Rozdział 44

588 35 2
                                    

Perspektywa Tristana

Po rozmowie z Lily i Loganem wróciłem do mojego własnego mieszkania w Londynie. Na tamtą chwilę musiałem zastopować. Również nie mam pomysły gdzie mogę go znaleźć. Było za późno aby pójść do kawiarni, jeśli dalej panuje taki sam układ co kiedyś w co wątpię. Chociaż sam nie wiem. Chcę go znaleźć za wszelką cenę, ale za razem jestem bezradny. Nie wiem czy umiem przekonać go do choćby rozmowy.

Takie myśli zaprzątają mi głowę od wczoraj po kilku godzinach od rozmowy z narzeczeństwem. Zrozumiałem, że zamiast przybliżać się do niego to oddalam się. Zamiast znaleźć jakiś prowadzący do niego trop to odnalazłem nowe niewiadome. Na dodatek osoby, które mogłybym mi o tym powiedzieć albo mnie wyrzucą na zbity pysk albo zrobią to samo co Li. Ale ona akurat ze swoim przeznaczonym zadziwili mnie szczerze. Byłem pewny, że oni zaliczają się do pierwszej grupy osób, które mnie wyrzucą. Życie umie zaskoczyć.

Leżę na łóżku od kilku godzin i nie umiem nic zrobić. Spałem zaledwie dwie godziny, nie mogę jeść ani pić. Również nie mam sił na nic. Pracoholizm oraz depresja to idealne połączenie. Nic dodać nic ująć. Brakuje jeszcze zwidzeń i będzie jeszcze lepiej.

Dobra to nie czas na użalanie się nad sobą. Muszę to zrobić dla niego i dla siebie samego. Nie pokażę się mu w takim stanie.

Z tymi myślami usiadłem i rozciągnąłem się. Miałem już wstawać, ale długo ziewnąłem. Jeszcze kilka godzin snu i biorę się do roboty. Po raz kolejny położyłem się i już byłem jedną nogą w wymarzonym śnie gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Nakryłem głowę kołdrą i udawałem, że nic nie słyszę. Po chwili ciągłego rozgłosu tego denerwującego dźwięku westchnąłem głośnie. Nie zasnę nawet jeśli bym zechciał. Jezu przepraszam za wszystkie wcześniejsze słowa na temat, że mi się nie chce, ale proszę ucisz ten dźwięk aby nie musiał wstawać jeszcze z kilka godzin.

Kolejny raz rozbrzmiał ten irytujący dźwięk. Usiadłem i postawiłem stopy na podłodze. Złapałem jedną ręką za włosy by później przejechać nią po twarzy. Wziąłem jeszcze jeden większy wdech i wstałem. Ociężałym krokiem skierowałem się do drzwi wejściowych do których ktoś usilnie się dobija. Dziwi mnie fakt, że ktoś jest pod drzwiami jak nie otwierałem dal nikogo klatki. Pewnie któryś z sąsiadów zrobił to za mnie. Jeszcze brakowało mi zatroskanych i wścibskich sąsiadów. Nie kłopotałem się z zamkiem i po dziesięciu sekundach zobaczyłem Nathana i Kayle. Oparłem się bokiem o framugę drzwi i spojrzałem na nich z podniesioną brwią do góry. Co jak co, ale ich się tu nie spodziewałem. Szczególnie ich razem.

-Tristan.- Powiedziała blondynka. Patrzyła na mnie i samoistnie jej wzrok zleciał na mój tors. Kobieta od razu zarumieniła się. Trochę to dziwne, bo prawie codziennie mnie tak widziała. Nie lubię spać w jakiś bluzkach gdy jest tak cholernie ciepło.- Ubierz się.

Nie czekając na nic wepchnęła się do środka. Mężczyzna tylko pokręcił głową na boki z niedowierzaniem. Po tej krótkiej czynności przywitał się ze mną i sam nie czekając na zaproszenie poszedł w ślady bety. Westchnąłem tylko i zamknąłem drzwi. Jeszcze potrzeba mi do tego plotek w bloku. Skierowałem się do salony gdzie siedzieli już moi nieproszeni goście. Może nie dokładnie w salonie, ale w jednym pomieszczeniu. Nathan siedzi przy wyspie kuchennej i stuka palcami o blat, a Kayla siedzi na kanapie z zaciśniętymi dłońmi.

-To po co tu jesteście?- Zapytałem gdy cisza wokół nas zrobiła się nieznośna.

-Martwiłam się.- Rzekła dziewczyna nie zmieniając pozycji.- Myślałam, że potrzebujesz teraz czyjejś pomocy.

-Dziękuję.- Odpowiedziałem mało przekonany. Lubię ją jako koleżankę, ale nic poza tym. Dodatkowo jeszcze dobę temu była moją narzeczoną i przez to czuję się niezręcznie i po prostu dziwnie. - A ty?

Zszyć ranę a/b/oWhere stories live. Discover now