39. Aleksandria

1.8K 52 24
                                    

Wstałam dość wcześnie. Giovanni spał jeszcze wygodnie w łóżku. Wzięłam ciepłą kąpiel. Włosy wysuszyłam suszarką i rozczesałam. Nałożyłam tusz do rzęs i odrobinę pudru. Z szafy wyciągnęłam luźną sukienkę z rękawkami, sięgającą do kolan. Była w kolorze żółtym. Powolnym krokiem ruszyłam do kuchni, gdzie przygotowałam śniadanie, a mianowicie zrobiłam naleśniki z bitą śmietaną. Akurat na takie miałam ochotę. Napiłam się trochę zwykłej wody i czekałam, aż Giovanni się obudzi. Zawsze wstaje wcześniej niż ja. No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz na wszystko. Słońce dopiero wschodziło. Promienie delikatnie zaczęły oświecać moją twarz. Siedziałam w ciszy i zastanawiałam się co dalej. Nie wiem, czy moja matka nadal jest w szpitalu. Mogłabym wysłać jednego z ludzi Gio, nie miałby chyba nic przeciwko. Nałożyłam białe trampki i wyszłam z pokoju. Zamknęłam go kluczykiem i ruszyłam na sam dół. Minęłam recepcjonistkę i wyszłam na dwór. Stały tam czarne samochody w rzędzie obok siebie. Wiedziałam, że to ludzie mojego męża. Podeszłam do jednego z nich i zapukałam w szybę. Z samochodu wysiadł wysoki ciemnowłosy mężczyzna, o lekkim zaroście i piwnych oczach. Uśmiechnął się delikatnie i spytał:

- Jak mogę pani pomóc, pani Ross?

- Mógłbyś pojechać do szpitala i dowiedzieć się, czy moja matka nadal tam jest? - zapytałam. - Aziza Hernandez.

- Oczywiście. - odpowiedział. - Niech wraca pani do pokoju hotelowego.

Kiwnęłam głową i tak też uczyniłam. Otworzyłam pokój i weszłam do środka. Na krześle siedział wkurzony Giovanni. Miał na sobie aby spodnie. Ręce trzymał skrzyżowane. Podeszłam z głową w dole i usiadłam na krześle naprzeciwko. Był zirytowany i to zrozumiałe.

- Gdzie byłaś Hailee? - warknął.

- Poprosiłam jednego z twoich ludzi, aby dowiedzieli się, czy matka jest w szpitalu. - odparłam.

Wtedy mężczyzna spokojnej wypuścił powietrze z ust.

- Mogłaś mnie obudzić. - zaczął tłumaczyć. - Ja bym się dowiedział. Nie potrzebnie się narażasz.

- Ale jestem tu bezpieczna. - odparłam lekko wkurzona.

- Pamiętaj, że Hernandez się zadłużył u mafii. - przekręcił oczami.

Oparłam głowę o rękę. Zaczynam rozumieć, że nasze życie to jedna wielka karuzela uczuć. Szukając szansy na dobrą przyszłość, odnajdujemy kolejne powody do kłótni. Dawny szacunek szlag trafił, a my pozostaliśmy razem, lecz tak daleko od siebie. Mimo, że nasze ciała różni mała różnica, to psychicznie wydaje się ona ciągnąć kilometrami. Ciągłe podróżowanie sprowadza nas na odkrywanie nieszczęść. Odszukujemy powodów by siebie krzywdzić. Nie chcę tak żyć, ale muszę. Nauczymy się z czasem rozmawiać, wierzę w to. Nasza nadzieja to dziecko. Oby przyniosło nam spokój i miłość na którą tyle czekamy. Niech da nam powód do radości. Jednak, gdy spoglądam na sytuację w której jesteśmy widzę jedno wyjście. To co powiem będzie spontaniczne i będzie nas wiele kosztowało, ale potrzebujemy tego.

- Giovanni? - spytałam ciszej. - Wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem po powrocie na Sycylię, będzie moja wyprowadzka.

- Nie. - odpowiedział stanowczo. - Jesteś w ciąży, kto się tobą zajmie?

- Zawsze można wynająć gosposię. - rzekłam spoglądając na mężczyznę.

Czarnowłosy w odpowiedzi podszedł do mnie i kucnął obok. Swoją dłoń delikatnie położył na mojej. W jego oczach było widoczne zmartwienie. Co z nami będzie dalej? Nie mam pojęcia. Jedyne co chce zrobić, to uciec z tej pechowej Aleksandrii. Im dłużej tu jestem, tym gorszych rzeczy się dowiaduję.

- Nie wiem Hailee - mruknął niepewnie. - nie będę umiał żyć bez ciebie.

- To tylko twoje słowa Giovanni. - rzuciłam. - Tak będzie lepiej.

- Ale nie będzie rozwodu. - powiedział szybko.

Czy dojdzie do rozwodu, to się zobaczy. Na razie separacja jest jedynym wyjściem. Oboje zaznamy nam potrzebnego spokoju. Nie będziemy się kłócić, ja nie będę się denerwowała. Życie bez niego będzie trudne, ale wierzę, że dam sobie radę. W końcu z dala od mafii. Ten biznes nie jest dla mnie. Wolałabym wieść normalne życie z mężczyzną, który nie zabija innych. Z daleka od krzyków jego ofiar. Boję się tylko, co może spotkać to maleństwo. Będzie następcą Giovanniego. Szkolone by zabijać, torturować, nie okazywać emocji. Chciałabym, by miało normalne życie - choć to niemożliwe. Normalność w tym świecie nie istnieje. Trzeba patrzeć za siebie i przed siebie. Wiem, że będę wściekła, jeżeli Gio podpisze kontrakt taki sam, którym zostaliśmy złączeni. Chcę, by to maleństwo miało wolność wyboru. By mogło samo o sobie decydować. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Wszedł ten sam człowiek, którego wysłałam do szpitala.

- Pani Ross - zaczął mówić. - pani matka jest już w domu.

- Dziękuję ci bardzo. - uśmiechnęłam się do niego.

- Do usług. - odpowiedział i wyszedł z pokoju.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Autor

Moi drodzy, chcę wam wszystkim życzyć szczęśliwego Nowego Roku.

Ten rok, nie był bardzo idealny dla mnie. W pewnych momentach traciłam motywację, a więc dziękuję tym którzy zostawiali gwiazdki - było to dla mnie ogromne wsparcie.
Osoby, które piszą komentarze bardzo szanuję, jestem zaszczycona, że opisujecie swoje zdanie. Pamiętajcie, to wy tworzycie tą książkę razem ze mną.

Do następnego i ostatniego rozdziału tego sezonu.

Sempre Where stories live. Discover now