Rozdział 11

2.2K 231 84
                                    

Od dłuższego czasu muszę się zgodzić, że trochę ich olewałem, więc gdy Clay po raz kolejny zapytał się czy z nimi gdzieś wyjdę już nie mogłem mu odmówić. Czułem się fatalnie i nie miałem ochoty na żadne spotkania, ale nie chciałem ich jeszcze bardziej martwić. Postanowiliśmy, że razem pójdziemy na pizze. Nie byłem zbytnio zadowolony ponieważ ostatnio bardzo ograniczam jedzenie przez to, że ostatnio często mam dni w których nie umiem nic przełknąć ze stresu i aż mnie skręca na widok jedzenia.

Po skończonych lekcjach byłem wykończony tak strasznie chciałem wrócić do domu przez chwilę miałem myśl żeby tak zrobić, ale już im obiecałem, że pójdę z nimi. Nieźle się w kopałem w dodatku Karl tam będzie po prostu wyśmienicie. Do pizzeri mieliśmy dosyć blisko bo nasza szkoła znajdowała się niedaleko centrum, więc stwierdziliśmy, że odrazu po szkole tam pójdziemy i tak każdy z nas miał dużo czasu ponieważ był piątek. Gdy stałem przed szkołą zauważyłem już wysokiego blondyna który zmierzał w moim kierunku, a odrazu za nim niższego bruneta z białymi okularami na nosie.

Chwilę rozmawialiśmy, a w zasadzie to oni głównie rozmawiali ja tylko przytakiwałem albo odpowiadałem jedynym słowem. Nie chciałem niszczyć im tego wyjścia, ale naprawdę nie byłem w nastroju do spotkań. Po kilku minutach rozmawiania dotarła już reszta i zaczęliśmy iść w stronę centrum.
Stwierdziliśmy, a w sumie to oni stwierdzili, że pójdziemy pieszo bo to nie było daleko i moglibyśmy się przejść. Po dwadzieścia minutach dotarliśmy już do pizzeri. Clay i George zamówili jedną dużo pizze na pół bo stwierdzili, że to się im bardziej opłaca i mieli w sumie rację. Alex oczywiście zamówił jedna średnią całą dla siebie i wybierał ją chyba z piętnaście minut bo nie mógł się zdecydować jaką zamówić, aż w końcu i tak wziął tą klasyczną. Wilbur wziął hawajską przez co razem z Alekx'em toczyli wojnę na temat tego, że to najgorsza pizza świat przez co Wilbur się trochę zdenerwował. Karl wziął jakaś najmniejsza, widać było, że też jest trochę przerażony, ale cieszył mnie fakt, że zaczął coraz więcej jeść. Teraz sam mam wielki problem z jedzeniem, na sam widok tego robiło mi się nie dobrze, ale nie chciałem robić scen więc wziąłem jakąś mała pizze tłumacząc się, że nie jestem głodny.

Minęła jakoś godzina wszyscy dobrze się bawili, śmiali i rozmawiali, jedząc. Zbytnio się nie odzywałem w sumie to tylko wtedy kiedy się mnie o coś pytali, a tak to patrzałem głównie przez okno rozmyślając. Po chwili zrobiło mi się trochę nie dobrze bo byłem zmuszony zjeść tą pizze żeby nie zorientowali się, że coś jest nie tak, więc poszedłem do łazienki i szybko podbiegłem do jednej z kabiny i zwymiotowałem, nie było mnie z dobre kilka minut bo ciągle tam siedziałem nagle usłyszałem jak drzwi do toalety się otwierają, więc szybko wstałem i spuściłem wodę, a następnie poszedłem umyć ręce i przemyłem twarz zimną wodą.

— Źle się czujesz? — Zapytał blondyn podchodząc bliżej mnie i zamykając za sobą drzwi.
— Nie, wszystko w porządku. — Wiedział że kłamie, wiedział o tym bardzo dobrze sam nie wiem czemu próbowałem go okłamać.
— Jeśli źle się czujesz możemy się stąd urwać i może pójść do mnie? Dawno u mnie nie byłeś. Na pewno się nie obrażą. — Zapytał z lekkim uśmiechem lekko szturchając mnie w ramię. Posłałem mu marny uśmiech.

— Nie, zostań z nimi ja będę się po prostu już zbierał. Nie chce psuć wam tego wieczoru. — Odparłem i wyszedłem z łazienki następnie szybko się pożegnałem i wyszedłem z pizzeri. Odrazu po wyjściu poczułem wielką ulgę i powoli zacząłem iść w stronę domu. Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię.

