Rozdział 10

2.2K 208 84
                                    

Bez dłuższego myślenia szybko założyłem buty i wybiegłem z mieszkania nawet nie zamykając za sobą drzwi. Zacząłem biec nawet sam nie wiem dokładnie gdzie, po prostu chciałem go jak najszybciej znaleźć przytulić i nigdy go nie puścić. Jeśli coś mu się stanie nie wybaczę sobie tego.

Biegnąc przed siebie ciągle próbowałem się dodzwonić do Karl'a, ale próby były marne. Nie odbierał. Coraz bardziej panikowałem. Byłem już tak cholernie zmęczony, ale nie zamierzałem odpuścić. Po kilku minutach dotarłem do parku, miałem wielką nadzieję, że tam go właśnie znajdę. Zacząłem go wołać i się rozglądać, ale nikt nie odpowiadał. Mój oddech robił się coraz bardziej płytki ze stresu, ale nie zamierzałem zrezygnować z szukania. Mógł teraz leżeć gdzieś w jakoś krzakach, albo ktoś mógł go napaść, albo mógł.. Nie, na pewno nic mu nie jest. Na pewno jest z nim wszystko dobrze.

Park nie był zbyt duży w zasadzie był to jeden z tych mniejszych parków w całym naszym mieście, więc po trzydziestu minutach zdążyłem obejść cały park, ale wszystko na nic. Nie było go tam. Coraz bardziej panikowałem, a obawy że coś mógł sobie zrobić robiły się coraz większe zacząłem znowu do niego dzwonić, ale nie odbierał. Wyszedłem z Parku i zacząłem iść w stronę miasta może tam gdzieś będzie, był pod wpływem alkoholu, więc mogły mu wpaść do głowy naprawdę głupie pomysły. Może poszedł do jakiegoś klubu? Była już pierwsza w nocy i od jakiejś godziny próbowałem go znaleźć. Przez chwilę chciałem się już poddać, ale odrazu odrzuciłem tą myśl. Nie zostawię go, muszę go znaleźć bo chyba zwariuję..

— Do jasnej cholery odbierz ten pierdolony telefon! — Krzyknąłem do poczty głosowej którą słyszałem już setny raz z rzędu. Do miasta było daleko, ale wolałem iść pieszo ponieważ równie dobrze chłopak miał ten sam pomysł, ale skończył gdzieś w rowie. Nagle trafiłem na mały plac zabaw który był niedaleko głównej drogi, no nie powiem bardzo odpowiedzialnie postawić plac zabaw obok drogi. Zauważyłem, że ktoś siedzi na huśtawce, chłopak miał taki sam sweter jak Karl, więc nie myśląc wiele od razu zacząłem iść szybciej w tamtą stronę.

— Karl? — Zapytałem niepewnie wchodząc powoli na mały plac zabaw. — Karl? — Powtórzyłem tym razem trochę głośniej. Chłopak lekko się obrócił, to był on, mój Karl. Natychmiast do niego podbiegłem i położyłem rękę na jego policzku. Siedział na huśtawce, był strasznie rozpalony. Przyłożyłem lekko rękę do jego czoła, miał gorączkę. Ściągnąłem moją bluzę i powoli mu ja założyłem, sam zostając w czarnej koszulce. Chłopak po chwili w końcu na mnie popatrzał. Jego oczy były strasznie czerwone tak samo jak i nos, co chwilę pociągał nosem i opatulił się bluzą którą mu dałem. Lekko kucnąłem i położyłem jedną rękę na jego nodze.

— Dlaczego zawsze musisz mnie tak straszyć.. — Powiedziałem cicho, kładąc głowę na jego kolanach. Nie odpowiedział po prostu ciągle patrzał się w jakiś obiekt przed nami.
— Wydaje mi się, że to ja do ciebie nie powinienem się odzywać, a nie odwrotnie. — Powiedziałem i podniosłem głowę z jego kolan patrząc mu w oczy. Chwilę go obserwowałem, ale on dalej nie odpowiadał przez następne trzy minuty próbowałem do niego mówić, ale chłopak dalej był cicho i nadal patrzał się w ten jeden punkt. Nie reagował.

— Odezwij się. — Powiedziałem wstając z ziemi nadal się na niego patrząc.
— Proszę, odezwij się. — Powtórzyłem. Nie zareagował.
— Kurwa, odezwij się! — Krzyknąłem lekko nim potrząsając.
— Karl do chuja powiedz coś! — Po raz kolejny podniosłem głos. Wiedziałem, że podnoszenie głosu tutaj nic nie da, ale w tamtym momencie po prostu chciałem żeby mnie przytulił i powiedział, że już nigdy mi tego nie zrobi. Ale on nic nadal siedział po prostu w bez ruchu.
— Kurwa! Odezwij się! Popatrz na mnie! Uderz mnie! Kurwa zrób co kolwiek! — Krzyknąłem znowu kucając tym razem dalej od niego. Po chwili zacząłem po prostu płakać. Ta relacja mnie męczyła, męczyło mnie to w chuj mocno. Czułem się bezradny nie widziałem co mam do chuja zrobić chciałem po prostu żeby dał jakikolwiek znak. Zasłoniłem twarz rękami i usiadłem bezsilnie na tej brudnej ziemi na przeciwko wyższego bruneta. Chciałem mu pomóc, ale nie wiedziałem jak, on po prostu totalnie na mnie nie reagował..

The cruel fate of two boys | KarlnapWo Geschichten leben. Entdecke jetzt