27.

1K 75 247
                                    

Jacobs wraz ze swoim ukochanym byli już w drodze powrotnej na Florydę. Oboje cieszyli się z tego faktu, jednak Karl cały czas martwił się o staruszkę. 

Wiedział, że kobieta jest silna i da sobie radę, lecz wolałby mieć ją przy sobie. Tak jak kiedyś. 

Sapnap przez cały lot nie rozmawiał za wiele ze starszym, wyglądał na przygnębionego. Jakby cały czas nad czymś intensywnie rozmyślał, a wyglądało na to, że nie myśli o niczym przyjemnym. 

Brunet przejmował się stanem szatyna ale nie mógł nic zrobić, ponieważ Sapnap ciągle wmawiał mu, że wszystko jest w porządku. Starszy widząc, że chłopak patrzy się nieustannie w jeden punkt położył mu swoją dłoń na udzie, uśmiechając się do niego słabo. 

-Sapnap- Westchnął zaciskając lekko swoją dłoń na udzie chłopaka. 

-Ogarnę to, wszystko będzie dobrze.- Zapewnił, ponieważ wiedział do czego zmierza jego ukochany. 

-Ale co ogarniesz? Nic już nie rozumiem.- Stwierdził. 

-Dogoniła mnie przeszłość Karl.- Odsapnął, kładąc swoją dłoń na dłoni ukochanego.- Ale proszę, zaufaj mi. 

Jacobs po chwili skinął jedynie głową w odpowiedzi. Chciał mu zaufać, ale nie był pewny czy ten nie mówi tego tylko po to, aby się nie stresował. 

Lot dobiegł końca. Na lotnisku czekał już na nich Corpse wraz z Wilburem co nie było dziwne, ponieważ oboje przez spędzony ze sobą czas bardzo się do siebie zbliżyli. Można było stwierdzić, że się zaprzyjaźnili. 

Husband na widok chłopaków uśmiechnął się szeroko krzyżując ręce na klatce piersiowej. Cieszył do widok zakochanego przyjaciela, a bardziej cieszyło go to, że nie będzie musiał więcej wysłuchiwać tego jak ten boi się odrzucenia. 

-No witam gołąbeczki.- Przywitał się klepiąc młodszego po plecach.- Nic ci nie zrobił? Dobrze się czujesz?- Zwrócił się do bruneta. 

-Wszystko jest w porządku.- Zaśmiał się obejmując swojego chłopaka ramieniem.  

Corpse na czyn Jacobsa zmarszczył czoło odsuwając się od szatyna.

-No już go nie dotykam, spokojnie.- Prychnął unosząc ręce w górę. 

-Jestem spokojny.- Stwierdził.- Jeszcze. 

-Okej okej, wracajmy- Odchrząknął szatyn kierując się ku wyjściu. 

Karl całą drogę do domu przespał, dzięki czemu cala trójka mogła na spokojnie porozmawiać o tym, czego dowiedzieli się od Techno. 

-Czyli chciał pieniądze na leczenie babci, a wszystkie przećpał?- Zapytał drapiąc się po karku. 

-Nie jesteśmy pewni czy to z tym leczeniem było prawdą, może po prostu tak powiedział aby je dostać.- Wzruszył ramionami najstarszy. 

-Gubię się w tym wszystkim.- Westchnął szatyn.

-Nie tylko ty. Jedyne co rozumiem to to, że miał długi przez narkotyki. Oraz, że najprawdopodobniej z jego śmiercią ma związek Jschlatt. Jednak teraz i tak nam to nic nie da. Nie zwrócimy mu życia.- Stwierdził Husband biorąc łyka kawy. 

-Ale możemy pociągnąć go do odpowiedzialności karnej.- Podsunął pomysł Sapnap. 

-Szczerze, chce ci się z tym pierdolić?- Zapytał Corpse patrząc w lusterko. 

Nikt już nic nie odpowiedział. Resztę drogi przebyli w ciszy, ponieważ nie chcieli już drążyć tematu. Wiedzieli, że wszystko o czym się dowiedzieli i tak nic nie dało. Mogli stwierdzić, że robili to wszystko po nic. 

meeting after years. / KarlnapWhere stories live. Discover now