Rozdział 2

80 6 3
                                    

DZIĘKUJĘ


Czy dobro zawsze jest w stanie wygrać ze złem? A może to zło jest tak bardzo słabe, że dobro nie potrzebuje wystarczająco dużo siły, by je pokonać? Mówi się, że człowiek nigdy nie rodzi się zły, bo to inni zmieniają, a my sami tworzymy ścieżkę, którą kroczymy. Ile tylko jest w tym prawdy, skoro na świecie szerzy się nienawiść, którą napędzają ludzie. Żywią się nią jak wygłodniałe wilki, czekając na kolejną porcję padliny. Żerują na innych, gdyż sprawia im to radość. Tylko po co?


Sasuke nie rozumiał nienawiści. Zamknął swoje myśli w klatce, uczucia związał i wrzucił do skrzyni na kłódkę, zapominając, że jego rodzina nie chciałaby zemsty. Niebieska, szlachetna krew nigdy nie powinna zostać zabrudzona, ale pierwszy zrobił to Itachi, mordując jego całą rodzinę. Tak naprawdę to od niego zaczęło się to jakże dziwne słowo. N i e n a w i ś ć.


Jako dziecko nie mógł zrozumieć, czym ów uczucie jest. I nie może do teraz. Bo jak pojąć taką potęgę, która prowadzi tylko do śmierci innych ludzi? On nigdy nie chciał, by ktokolwiek zamordował mu rodzinę i nigdy nie przypuszczał, że sam mógłby coś podobnego uczynić. A jednak wyłączył pstryczek człowieczeństwa i mordował. Bez wyrzutów sumienia.


Jednego nie mógł pojąć. Dlaczego ludzie wciąż widzieli w nim dobro, skoro on już dawno stał się zły?


Wiedział, że jego matka nie pochwalałby tego zachowania, a ojciec ukarałby go surowo jak dziecko. Tak bardzo za nimi tęsknił... Nie pamiętał, kiedy ostatnio o nich pomyślał, kiedy ostatni raz próbował zrozumieć, że wyparł ich ze swojej świadomości. Jak mógł zapomnieć ludzi, którzy chcieli wychować go na mądrego, odpowiedzialnego mężczyznę? Czy było warto zostawić to wszystko za sobą? Przecież przeszłość można zapomnieć, owszem, ale obrazy stające przed oczami nigdy nie odejdą. One chcą zostać, sprawiają, że jeszcze wciąż jesteśmy ludźmi.To nie tak, że Sasuke nigdy nie miał koszmarów. To nie tak, że z dnia na dzień stał się obojętny na wszystko. On musiał. Bo gdyby nie on, to nikogo nie dosięgłaby sprawiedliwość. A tak wszyscy ci, którzy byli odpowiedzialni za śmierć jego rodziny, sami witają się ze Śmiercią. Czy w związku z tym, nie powinien czuć błogiej ulgi wypychającej jego płuca?


Spoglądał w niebo ze smutnym wyrazem twarzy. Jego oczy po raz pierwszy błyszczały w słońcu, miały w sobie życie. Nabrał więc potężnego haustu powietrza i zamarł przez chwilę, pochłonięty swoimi myślami. Chłodny wiatr bawił się kruczoczarnymi kosmykami, łaskocząc jego blade policzki.


Leżeli na chłodnej ziemi, obok siebie, wyczerpani i zakrwawieni. Nie mogli oddychać. A mimo wszystko rozmawiali. A on, ten zwykle ponury Uchiha, nawet się uśmiechnął! Naruto był... zaskoczony. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio widział szczery uśmiech swojego przyjaciela.Kiedyś Uzumaki śmiał się, że z jego twarzy nigdy więcej nie wyczyta emocji. Nie pozna prawdziwego oblicza – oblicza zagubionego dziecka, błądzącego gdzieś pomiędzy jawą a snem. Od zawsze wiedział, że jest małym, wciąż przerażonym dzieckiem. Teraz też nim był, tyle że w skórze dorosłego mężczyzny. Byli podobni. Samotni, zagubieni, z takimi samymi marzeniami. A zarazem tak różni, gdy jeden z nich obrał niewłaściwą drogę. Byli braćmi. Takimi, jakimi nie jest prawdziwe rodzeństwo. Łączyło ich zbyt wiele, by mówić o rodzinie. Przyjaciele. Bracia. Niby podobnie, ale jednak tak różnie.


Gdy Naruto zrozumiał, że oboje stracili po jednej ręce, leżąc beztrosko na ziemi, wzdrygnął się gwałtownie. Dopiero teraz dotarła do niego wiadomość, że już nigdy nie poruszy swoją prawą ręką. W tym momencie też poczuł dziwny prąd rozlewający się po kikucie, mimo iż wydawało się, że ta energia przechodzi aż po same czubki palców.

Szept szaleństwaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon