Rozdział 12

26 2 0
                                    

Zdrajca



Jeżeli stojąc twarzą w twarz ze Śmiercią, zaczynasz się uśmiechać to albo godzisz się z nadchodzącym końcem, albo jesteś zwykłym głupcem. Gdyby spytać Sasuke, co kłębiło się w jego głowie, kiedy spojrzał w oczy Noriakiego, na pewno odpowiedziałby, że odczuwał pogardę. Pogardę do samego siebie.

Mimo że Uchiha wiedział, że sprzedał swoją duszę diabłu, nie mógł pogodzić się z myślą, iż Radny wszystko dokładnie zaplanował i gdzieś w tym wszystkim tkwił spory haczyk. Uratowanie Hokage i Naruto oraz dziedziczkę byakugana w zamian za jego życie było czymś, co bez dłuższego zastanowienia przyjął. Już dawno pogodził się ze śmiercią, był na nią gotów. Okazało się jednak, że los oczekiwał czegoś jeszcze. Prawdopodobnie poświęcenie miało być pokutą za wszystkie grzechy. Pluł sobie jednakowoż w brodę, bo wystarczył jeden impuls, by podjąć nieprzemyślaną decyzję.

A mógł porozmawiać z Sakurą. Była bystrą kobietą, inteligentną. Wystarczyło tylko pokazać ten świstek papieru, wysłuchać jej propozycji, tych za i przeciw, i wspólnie coś wymyślić. Miast tego zostawił ją z marną wiadomością w nadziei, że Yuto sobie z nią poradzi i nie pozwoli dociekać. Obawiał się jednak, że pozostawienie Osady bez jego opieki było największym błędem, jaki mógł popełnić w dotychczasowym życiu.

Poleje się krew — podpowiadało jego alter ego, śmiejąc się w głos.

Też to czuję, odparł w myślach.

Ktoś dzisiaj umrze, Sasuke i na pewno nie będziesz to ty.

Bez słowa dał się zaaresztować skorumpowanym wojownikom, ale przez cały ten czas nie spuszczał z oczu Radnego. Starzec starał się za wszelką cenę zachować pokerową twarz, ale jego oczy zdradzały coś bardzo niepokojącego. Błyszczały w zachodzących promieniach słońca, a gdy całkowicie zniknęło za horyzontem, brzydki cień padł na jego surową twarz naznaczoną starczymi plamami. Usta zaś wykrzywiał szeroki uśmiech.

To był triumf.

— Spal Osadę — rozkazał z ironicznym uśmiechem na ustach Noriaki, a już spokojniejszy, choć wciąż pogrążony w ogromnej żałobie Eizo zasalutował posłusznie i zniknął w kłębie dymu wraz z liczną grupą innych wojowników.

W Sasuke coś zawrzało. Chciał się wyrwać i zrobić rzeź, ale panował nad sobą w jakimś nikłym stopniu i tylko rzucił pogardliwe spojrzenie Radnemu, który prychnął w odwecie i otworzył bramę prowadzącą do podziemnego tunelu. Uchiha postanowił to wszystko opóźnić, dowiedzieć się, jak złowrogi plan miał Noriaki i shinobi wiedział, że prędzej czy później cokolwiek powie.

— Nikt nie miał ginąć — wycedził młody mężczyzna przez zaciśnięte zęby i nie pozwolił zepchnąć się na schody. — Nie spóźniłem się, przybyłem od razu. Wszyscy mieli być bezpieczni.

Noriaki ciężko westchnął i przeciągnął się, ostentacyjnie obrzucając spojrzeniem ciemną okolicę. Wydał z siebie jakiś dziwnie nieokreślony dźwięk i złożywszy dłonie jak do modlitwy, wygiął palce, które głośno trzasnęły. Wtedy ponownie westchnął, ale z wyczuwalną ulgą.

— Zmieniłem zdanie — rzucił, a kącik jego ust uniósł się wystarczająco wysoko, by Sasuke odczytał wreszcie jego intencje. Wściekłość zawrzała w nim z taką siłą, że ciało oplotła fioletowa poświata, a wojownicy przygotowali się do ataku.

— Jesteś tchórzem, Noriaki.

Radny zaśmiał się w głos i uspokoił gestem ręki swoich podwładnych. Mężczyźni jednak nie opuścili gardy i wciąż trzymali gotowe w pogotowiu katany. Nie ufali komuś takiemu jak Uchiha, poza tym zdawali sobie sprawę, jak silnym mężczyzną się stał. Niejeden pluł sobie w brodę, że za dużą kasę i dobrą posadę postanowił służyć komuś takiemu jak ten starzec. Za czasów Danzo było źle, ale teraz wydawało się być jeszcze gorzej.

Szept szaleństwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz