Rozdział 5: Running Over The Same Old Ground

688 63 2
                                    

Weekendy nigdy nie wydawały się Hermionie wystarczająco długie, a jednocześnie wydawały się nieskończenie długie. Po kolejnym, kiedy nie była bliżej odkrycia czegokolwiek, nawet naprawy urządzenia czasu, obudziła się w poniedziałek, 19 września 1977 roku, czując się dość przygnębiona. Była w przeszłości prawie miesiąc i najwyraźniej nic nie osiągnęła. Nie chciała żyć w 1977 roku, chciała żyć w swoim czasie. Nie wiedziała, co tu robi. Nikt nie zdawał się zauważać Snape'a, nie mówiąc już o chęci zabicia go. To wszystko wydawało się trochę beznadziejne.

I były jej urodziny.

– Nie wiem nawet, czy mam dwadzieścia siedem lat, czy nie – powiedziała głośno do swojego pustego pokoju.

- Z twoją cerą na pewno mogłabyś uchodzić na dwadzieścia pięć lat – odpowiedziało kojąco jej sypialniane lustro.

- To chyba pozytywna rzecz - zgodziła się i wstała z łóżka, żeby się ubrać. Nie było nic lepszego niż pusty komplement od zaczarowanego lustra, który postawi cię na właściwej psychologicznej ścieżce na cały dzień.

Był poniedziałek, co oznaczało pomaganie Filiusowi w jego zajęciach z zaklęć na piątym roku i asystowanie profesor Sprout w trzeciej klasie. Poniedziałkowe popołudniowe zajęcia z Pomoną odbyły się z Hufflepuffem i Ravenclawem. Uczestniczył w nich całkowicie zapatrzony w siebie,  narcystyczny Gilderoy Lockhart. Jeszcze bardziej żałowała swojego dziecinnego zakochania się w nim po tym, jak ukarała go po raz trzeci za oszustwo na swoim partnerze.

Mały gnojek!

Leniwie przekonywała siebie, że jej żal nie może być już większy, dopóki głośno nie upierał się, że jest „najlepszy w całej szkole w pracy nad odorosokiem", po czym za jego przyczyną natychmiast eksplodowały wszystkie odorosoki, nad którymi pracowali jego koledzy z klasy, a także Pomoy i jego własny.

- Nie martw się o to - powiedziała ze współczuciem Pomona, wysyłając dzieci z powrotem do ich dormitorium, żeby się doprowadziły do porządku. - Mam coś, co pozbędzie cię tego zapachu.

- To gówniane urodziny - powiedziała Hermiona ze smutkiem do siebie, próbując strząsnąć z rąk trochę śmierdzącej mazi.

- To twoje urodziny? Och, powinnaś była coś powiedzieć! Nie martw się, uczcimy je jak należy. Przyjdź do mojego pokoju o szóstej i zobaczymy, co da się zrobić. W międzyczasie... – Pomona włożyła rękę do kieszeni i podała Hermionie pękaty słoik.

– Um – zaczęła mówić młodsza czarownica.

- Po prostu wetrzyj to w siebie. Pozbędziesz się smrodu. Idź, idź, nie ma czasu do stracenia, trzeba świętować!

- Okej - powiedziała niepewnie Hermiona, a profesorka rzuciła jej surowe spojrzenie. - To znaczy, dobrze! -  powtórzyła z większym entuzjazmem.

- Tak już lepiej. A teraz załóż coś ładnego, ale niezbyt ładnego – powiedziała Pomona, mrugając do niej.

Skinęła głową, zupełnie nie mając pojęcia, jaki jest ubiór w stylu „coś ładnego, ale niezbyt ładnego". Miała tylko kilka par szat i musiałaby jedną z nich transmutować w coś, co pasowało do opisu.

Pomona spojrzała na Hermionę stanowczym spojrzeniem i delikatnie szturchnęła ją palcem. – O szóstej – powtórzyła stanowczo.

— Tak, profesor Sprout.

– No już, idź się ogarnąć.

Hermiona otworzyła usta, by przypomnieć jej, że obie były pokryte śmierdzącą mazią. Jednak w chwili, gdy je otworzyła, część wyżej wymienionej mazi wyciekła na jej język i natychmiast zdecydowała się ponownie zamknąć usta i pójść się umyć.

HGSS Zmienność niezmiennego czasu (polski przekład) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz