Rozdział 47

7.4K 349 230
                                    




Célia

Nie dałam rady dalej czytać tego listu, wszystko to cholernie bolało. Czułam, że to pożegnanie, że Cristóbal Carrera właśnie zrezygnował ze mnie. W ciągu kilku godzin tak po prostu przestał kochać, bo ubzdurał sobie niedorzeczną zdradę. Co takiego robię źle? Czemu muszę tak czuć się podle?

Ukradkiem wycieram płynące łzy i chowając list w obawie, że przeczytam w nim słowo „żegnaj" zaciskam dłonie na kolanach.

— Célia, czy wszystko dobrze? – Susana dotknęła mojej dłoni, ale ja w tym momencie nie jestem w stanie spojrzeć jej prosto w twarz. Jest mi wstyd? Nie, to nie. Czuję się po prostu oszukana. Zaufałam mu, oddałam całą siebie, a w zamian dostałam tylko łzy i ból.

— Prześpijcie się, przed nami trzynaście godzin lotu – wtrącił się Pablo, przerywając tą napiętą atmosferę.

— Jak to trzynaście godzin?! Gdzie lecimy? – sądziłam, że się przesłyszałam. Uniosłam wzrok na Pablo, ale ten całkowicie mnie zlekceważył. Rozkładając swój fotel, rozmawiał z ochroniarzami po francusku. Z pewnością, dlatego bym nic nie zrozumiała.

— Lecimy do Buenos Aires. Chyba nie doczytałaś listu. Cristóbal zorganizował wam zaległą podróż poślubną, tylko że...

— Nie kończ Susi... – dotknęłam jej dłoni, a ona obejmując mnie, rzekła spokojnym głosem:

— Ułoży się, zobaczysz. Cristóbal jest fiutem, ale świata poza tobą nie widzi...

— Możecie przestać?! – wrzasnął wkurzony Pablo, ucinając tym samym zdanie Susanie. Blondynka przerzuciła oczami, robiąc głupią minę i tym samym sprawiła, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Podróż do Argentyny minęła mi niespodziewanie szybko. Co prawda nie mogłam zasnąć, bo moje myśli skupiały się wyłącznie na jednej osobie, ale to pozwoliło mi na podjęcie ważnej decyzji. Po wylądowaniu, skontaktuję się z mężem i zagram z nim w otwarte karty, albo ratujemy nasze małżeństwo albo spisujemy je całkowicie na straty. Jestem silną kobietą, przetrwałam w swoim życiu już naprawdę wiele, a egoistyczna postawa mojego męża nie będzie moim gwoździem do trumny. Dam sobie radę.

Wychodząc z samolotu poczułam gorącą falę argentyńskiego powietrza. Słońce mocno grzało, a niebo było całkowicie bezchmurne. Trzymając w dłoniach czerwone pudełeczko, przyglądałam się Pablo, który w tym czasie rozmawiałam z dwoma nieznajomymi mężczyznami. Czekali na nas na płycie lotniska, więc domyśliłam się, że to kolejna ochrona.

— Célia! – zawołała mnie Susana, wychodząc z samolotu. Natychmiast do niej podeszłam, wystraszona, że mogło coś jej się stać.

— Susi, wszystko dobrze? – wyciągnęłam dłoń, a ona uśmiechając się ukradkiem, odparła:

— Widziałam, jak im się przyglądasz. To bracia Gonzalez. Twój mąż prowadził interesy z ich ojcem, a co więcej po śmierci Pedro to właśnie Cristóbal dokonał zemsty na mordercy. Tylko wiesz, to zostaje między nami. Pablo by mnie zabił, chociaż chyba za bardzo mnie kocha i wie, że mam niewyparzony język – zaśmiała się, poprawiając opadający na jej twarz kosmyk blond włosów.

— Czy Cristóbal jest tutaj?

— Nie. Przykro mi, Célia – położyła dłoń na moim ramieniu, dając wsparcie, którego teraz potrzebowałam.

— Susana, Célia przedstawiam wam moich przyjaciół Vicente oraz Jose Gonzalez. To właśnie u nich zatrzymamy się na te kilka tygodni – Carrera próbował być miły dla mnie, uśmiechając się pod nosem, ale ja doskonale wiem, że to tylko jego gra.

Adicción Mala - #DESEOOSCURO [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz