Rozdział 55

7.3K 337 140
                                    





Célia

„Yo promete y jura amarte y respetarte hasta que la muerte nos separe"[2]

Dopóki śmierć nas nie... rozłączy. Przysięgałeś mi. Obiecywałeś, że wszystko będzie dobrze. Dlaczego ci zaufałam? Dlaczego pozwoliłam sobie na tak naiwną miłość? Serce z każdą sekundą zaczyna bić mi szybciej, a obraz, który mam przed sobą nagle rozmazuje się. Czuję napływające łzy, których nie jestem w stanie powstrzymać. Ból, który powoli wypełnia mnie całą nie pozwala złapać tchu. Duszę się, nie mogąc nic powiedzieć.

— Célia! – słyszę stłumiony głos Pablo, ale nie rozumiem co dokładnie mówi.

Nie żyje. Mój Cristóbal nie żyje. Te słowa przewijają się w mojej głowie, jak zacięta płyta, zadając mi przy tym okropny ból. Nie chcę w to wierzyć, nie chcę tego nawet słyszeć. Upadając na podłogę, nakrywam się dłońmi, krzycząc bezdźwięczne:

— Nie!

— Célia wstań, proszę córeczko – czuję ciepłe dłonie matki, które próbuj podnieść mnie z podłogi.

— Zostawcie mnie! – bełkoczę zdyszanym głosem. Nie jestem w stanie zatrzymać rozpaczliwego płaczu, wyję z bezradności i poczucia winy. Nie zatrzymałam go. Pozwoliłam mu zginąć.

— Pomyśl o dziecku – matka za wszelką cenę próbowała podnieść mnie, ale byłam nieugięta. Nic nie ma dla mnie teraz większego znaczenia.

— Cristóbal... – wyszeptałam zaciskając w dłoni jego naszyjnik.

— Célia wybacz mi. Czuję się winny – uklęknął przede mną Pablo, przytulając mocno do siebie.

— W tej chwili chcę polecieć do Monako. Chcę go zobaczyć...Muszę, Pablo – podniosłam na niego wzrok, wycierając zapłakaną twarz.

— Mateo przekazał mi, że to jeszcze nie koniec. Pojadę tam sam i jeśli...

— Nie! – przerwałam mu w jednej chwili. Odepchnęłam go i podnosząc się z podłogi, zaczęłam iść w stronę schodów: — On żyje. Nie zostawił mnie. Obiecał mi to. Cristóbal żyje i zaopiekuję się mną oraz naszym dzieckiem.

— Célia! – zawołała za mną matka, ale nie odwróciłam się w jej stronę. Pobiegłam prosto do sypialni i zamykając za sobą drzwi, rzuciłam się na łóżko.

Zaczęłam płakać, waląc pięściami w materac.

Mój mąż. Moja największa miłość. Nie żyje.

Kocham... tak bardzo cię kocham.

— Dlaczego? Boże..., dlaczego kolejny raz odbierasz mi miłość? Najpierw tata, teraz Cristóbal. Co ja takiego zrobiłam w życiu, że karzesz mnie w ten sposób? – mamrotałam pod nosem, obwiniając się za wszystko. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Nim zdążyłam coś powiedzieć do środka weszła Susana.

— Célia przyniosłam ci napar z melisy. Musisz się uspokoić to nie jest dobre dla dziecka.

— A co jest?! Moje dziecko właśnie straciło ojca! Powiedz mi zatem Susana, co jest dla niego teraz dobre?! – krzyczałam na nią, wyrywając sobie włosy z głowy.

— Wiem, że to trudne, ale posłuchaj. Związałaś się z Cristóbalem wiedząc czym się zajmuje i jakie prowadzi życie. Zawsze jest ryzyko i to ryzyko dzisiaj się nie opłaciło. On wiedział co robi, chronił ciebie i dziecko. Oddał za was życie, więc nie możesz mieć do siebie pretensji. – Usiadła obok mnie, obejmując mocno w pasie. Kosmyk opadających włosów założyła mi za ucho, po czym wkładając do ręki filiżankę, dodała: — macie dziecko, dla którego warto żyć. Ono na zawsze was połączyło, bowiem w nim płynie krew Cristóbala. Wiem, że to boli, ale z czasem ten ból stanie się lżejszy. A kiedy urodzi się maleństwo skupisz się tylko na nim i nauczysz się żyć bez Cristóbala.

Adicción Mala - #DESEOOSCURO [ZAKOŃCZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora