𝐜𝐡𝐚𝐩.𝐗𝐗𝐈✍︎

1.8K 85 12
                                    


- Loki spokojnie. - Zaśmiałam się I poklepałam mężczyznę po plecach.

- Nie... Nie potrzebnie... Mnie rozśmieszałaś. - Wydukał pomiędzy odkaszlnięciami.

- Niby Bóg, a zakończył byś swoje życie przez zadławienie się szampanem. - Wybuchłam śmiechem, za to Bożek spojrzał nie mnie ostrzegająco.

- To była by twoja wina i obiecuje, że nawiedzał bym cię każdego dnia i nocy. - Wskazał na mnie palcem i uśmiechnął się zawadiacko.

Przewróciłam oczami i odebrałam od niego butelkę. Razem z Lokim postanowiliśmy zadzwonić po drugiego szampana, którego teraz otworzyliśmy.
Dochodziła druga w nocy ale nie spieszyło nam się jeszcze do spania. Dla nas obu, ta noc była na prawdę przyjemna i pełna śmiechu.

- Sarah? - Loki spoważniał i spojrzał na mnie.

- Hmm? - Mruknęłam, również się uspokajając.

- Masz ochotę na mały spacer? - Zapytał przyglądając mi się z zaciekawieniem.

- Teraz? - Bożek kiwnął głową.

- Po prostu podejdź do mnie. - Posłał mi delikatny uśmiech.

Nie pewnie wykonałam jego polecenie.
Loki wziął butelkę szampana w jedną dłoń, a drugą złapał mnie w tali. Przebiegł mnie pojedynczy dreszcz.
Wokół nas pojawiło się zielone, słabe światło i tego samego koloru, delikatny dym. Przez moje ciało przeszło coś elektrycznego, jednakże przyjemnego.
Zafascynowana spojrzałam na Lokiego, który spoglądał na mnie z uśmiechem.

- Tu będzie idealnie. - Odezwał się i kiwnął głową w stronę morza.

Rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się na plaży, która oświetlona była jedynie, przez mocne światło księżyca. Odwróciłam się lekko w bok, gdzie dość daleko oddalony byl od nas hotel.

- Wow. - Tylko tyle byłam wstanie z siebie wydusić.

Usłyszałam jak Loki się zaśmiał.

- To nie wszystko co potrafię. - Rozłożył swoje ramiona, w jego typowej i chyba ulubionej pozie. Przewróciłam oczami uśmiechając się delikatnie.

Wykonał pojedynczy ruch dłonią i po chwili na piasku przed nami pojawił się ciemnego koloru, zielony koc, który był niesamowicie przyjemny w dotyku. Nie dając poznać po sobie, iż byłam zdumiona tym wszystkim, usiadłam na kocu, gdy wskazał na niego otwartą dłonią. Po chwili sam przysiadł się obok mnie.

- Nie jest Ci zimno? - Zapytał i przysunął się do mnie trochę bliżej.

- Nie, czuje jedynie miłą bryzę morza. - Odpowiedziałam posyłając mu uśmiech i spostrzegając, iż trzy pierwsze guziki jego koszuli od piżamy się odpięły, nabrałam więcej powietrza w płuca na ten widok.

Loki chyba to zauważył, gdyż po chwili uśmiechnął się figlarnie i zapiął je.

- Tak więc. - Zrobił małą przerwę i odkaszlnął. - Mam coś dla ciebie.

Ponownie uniósł swoją dłonią i wykonał ruch, chwilę później trzymał w niej masywną, z wyglądu starą już księgę.

- Jest 23 lipca. Dzień świętowania twoich narodzin. - Uśmiechnął się delikatnie i skinął na mnie głową.

Poczułam jak ogromne ciepło, ogarnęło moje serce, i na pewno szybko nie będzie chciało puścić.

- Mam ją odkąd pamiętam, uwielbiałem gdy Frigga czytała mi ją do snu. - Wyznał, przyglądając się z uśmiechem księdze.

Kneel~Loki LaufeysonWhere stories live. Discover now