Rozdział 1 - Poznanie

379 22 75
                                    

Cześć, jestem Clay i za niedługo umrę.

Stałem przed lustrem wypowiadając te zdanie bez żadnych uczuć pokazanych na twarzy. Nawet głos mi się nie załamał. Patrząc na przestrzeni czasu mogłoby to się wydawać przerażające, ale może zacznijmy od początku.

Jestem dość nieśmiałym chłopakiem mieszkającym na Florydzie. Chodzę jeszcze do szkoły a dokładniej do prywatnej akademii. Mam bogatych rodziców, swój własny motor, drogi telefon, ubrania i tak na prawdę mogę spełniać wszystkie swoje materialne zachcianki. Ale ja nic nie chcę.

Mam masę osiągnięć życiowych. Jeżdżę na zawody sportowe w których zawsze jestem chociaż na podium. Moje wyniki w nauce też są wręcz bardzo dobre. Mam stypendium mimo, że tak na prawdę go nie potrzebuję. Na moje dyplomy i nagrody musiałem zrobić sobie miejsce na osobnej półce w szafce bo nie dałbym rady ich zmieścić nigdzie indziej. Było ich za dużo. Było, ponieważ już to wszystko wyrzuciłem. Moje nagrody, wyróżnienia, gratulacje i tak dalej. Nie miało to dla mnie w ogóle znaczenia. Jakbym mógł to nie przykładał bym się do niczego. Nie chce być jednak jeszcze większym ciężarem dla rodziców niż już jestem.

Pytaniem jest dlaczego wypowiedziałem takie słowa mimo, że powinienem być szczęśliwy? Cóż, nie jestem ani trochę szczęśliwy a moje chęci do życia z każdym dniem coraz bardziej gasną. Nie daje już sobie nadziei. Po prostu sobie to uświadamiam. Zaraz umrę.

W sumie to może nie tak zaraz. Zaczęła się właśnie wiosna, a ja zaplanowałem swoją śmierć na zimę. Mimo wszystko chciałem dać sobie trochę czasu na wypadek jakbym zmienił zdanie, chociaż takiej opcji nie przyjmowałem. Chciałem zniknąć w Wigilię. Nikt nie musiałby wtedy wydawać pieniędzy na prezent dla mnie, a po za tym jest to dość zimny czas w którym pewnie większość ludzi nie będzie stała na cmentarzu za długo bo przecież jest zimno.

- Clay szybko bo spóźnisz się do szkoły ! - usłyszałem głos swojej matki.

Zarzuciłam plecak na ramię po czym przejrzałem się w lustrze. Wyglądałem źle jak zawsze mimo, że inni tak nie uważali. Przynajmniej nie teraz. Jestem pamiętliwą osobą, więc nie zapomniałem jak ci sami ludzie co teraz chcą się ze mną zadawać, kiedyś mnie wyzywali bo byłem trochę grubszy. Niby głupie i każdy myśli, że nikt tak przecież nie robi. A jednak tak. Taki jest już nasz świat. Ludzie muszą wypatrzeć w tobie albo piękno albo jakieś korzyści żeby się z tobą zaprzyjaźnić. Niestety mniejsza ilość ludzi zauważa to piękno pod względem charakteru. No trudno.

Wyszedłem z pokoju zamykając drzwi na klucz. Zazwyczaj to robiłem. Bałem się, że moi rodzice postanowią coś sprawdzić w moim pokoju i zobaczą tam to, czego bym nie chciał. Jedyne czego mi brakuje do całkowitego nieszczęścia jest to, żeby wysłali mnie do psychologa, albo co gorsza psychiatryka.

Zszedłem ze schodów i zobaczyłem moich rodziców siedząch przy stole i jedzących śniadanie. Zignorowałem ich i po prostu podszedłem do drzwi wejściowych. Otworzyłem je i miałem już wychodzić, jednak nagle zatrzymał mnie czyiś głos.

- Nic nie jesz ? - zapytał mnie ojciec.

- Nie mam czasu - odpowiedziałem.

- Jasne zagłodź się. Będzie spokój.

- Henry! - wtrąciła się moja mama wypowiadając imię swojego męża.

A żebyś wiedział, że to zrobię.- pomyślałem, jednak nie odważyłem się tego powiedzieć na głos. Jeszcze nie. Muszę teraz dawać wrażenie, że wszystko jest dobrze aby nikt nie zorietował się co chce zrobić i co już robię. Bez słowa opuściłem mój dom starając się nie trzaskać przy tym drzwiami.

Kiedy ciebie już nie ma [dnf]Where stories live. Discover now