Rozdział 37

571 32 0
                                    

Perspektywa Logana

- Cześć, gotowi już na odjazd?- Zapytałem wchodząc przez otwarte drzwi. W progu stała moją piękna brunetka ze swoim uśmiechem. Zamknęła za mną drzwi, a ja przyjrzałem się lepiej dziewczynie. Coś mi nie pasowało w jej zachowaniu. Na jej twarzy malował się uśmiech, lecz różnił się od tego co zazwyczaj mnie witał. Ten był smutny i zawierał troskę. Nie wiem o co chodzi, ale się tego dowiem.- Co się stało? Nie cieszysz się z powrotu do domu? Przecież przyjadę za kilka dni po was.- Pokręciła przecząco głową.- Pokłóciłeś się z kimś? Odwołali pociąg? - Nie dając jej szans na odpowiedź zasypywałem ją pytaniami z prędkością światła. Jedno po drugim. Ciągnąć swój monolog zdjąłem z siebie zewnętrzną odzież. Na każde pytanie odpowiadała tak samo co na poprzednie lub w ogóle. W końcu lekko się roześmiała przez natłok mojej wypowiedzi. Przestałem mówić i sam  uśmiechnąłem się z ulgą. - Więc co ..

Teraz to ona nie dała mi dokończyć, bo pociągnęła mnie za bluzę i pocałowała krótko, najprawdopodobniej po to aby mnie uciszyć.

- Ej, spokojnie.- Powiedziała z nadal wyczuwalnym rozbawieniem.- Nie ma to nic wspólnego z moimi rodzicami czy wyjazdem. Przecież i tak jakbyśmy się spóźnili na pociąg to pojechalibyśmy następnym. Święta zaczynają się za cztery dni. Mamy czas.- Zmarszczyłem brwi. Więc o co chodzi?- Chodzi o młodego.- Zdziwiłem się na tą odpowiedź.- Od półtorej tygodnia jest dziwny i jakby zamknięty w sobie.

Zastanowiłem się nad tym. Miała rację. Matt od dnia, w którym wyszedł wieczorem z domu aby wrócić zaledwie po piętnastu minutach, to był dzień po kłótni z Tristanem, jest dziwnie spokojny i nieswój. Jak tylko wrócił ze swojego wieczornego spaceru wypił szklanek jakiegoś alhokolu i zatrzasnął się w swoim pokoju. Z nikim nie miał zamiaru rozmawiać ani wiedzieć. Nie dociekaliśmy jego zachowania, bo jest już dorosły. Dopiero następnego dnia zrobiło się dziwnie. Kiedy wstaliśmy nie było go w domu. Musiał wstać długo przed nami i wyjść z domu, jakby uciekał przed ta rozmowa i przed nami. A kiedy go w końcu dopadliśmy i spytaliśmy o co chodzi to jedyną odpowiedzią było jedno słowo " Nic", poza tym nic nie powiedział.

Zajrzałem za ściany w stronę kuchni. Przy stole siedział chłopak z opartymi o stół łokciami i głową na rękach. Czaszkę skierowaną miał w dół ze wzrokiem najprawdopodobniej wbitym w drewno.

Wyglądało to tak jakby obydwoje współlokatorów przed chwilą odbywało nie przyjemną dla nich rozmowę. Nic dziwnego, że Li w końcu nie wytrzymała i pociągnęła go za język.

Spojrzałem z troską na Lily. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w stronę czarnowłosego. Położyłem dłoń na jego ramieniu przez co drgnął nieznacznie. Odwrócił głowę w moim kierunku. Traktuję go jak młodszego brata dlatego gdy jego wzrok spotkał się z moim przez moje ciało przeszła fala smutku, złości i goryczy. Zamglone oczy. Popękane usta. Włosy w większym nieładzie niż zwykle. Nie wiem przez kogo lub przez co tak wygląda, ale jeśli tylko się tego dowiem to wraz z drugą alfa zgotujemy komuś niezłe piekło na ziemi.

- Hej, jest już tak późno?- Zapytał z wymuszonym uśmiechem.- Już idę wi..

- Przestań.- Powiedziałem boleśnie przerywając mu. Bolało to jak cholera, że osoba, ktoś jest dla ciebie jak rodzina rozpada się na twoich oczach, a ty nic nie możesz z tym zrobić bez jego zgody. - Powiedz w końcu o co chodzi.

Natomiast ja nie miałem zamiaru dopuścić do tego. Stał się kimś bez kogo ani ja ani Li ani kawiarnia nie wyobraża sobie życia i oczywiście nie muszę wspominać o pewnej skretyniałej alfie. Ale to chyba oczywiste.

Usiadłem naprzeciwko niego, a dziewczyna przyglądająca się do tej pory, zajęła miejsce obok niego chwytając za jego dłoń i ściskając ją lekko.

Zszyć ranę a/b/oOn viuen les histories. Descobreix ara