THE END

201 15 14
                                    

Yeosang? Słyszysz mnie? — usłyszałem niewyraźnie, zupełnie tak, jakbym siedział pod wodą. Nie potrafiłem otworzyć oczu, wydawały się tak bardzo ciężkie. Jednak doskonale słyszałem jak ktoś wciąż wypowiadał moje imię. Głos tej osoby stawał się coraz wyraźniejszy jednak za cholerę nie potrafiłem rozpoznać do kogo on należał.

—Sangie... Obudź się, proszę.. — ktoś zapłakał, męski głos. Nie należał on jednak do Seonghwy. Zawsze rozpoznałbym ten ciepły, troskliwy ton. I znów chciałem go usłyszeć. Nie słysząc go zaledwie kilka godzin zawsze czułem tą niewyobrażalną tęsknotę.

Z trudem otworzyłem oczy, jednak po chwili znów je zamknąłem. Jasność jaka panowała w pomieszczeniu zdecydowanie utrudniała mi tą prostą czynność. Słysząc znów czyiś szloch zdobyłem się na ponowne otwarcie ich. Przez dość długi czas widziałem wszystko jak przez mgłę, kompletnie nie wiedziałem gdzie się teraz znajduje.

Widziałem jakiegoś dorosłego mężczyznę chodzącego wokół mnie, nie miałem pojęcia co takiego robi. Ruszał coś przy mnie, zapisywałam coś, jednak tylko tyle udało mi się w tej chwili ustalić. Zamrugałem kilkukrotnie i wykorzystując wszystkie swoje siły rozejrzałem się wokół. W oddali stała kobieta, rozpoznałem w niej swoją mamę. Wyglądała strasznie. Była cała blada, zapłakana, jej włosy były w większym nieładzie niż zwykle. Nie miała na sobie jak zwykle sukienki, a szary dres, który zupełnie odebrał jej blask, który zawsze posiadała.

— Gdzie jest... Seonghwa? — spytałem jedynie zachrypniętym głosem, jednak na twarzy kobiety ujrzałem niezrozumienie. Przecież go znała i to doskonale. Coś mu się stało?

— Wie Pani o kim mówi Pani syn? — zapytał jeden z lekarzy, na co ta z westchnięciem przeczesała włosy dłonią.

— Nie mam pojęcia doktorze... Może zadzwonię po jego przyjaciela? Może to jakiś kolega Yeosanga... — mówiła cichym głosem. Lekarz przytaknął jedynie, a ja patrzyłem na nią nieustannie. Nie potrafiłem wysilić się na pokazanie jakichkolwiek emocji, jednak czułem przerażenie. Najchętniej zacząłbym się jej o to wszystko pytać, jednak brakowało mi na to siły.

Mama wyszła, a lekarz kazał mi odpoczywać. Po wyjściu wszystkich po prostu przymknąłem uczy leżąc w bezruchu. Byłem w szpitalu? Co się stało? I gdzie jest Seonghwa? Dlaczego mama zachowuje się jakby go kompletnie nie znała?

W tych zamyśleniach po prostu odpłynąłem.

***

Minęło kilka tygodni zanim wyszedłem ze szpitala. Jedyne czego się dowiedziałem to to, że byłem w śpiączce po wypadku, a Seonghwa... Nie istnieje. Wciąż nie mogłem w to uwierzyć, przecież był tak realistyczny. Był jedyną osobą, która mnie na prawdę kochała. I mam po prostu uwierzyć, że zwyczajnie nie istniał? To było nieprawdopodobne.

Wyszedłem ze swojego mieszkania. Kierowałem się w dobrze znanym mi kierunku. Wciąż rozmyślałem, chciałem po prostu wrócić do tego, co było. Przecież było tak dobrze. Byłem tak szczęśliwy. Mam uwierzyć w to, że Seonghwa był moim wymysłem podczas śpiączki? Przecież... To wszystko było tak bardzo realistyczne...

Zatrzymałem się przy aptece. Była tam. A w niej wciąż był Seonghwa, tak? Nie mogło być inaczej.
Wszedłem do środka i rozejrzałem się w tym samym momencie poprawiając włosy. Czułem się dziwnie. Podszedłem do recepcji, kobieta która siedziała za ladą uśmiechnęła się przyjaźnie. Nie wiedziałem kim jest, z wyglądu była mi totalnie nieznajoma.

— Mogę w czymś pomóc? — zapytała miło, na co przełknąłem ślinę zestresowany.

— Czy pracuje bądź pracował tutaj Park Seonghwa? — zapytałem cicho patrząc uważnie na kobietę. Ta widocznie się zastanawiała jednak ostatecznie pokiwała głową przecząco. Zamarłem w jednym momencie mimowolnie.

— Nie, jestem pewna bo pracuje tu od lat... — westchnęła. Jeszcze chwile patrzyłem na nią, a w moich oczach zebrały się łzy. Nim kobieta zdążyła powiedzieć cokolwiek odwróciłem się i szybko wyszedłem z apteki. Westchnąłem ciężko i zaszlochałem cicho. Nie mogłem uwierzyć. Na prawdę go sobie wymyśliłem? Dlaczego był aż tak realistyczny... Dlaczego wydawało mi się, że mógłby być prawdziwy? Przecież to był tylko wymysł podczas śpiączki..

Skierowałem się przed siebie, kompletnie nie patrzyłem na nic. Po prostu szedłem prosto, a łzy samowolnie spływały po moich policzkach. Chciałem się już obudzić z tego koszmarne go snu. Wciąż mieszkałem w tym samym mieście pełnym wielu złych wspomnień, wciąż miałem chłopaka, który mnie nie szanował, wciąż żyłem bez Seonghwy.

W tym natłoku myśli uderzyłem w kogoś przez co upadłem na ziemię. Załkałem z bezsilności nawet nie patrząc na osobę, na którą trafiłem. Otarłem mokre policzki i spojrzałem przed siebie, przez co zobaczyłem jak ktoś wyciąga do mnie rękę. Spojrzałem w górę, jednak łzy trochę przyćmiewały obraz który widziałem. Nieznajomy uśmiechnął się ciepło.

— Przepraszam za to, nic ci nie jest? — odezwał się, a ja jedynie pociągnąłem nosem. Wstałem z jego pomocą i znów otarłem policzki. Spojrzałem na nieznajomego, na co ten znów uśmiechnął się.
— Wszystko okej? Jestem Park Seonghwa.. — powiedział, a moje źrenice w jednym momencie rozszerzyły się.

Otóż tak... Taki jest koniec tej historii. Wiem, że trochę zwlekałem ale ostatnio na mojej drodze pojawiło się na prawdę mnóstwo problemów :<<
Wiem, że pewnie chcecie mnie zabić za to zakończenie, ale no musiaaaałem xD
Mam nadzieję, że nie jesteście jakoś bardzo źli, a przynajmniej nie na tyle, by nie odwiedzić moich pozostałych książek :D

Strasznie zżyłem się z tą książką i ciężko mi jest ją konczyć.. Dziękuję wszystkim czytelnikom za ten czas i zachęcam do innych książek. Kocham was i dbajcie o siebie kochani!

Do zobaczenia i jeszcze raz dziękuję! Trzymajcie się tam!!❤

✔Przypadek//SeongsangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz