Rozdział 6

30 3 0
                                    

Przetrwanie


Czasami wydaje się, że nie można cofnąć czasu i naprawić swoich błędów. Później okazuje się, iż czas tak naprawdę jest fikcją. Wszystko toczy się własnym torem i nie można stwierdzić czy minuta trwa faktyczną minutę.

W chwili gdy shinobi wpadli do mieszkania, wybijając szyby i dając oczywisty znak, że właśnie wtargnęli, czas nie grał roli. Nie było można zliczyć co do sekundy wymiany ciosów między wyszkolonymi do zabijania asasynami, a niesprawnym, aczkolwiek utalentowanym, młodzieńcem. W przeciągu minuty salon państwa Uchiha zamienił się w morze krwi i bałagan – tak wielki, iż trudno było nie pokaleczyć stóp od odłamków po starych wazonach czy ramek na fotografie.

Zdrajcę było trzeba wyeliminować za wszelką cenę – taka była decyzja Rady, na którą Hokage się nie zgodził. Nie wiedział jednak, że papier, który podpisał, był podpuchą – sam skazał swojego ucznia na śmierć.

Sasuke nie wahał się ani przez chwilę. Stojąc przy kominku, który palił się słabiutko, wpatrywał się w płomienie, nasłuchując hałasów przed domem. Już wtedy wiedział, że coś jest nie tak; nie spodziewał się jednak, że bez żadnego powodu chcieli go zaatakować. Bezbronnego, niesprawnego, na przepustce. Przecież nic nie zrobił!

Sharingan zabłysnął w oczach tak szybko jak szybko jeden z shinobi złapał za klamkę. Nim którykolwiek wtargnął przez okno, Uchiha już trzymał wazon w dłoni, by po chwili rzucić nim w stronę nieproszonego gościa. Reszta potoczyła się szybko. Do domu wparowała grupa mężczyzn w czarnych kombinezonach i białych maskach, machając kunai, używając chakry i masy innych gadżetów. Nie sprostali jednak Sasuke, który ledwo dzierżąc miecz w dłoni, wojował jak na prawdziwego shinobi przystało. Mimo to jeden z członków oddziału Anbu uderzył go z całej siły w klatkę piersiową, co równało się z wyślizgnięciem miecza z ręki i bezdech oszołomionego Uchiha. Ból w płucach, jaki poczuł zaraz potem, przyprawił go o zawroty głowy. Upadł na kolana i podpierając się o podłogę, próbował złapać jak najwięcej powietrza. Rany nie goiły się na tyle szybko, a uszkodzone płuco po starciu w jednej z cięższych walk na wojnie, niestety nie regenerowało się zadowalająco. Od tamtej nieszczęśliwej chwili miał spory problem z funkcjonowaniem.

— Taki wielki wojownik, prawie legenda, a uderzenie w klatę zabolało? — Pochylił się nad nim jeden z shinobi w masce małpy. Śmiech pozostałych, tych, co przetrwali ów starcie, niósł się echem po salonie. — Tyle twojego, sukinsynu — zadrwił, wycierając rękawem czarnej bluzy cieknąca po masce krew, należącą do jego brata. Mężczyzna spojrzał na martwe ciało leżące w kącie. — Zabiłeś mojego młodszego braciszka.

— Złamas nawet nie potrafił posługiwać się mieczem, od którego zginął — wychrypiał Sasuke.

K a r a przyszła szybko.

Jedno kopnięcie w żebra, drugie w poharatane biodro. Sasuke zgiął się wpół, wyjękując jakieś przekleństwo. Zaczął kaszleć, susza ogarnęła jego gardło. Przeszył go ostry ból w czaszce, który promieniował aż do nieco niesprawnej ręki. Dopadły go również jeszcze mocniejsze zawroty głowy. Aż go zemdliło.

— Dalej chcesz się nabijać, Uchiha? Mam w zanadrzu więcej niż to!

Sasuke nie odpowiedział. Jedyne na czym mu teraz zależało, to złapanie jak największej ilości tlenu i próba eliminacji bólu.

Haruno stała za drzwiami w kuchni, nasłuchując i podglądając, co się dzieje zaraz obok przez lekką szparę w drzwiach. Nie domknęła ich tylko dlatego, że zamierzała wyjść z tacą jedzenia, uśmiechając się szczerze do – pewnie jak zwykle – zamyślonego Sasuke. Oznajmiłaby, że kolacja gotowa i zostawiłaby go samego, do czasu aż znowu by ją zawołał i poprosił o jakąś historię z jego życia. Tymczasem zdążyła tylko wejść do kuchni, gdy nagle rozległ się hałas. Jedynie delikatnie przymknęła drzwi i wstrzymała oddech. Teraz, drżąc i nie mogąc zebrać myśli, próbowała zrozumieć, czym znowu zawinił, że Anbu wkroczyło do domu jak do przestępcy; którym, rzecz jasna, był.

Szept szaleństwaWhere stories live. Discover now