Rozdział 2

10.7K 399 134
                                    



Célia

— ... żyć – przełykając gorycz, dopiero po chwili byłam w stanie dokończyć zdanie. Cristóbal oddalał się coraz bardziej, a z minuty na minutę jego zarys sylwetki wtapiał się wśród stojących ochroniarzy. Nie odwrócił się w moją stronę ani razu, to bolesne, lecz w pewnym sensie uczciwe. Nie kochał mnie, więc nie mogłam spodziewać się jakiegokolwiek aktu tęsknoty z jego strony.

Stałam w bezruchu dobre kilka minut, wgapiając się w miejsce, w którym do niedawna stał Cristóbal. Czułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale za wszelką cenę nie mogłam się poddać. Z tego destrukcyjnego marazmu wybudził mnie głos Evy. Obejmując mnie w pasie, westchnęła cicho:

— Kiedy kogoś się traci przychodzi dziwne uczucie, zwane frustracją. Z jednej strony chciałabyś usłyszeć, że jest mu przykro, a z drugiej wkurzasz się, że włożyłaś w ten związek całą siebie i to wszystko tak po prostu się skończyło – spojrzałam na nią, słuchając tego co mówiła. Miała rację, właśnie to czułam, teraz. Minęło pół roku, a on nawet nie powiedział banalnego: przepraszam. Zabawił się mną, a kiedy wszystko się wydało... odszedł.

— Chciałabym, żeby wiedział, że oddałam mu siebie, naiwnie wierząc w każde jego fałszywe słowo. Eva, pragnę ci podziękować za to co dla mnie robiłaś. Jako jedna z niewielu osób w tym domu okazałaś mi serce. Dziękuję. Mam nadzieję, że w przyszłości nasze drogi gdzieś na tym świecie się spotkają, a jeśli będziesz chciała ze mną po prostu porozmawiać, to zadzwoń – wyciągnęłam z torebki małą karteczkę, na której zapisałam mój nowy numer telefonu. Wsuwając ją w dłoń gosposi, ucałowałam jej policzek i odchodząc, rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę grobu oraz Pablo.

Mijały kolejne tygodnie, które były dla mnie swoistą terapią. Skupiając się głównie na pracy, powoli pozbywałam się z myśli Cristóbala. Codziennie przychodziłam do biura pierwsza i codziennie ostatnia z niego wychodziłam. Angażowałam się we wszystkie projekty mojego szefa, a parzenie kawy w ogromnych ilościach było już moją nadzwyczajną umiejętnością.

Dzisiaj kolejny raz obudziłam się przed budzikiem. Była dokładnie czwarta rano, a ja wewnętrznie czułam, że tego dnia wydarzy się coś niezwykłego. To trochę tak, jak małe dziecko, które uparcie czeka na świętego Mikołaja, bo dobrze wie, że przyniesie mu coś fajnego. Właśnie tak się dzisiaj czuję, czekam na swojego Mikołaja choć jestem już dużą dziewczynką. Wstając z łóżka, zarzuciłam na siebie szlafrok po czym zabierając ze sobą ubrania, udałam się prosto do łazienki. Szybki prysznic, lekki makijaż i starannie ułożone włosy były już moją codzienną rutyną. Zakładając na siebie czarną, dopasowaną sukienkę i szpilki w kolorze nude byłam gotowa, zmierzyć się z kolejnym pracowitym dniem. Wychodząc z łazienki zauważyłam krzątającą się po kuchni matkę. Od kiedy zaczęła się leczyć i znalazła pracę, stała się nadopiekuńcza. Codziennie rano robiła mi dużą, mocną kawę, a do tego moją ulubioną tortillę. Może to zabrzmi absurdalnie, ale z całego związku z Cristóbalem to jedyna dobra rzecz jaka do mnie wróciła. Odzyskałam bezwarunkową miłość i rodzinną idyllę, za którą tęskniłam przez siedem lat.

Całując Gabrielę w czubek głowy, wyszłam do pracy. Dostałam od Daniela Navarro służbowy samochód, bo jak to powiedział: „nie wypada, żeby jego sekretarka jeździła autobusami, bo co wtedy ludzie o nim powiedzą" i odkąd nim jeżdżę drogę pokonuję w śmiesznym czasie, dosłownych siedmiu minut. Po drodze zahaczam o ulubioną kawiarnię szefa i biorąc na wynos dwie espresso docieram do biura. Jak zwykle jestem przed wszystkimi. Zostawiam torebkę na wieszaku i zajmuje moje stanowisko.

Biuro Daniela mieści się na siódmym piętrze w jednym z wieżowców w Walencji. Mimo, iż jego gabinet jest przeszklony to tylko nieliczni mają tą możliwość, by do niego wejść. Można powiedzieć, że jestem jego strażnikiem, bowiem każdy wspólnik czy pracownik najpierw musi przejść przez moje terytorium, a to nie wszystkim się udaje.

Adicción Mala - #DESEOOSCURO [ZAKOŃCZONE]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن