowało.

Już wręcz widziałam wielki nagłówek na górze gazety CÓRKA SŁAWNEJ AKTORKI I DOBREGO PRAWNIKA ZAJMUJE SIE NIELEGALNYMI SPRAWAMI. W myślach odtwarzałam  sobie też pouczającą rozmowę z ojcem i awanturę z matką, której zepsułam karierę. Chociaż później zastanawiałam się, iż to wcale nie była jedynie moja wina. Przez lata doprowadzała moją psychikę do upadku, a mój organizm nie chce na to pozwolić i  gdy czuje, że jest już bliski upadku sięga po pewne środki ostrożności, które pomagają mu przeżyć. Byłam jedynie marionetką własnego ciała, które działało samo.

Sama dokonała ostatniego kroku niszcząc wszystko co było dla mnie wartościowym. Sama zniszczyła dawną mnie. Sama była sobie winna. Szczerze życzyłam jej, żeby spłonęła w piekle, w które nawet nie wierzyłam. Nie chciałam aby cierpiała. Chciałam jedynie, żeby raz poczuła to, co ja czuję codziennie, gdy jest w domu.

Ale to były jedynie moje przemyślenia, a przed moimi oczami rozgrywała się okrutna rzeczywistość. Właśnie pokonałam całą drogę. Pominęłam przeszkody. Musiałam dać im medal za pomysłowość. Umieszczenie zabawkowego trupa za sterami samochodu, to dobry pomysł. Każdy normalny człowiek się przestraszy. Normalny.

- Gratulacje. Aktualnie widzę jakąś małą dziewczynkę stojącą przy drzewie i oglądającą się na wszystkie strony. Pięknie. - Przymknęłam na moment oczy przez ten pieprzony głos. - No odwróć się do jasnej cholery. Ślepa nie jesteś.

- Może by tak milej ? - odparłam nie oszczędzając przy tym ani trochę kpiny. - Byliśmy jednak znajomymi. Dzięki temu, że cię nie wyszłam jesteś tutaj. - mówiąc to odwróciłam się w jego kierunku.

Nic się nie zmienił od tych nieszczęsnych dwóch lat. W dalszym ciągu był tym samym niebezpiecznym chłopakiem, który kiedy miałam piętnaście lat mnie przerażał, ale i cholernie lubiłam.

- Nic się nie zmieniłaś. W sumie dziwię się, że jeszcze nie osiwiałaś. - perfidnie się ze mnie nabijał, wyłączając przy tym komórkę. Stanęłam przed nim, zachowując przy tym bezpieczny dystans. - Ja już dawno byłbym bombką na choince - zilustrował mnie wzrokiem.

- I co bogaczem nie jesteś i skończyłeś jako zwykły ćpun. Wydawałeś się ładniejszy w tym garniturze za parę tysięcy i ulizanymi włosami. - stwierdziłam robiąc to samo co on.

Uśmiechnął się cwanie oraz założył ręce na klatkę piersiową.

- Dziewczynko, ale to nie ja dzwonię załamany do typa, którego poznałem na balu po to, żeby się z nim spotkać i spokojnie porozmawiać z nutką dodatku zwanego tabletką  - znowu się ze mnie nabijał, a raczej z mojej naiwności i cholernych emocji.

Emocje, które sprawiły, że sięgnęłam po coś sprowadzającego na dno. Nie chciałam wyglądać tak samo jak chłopak przede mną. Jego blond włosy nawet w jednej setnej nie przypomniały jego wcześniejszej fryzury. Niebieskich tęczówek praktycznie nie widziałam przez strasznie rozszerzone źrenice, a czerwone białka jeszcze bardziej utwierdziły mnie, iż jest pod wpływem narkotyków.  Jego wygląd był okropny, a ubioru już nawet nie miałam ochoty komentować.

Wiedziałam, że nie chciałam tak wyglądać. Musiałam być dobrze ubrana w dobrej fryzurze i pięknym makijażu. Nie mogłam pozwolić sobie na taki wygląd. A jednak przyszłam tutaj. Jednak powiedziałam Sean'owi małe słowo, ponieważ wiedziałam jakie konsekwencje mogą nieść za sobą moje poczynania. Po jego minie domyśliłam się, że pewnie będzie myślał nad tym długi czas. Szczerze wolałam, żeby ktokolwiek wiedział chociaż na co umarłam i gdzie można szukać moje ciało. Nikt nie mógł przewidzieć co mogło się stać po przyjściu do siedziby ćpunów.

Start a StoryWhere stories live. Discover now