— Nick.. — Usłyszałem znajomy mi głos i powoli się obróciłem. Staliśmy niedaleko pizzeri za małym zakrętem, było dosyć ciemno i obok nas świeciły tylko dwie latarnie. Pogoda była dosyć dziwna bo wiało, i nie było ani za ciepło ani za zimno można powiedzieć, że pogoda była w sam raz dla mnie bo nienawidzę kiedy są upały albo kiedy pizga jak na antarktydzie.
— Nick posłuchaj.. Wiem, że jest ci teraz ciężko. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Jesteś jedyną osobą której tak ufam, więc nie mogę patrzeć na to jak cierpisz i marnie próbujesz nas okłamywać, że jest wszystko git.. Jak chcesz to im wciskaj te kity, ale u mnie to nie przejdzie. —
Po tych słowach totalnie nie wiedziałem co odpowiedzieć, po prostu staliśmy w ciszy zastanawiając się jaki będzie nasz następny krok.
— Rozumiem Cię, może i nie wiem jak to jest, ale cię rozumiem i zawsze przy tobie będę. — Powiedział. On naprawdę się martwi i widać, że jest zestresowany.
— Nie rozumiesz. — Powiedziałem tak chłodnym głosem, że aż sam siebie nie rozpoznałem.
— Nikt nie rozumiem. — Odparłem i spojrzałem mu prosto w oczy. Chłopak po tych słowach lekko się zdziwił i jak już miał zacząć jakieś zdanie szybko mu przerwałem.
— Boże co za debilizm. — Prychnąłem cicho i przetarłem twarz ręką. — Nikt nie wie ile razy straciłem nadzieję, nikt nie wie ile razy się prawie poddałem, nikt kurwa nie wie jak to wszystko mnie w chuj męczy kiedy przychodzę do domu albo wstaje rano, a pierwsze co widzę jak schodzę na dół to moją najebaną matkę która nie kontaktuje, albo jeszcze lepiej kiedy obok niej leży jakiś facet którego widzę pierwszy raz na oczy i praw do ostatni. — Powiedziałem na jednym wdechu, znowu nastała głucha cisza. Clay podszedł do mnie i złapał za ramię, ale odrazu się wyrwałem.
— Nikt nie wie ile razy płakałem w moim ciemnym pokoju, martwiąc się co będzie jutro i nikt kurwa nie wie jakie myśli pojawiają mi się w głowie. Nikt o mnie nic nie wie. — Ledwo co wypowiedziałem ostatnie zdanie już ksztusząc się własnymi łzami. Blondyn znowu do mnie podszedł, ale tym razem odrazu mnie przytulił. Staliśmy tak z kilka minut pod ledwo co świecącą latarnią w totalnej ciszy, było słychać tylko przejeżdżające samochody i muzykę z baru który znajdował się niedaleko nas.

To wszystko było tak bardzo popierdolone, miałem dość trzymania tego wszystkie w sobie. Prawda jest taka, że potrzebowałem czyjegoś wsparcia, kogoś kto dawałby mi miłość której potrzebowałem kogoś kto by zawsze przy mnie był, a nikogo takiego nie było.

— To cię niszczy.. — Powiedział blondyn puszczając mnie. — Obserwowałem was od dłuższego czasu. — Przetarłem oczy i zrobiłem pytająca minę, czy możliwe, że chodziło mu o Karl'a?
— Męczy cię ta relacja, ale po mimo tego dalej ją ciągniesz.. Dlaczego? — Po krótkiej ciszy dotarło do mnie, że mówił dokładnie o tej konkretnej osobie. Nie wiedziałem do końca co mam powiedzieć, więc oparłem się plecami o murek który znajdował się za mną i przechyliłem głowę w drugą stronę i zauważyłem pewien cień.
Bo wszystko co mnie niszczy sprawia, że dalej tu jestem. — Odparłem przechylając głowę do tyłu, on tu był. Karl, słyszał to i prawdopodobnie cała naszą wcześniejszą rozmowę, ale po mimo tego dalej to ciągnąłem.

Tak naprawdę nigdy nie rozumiałem kim dla siebie byliśmy. Myślę, że czasem byliśmy dla siebie po prostu przyjaciółmi, czasem byliśmy kimś, kimś po prostu innym wtedy wiedzieliśmy, że możemy na siebie liczyć i czuliśmy się bezpiecznie, a czasem.. Czasem byliśmy dla siebie kompletnie obcy. Jednego dnia byliśmy blisko siebie, a drugiego próbowałem go unikać bo bałem się tego uczucia. Uczucia które mnie wyniszczyło.

— Nick.. — Powiedział blondyn robiąc zmartwioną minę. — Może spróbuj z nim porozmawiać? Wydaje mi się, że oboje potrzebujecie rozmowy.. —
— Nie. Nie muszę. — W tym momencie Clay już też wiedział, wiedział że nie byliśmy sami i że on wszystko słyszał tylko dlaczego dalej to ciągnąłem, a on tego nie przerwał?
— Rzadko przywiązuje się do ludzi, a jak już mi się uda to męczę się z tym cholernie ponieważ nienawidzę tego uczucia czuję się wtedy jak na smyczy, nie przez to, że jestem wtedy ograniczony, ale poczucie tego, że bez tej osoby prawdopodobnie nie dam sobie rady, siedzi w mojej głowie przez cały czas.—  Powiedziałem po czym spojrzałem mu prosto w oczy po czym mu coś uświadomiłem, a dokładniej to, że on doskonale znał to uczucie, miał z nim do czynienia od dawna, ale próbował nie zwracać na to uwagi.
— Przez te prawie trzy tygodnie miałem dużo czasu żeby przemyśleć kilka rzeczy.. I wiem jedno, tego uczucia nie da się wygasić i ty dobrze o tym wiesz. — Po ostatnim zdaniu chłopak głośno westchnął i także oparł się o ten sam murek.
— Kurwa, to wszystko jest popierdolone. — Stwierdził i przetarł twarz ręką.

Miał rację, to wszystko było pojebane. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Karl już wszystko wiedział.. I czekała nas długa rozmowa i oboje dokładnie byliśmy tego świadomi.

The cruel fate of two boys | KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz