Rozdział 25

893 39 0
                                    

Perspektywa Logana

Od czasu spotkania mojej słodkiej mate minął ponad tydzień. Przez ten czas siedziałem u nich aż do dzisiaj czyli soboty. Lily z czarnowłosym poszli do pracy, a ja miałem za zadanie zrobić obiad. Trochę to trudne. Może i umiem coś tam zrobić, ale po jedzeniu Li czuję jakby czegoś tu brakowało. Nie ważne ile razy próbuję. Nie chcę do nich dzwonić i im przeszkadzać. I tak jestem gościem dzisiaj ostatni dzień i chce coś zrobić na koniec.

Może coś zamówię i zjemy razem?

Po prostu nie mam zielonego pojęcia co zrobić.

Nawet gdybym wiedział to i tak mam niecałą godzinę do ich przyjścia. Po prostu świetnie. Nie dosyć, że siedzę im na głowie to do tego nie ma ze mnie żadnego pożytku. Dziwnie się z tym czuję.

Od kiedy mieszkam razem z chłopakami z liceum to ja zazwyczaj gotuje, a jeśli nie to zamawialiśmy coś. Inaczej mówiąc zawsze odczuwałem ważność mojej osoby. Teraz niezbyt.

Dla mnie ten pobyt tu to raj i urlop. Oczywiście chodzę na studia i w ogóle mam swoje życie. Ale z każdym dniem nie wyobrażam sobie go bez niej. Nawet do jej przyszywanego brata się przywiązałem. Jak obiecałem mu postawiłem, nie jedno piwo i pogadaliśmy sobie. Nie wiedziałem, że ma taką skomplikowaną przeszłość. A powiedział mi tylko dlatego, że jestem przeznaczonym Lily. Ten fakt trochę mnie zasmucił, bo jednak nie powiedział mi tego z powodu naszej relacji czy coś. Chłopak musiał to zauważyć, bo zaczął się tłumaczyć, że nie dosłownie o to mu chodzi, ale uczucie pozostało.

Jak mówiąc o nim to wrócić w czwartej rano cały w malinkach i ugryzieniach z bardzo wyczuwalnym zapachem alfy. Można było się domyślić co tam zaszło.

Siedzę przy stole w kuchni i zastanówmy się co zrobić z tym piekielnym obiadem. Z rozmyślania wyrwał mnie szczęk otwieranym drzwi. Zdziwiony wstałem i wyjrzałem za rogu. W przedpokoju stał Matt. Bez Lily. Ale czemu? I dlaczego wygląda jakby miał iść na swoją stypę. Cicho oparłem się o róg ściany i przyglądałem się mu. Musiał mnie nie zauważyć, bo westchnął uciążliwie i przejechał otwartą dłonią po twarzy. Dopiero po tej czynności spojrzał w moją stronę.

- Cześć.- Powiedział nad wyraz entuzjastycznie przybierając uśmiech. Całkowita zmiana.

- Hej. Gdzie podziałeś Lily?

- Jest jeszcze w pracy.- Opowiedział chłopak wieszając kurtkę na wieszak w przedpokoju.- Wróciłem wcześniej, bo chciałem z tobą porozmawiać.

Zdziwiłem się, bo ostatnie zdanie było powiedziane ze szczerością i lekką grożą.

Kiwnąłem tylko głową na znak potwierdzenia i udałem się do kuchni poczekać na omegę.

Nadal nie dociera do mnie to, że on jest omegą. Całkowicie się różni od pozostałych z tej grypy hierarchii.

Czarnooki usiadł naprzeciwko mnie i popatrzył mi w oczy z szczerością i niemą prośbą.

- Chcę abyś zabrał krasnala na randkę.

Tego to się nie spodziewałem.

- Dobry pomysł. - Stwierdziłem po chwili namysłu opierając się o oparcie krzesła. - Tylko kiedy o gdzie?

- Najlepiej dzisiaj.- Oznajmił młodszy i wyjął coś z kieszeni spodni.- Tu masz listę miejsc gdzie chętnie by poszła. I mam nadzieję, że pamiętasz naszą rozmowę sprzed tygodnia na ten temat.

- Jasne, że tak.- Doskonale wiem o co chodzi.- Myślisz, że zabrać ją z domu kiedy przyjdzie czy z pracy?

- Z pracy.- Rzekł chłopak zaplątując palce na stole.- Niech ma niezapomniany wieczór. Tylko o to cię proszę.

Zszyć ranę a/b/oWhere stories live. Discover now