34. Aleksandria

1.9K 64 8
                                    

Dwa tygodnie później

Siedzę właśnie przy łóżku mojej matki poraz kolejny. W mojej głowie ciągle Deja Vu. Patrzę na nią, w jej oczy. Ona natomiast uśmiechnięta. Tłumaczyła się, że tak będzie lepiej. Lepiej, dla kogo? Nie rozumiem. Gio cały czas stał przy mnie. Nie odchodził na krok. Teraz zapadła cisza, ponieważ po argumentach matki przyszedł wkurzony Hernandez. Nie odezwał się do mnie słowem, po tym jak Giovanni poszedł 'zamienić z nim parę słów'. Moje serce pękło poraz kolejny. Nie wiem, czy mam siłę na to wszystko. Bezsilnie wstałam i niestety ponownie padłam na siedzenie. Zrobiło mi się niedobrze. Zebrało mi się na wymioty. Wynikało to z tych emocji. Kiedy wstałam ponownie zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zauważyłam wtedy pierwszy raz, że mój "ojciec" się przejął. Giovanni szybko mnie objął i wziął w swoje ramiona. Słyszałam aby spanikowane głosy rodziców. Gio zaniósł mnie do innej sali. Czułam się na zbyt słabą, aby na niego krzyczeć, bądź protestować. Przyszła pielęgniarka i Tarik. Zaraz zaczęli mnie badać. Poprosiłam Giovanniego, aby ten wyszedł, na szczęście mnie posłuchał. Po paru minutach Tarik wyszedł. Leżałam chwilę, aż powrócił i powiedział coś, czego nie byłam gotowa usłyszeć:

- Gratuluję pani Ross. Jest pani dwa tygodnie w ciąży.

Nie miałam już siły płakać. Czułam, że Aleksandria rzeczywiście przynosi mi pecha. Chociaż, czy to napewno pech - to maleństwo. Dotknęłam delikatnie brzucha i uśmiechnęłam się. Coś dobrego. Zaczęłam przejeżdżać swoją dłonią po nim w górę, w dół.

- Wszystko z nim w porządku? - spytałam.

- Wszystko dobrze. Ma dobry puls i wygląda na zdrowego, bądź zdrową. - odpowiedział starając się zachować profesjonalizm.

- To będzie on. - uśmiechnęłam. - Jestem pewna.

Tarik kiwnął głową i wyszedł ze smutkiem w oczach. Puściłam brzuch, gdy Gio wbiegł do sali. Od razu usiadł przy mnie i zapytał:

- Wszystko dobrze? - spytał zaniepokojony.

- Wszystko bardzo dobrze. - odparłam z uśmiechem na twarzy.

Przytuliłam się do niego mocno. Mężczyzna się pogubił i mu się nie dziwię. Taka zmienność. Odwzajemnił gest. Po chwili wszedł mój ojciec, który pchał moją matkę na wózku inwalidzkim. Usiadł obok mnie i ujął swoją dłonią moją.

- To nic poważnego, prawda? - spytał z lekkim zająknięciem.

- Nie. - odparłam. Następnej zwróciłam się do swojego męża - zabierz mnie proszę do hotelu.

- Zostań na chwilę. - odparł Hernandez. - musimy porozmawiać.

Spojrzałam na czarnowłosego i rzuciłam bezwzględnie:

- Jeżeli ci mój mąż pozwoli, to tak. - odparłam. - W końcu powinieneś pytać się go, nie mnie. Ana la ahad.

Po tych słowach opuścił głowę. Ja się do niego natomiast uśmiechnęłam. Wstałam z łóżka i chwyciłam dłoń Giovanniego. Pociągnęłam go za sobą i chwyciłam klamkę, wtedy mój ojciec powiedział:

- Kunt 'aelam 'anak last abnati. Min albidaya.

Teraz to już było bezsensu. Wyszłam jak gdyby nigdy nic się nie stało. Zastanawiam się, czy warto powiedzieć Gio o ciąży teraz, czy lepiej później. Chyba, wolę wyczekać idealnego momentu. Mężczyzna był przejęty i to widać było w jego oczach. Zrobię mu niespodziankę, mam tylko nadzieję, że udaną. Poczekam, aż wrócimy na Sycylię. Do domu. Giovanni otworzył mi drzwiczki od samochodu i pomógł wejść. Musiał się naprawdę o mnie martwić. Na moich ustach nadal malował się uśmiech. Wśród tylu nieszczęście, stało się szczęście. Zaczęliśmy jechać. Dłoń Giovanniego błądziła po moim udzie. Wiedziałam, że teraz już będzie dobrze. Musi być dobrze.

Sempre Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum