Epilog

2.5K 200 623
                                    

DZIESIĘĆ LAT PÓŹNIEJ:

- Rozumiem pani Scott, dziękujemy za zrealizowanie naszego zamówienia. - Zwrócił się do mnie klient, wychodząc z mojego lokalu.

Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że zakończyłam pracę na dzisiaj. W końcu był piątek, a ja byłam zmęczona ciągłym wydawaniem ciast i kawy ludziom, którzy czytali w moim małym azylu.

Po przeprowadzce do Londynu otworzyłam parę kilometrów od naszego apartamentu kawiarnię połączoną z biblioteką. Było mnie stać na porządnych cukierników, więc w ciągu roku mój lokal osiągnął dość dużą popularność, a fakt, że można w niej było do woli korzystać z książek, sprawił, że nawet zwiedzający z chęcią wpadli, zostawiając pięć gwiazdek w recenzji.

Teoretycznie nie musiałam nawet nigdy pracować, bo Daniel miał odłożoną masę pieniędzy na koncie, a zarabiał dodatkowo sporą sumę przez prowadzenie sieci klubów w Europie. Jednak ja nie byłam stworzona do bezsensownego siedzenia na dupie i musiałam sama zrobić coś dla siebie oraz znaleźć idealne zajęcie. Tak czy siak, pracowałam mało, jak na moje możliwości, ale potrzebowałam trochę innego wysiłku niż sprawunek nad dziećmi, z którego dzisiejszego dnia byłam wyręczony przez moje przyjaciółki.

Nie sprawiało im to dużej różnicy, bo przynajmniej nie musiały być same z dziećmi, a spotykały się w grupie, plotkując i przy okazji pilnując nasze pociechy. Najlepiej na tym wszystkim wychodziła Carly, gdyż Case był już dużym chłopakiem i sam potrafił w większości o siebie zadbać. Ciekawiło mnie, co tym razem wymyśliły.

Zamknęłam lokal, wzdychając i ciesząc się dwóch dni odpoczynku od pracy.

Wzięłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę, bo do teraz nie przepadałam za autami, a trauma, jakiej się nabawiłam dziesięć lat temu, gnając przez miasta z ledwo żyjącym Danielem, wzmagała moją decyzję o nieporuszaniu się samochodem.

Pamiętałam tamten dzień, jak nigdy. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że dzisiaj była dziesięcio rocznica wybuchu i masakry w Porter Brook, Splinder Springs i innych miastach. Moje zadowolenie przez ten fakt momentalnie zniknęło.

Wspomnienia tamtego dnia odcisnęły duże piętno na mojej psychice, Daniela i naszych przyjaciół. Najgorzej jednak w tym wszystkim miał sam Daniel, który ledwo przeżył.

Gdy jechałam po pustych ulicach, zmierzając w niewiadomą mi stronę, zadzwonił do mnie Victor, któremu wytłumaczyłam, gdzie się wtedy znajdowałam. Był to chyba jakiś szczęśliwy traf, bo znał gościa z okolic, który był lekarzem.

Zatrzymałam się więc, czekając na tego domniemanego gościa, który na szczęście przyszedł i zaczął zajmować się Danielem, którego przetransportowaliśmy na tylne siedzenia. Okazało się wtedy, że do szpitala jest około pół godziny drogi i gdyby nie ten lekarz, Daniel mógłby nie przeżyć.

Nie zapomnę tego, jak weszliśmy do tego szpitala praktycznie bez kolejki, zważając na znajomości i stan chłopaka, który na tamtą chwilę się pogarszał. Nie chcieli mi wtedy nawet powiedzieć, co się z nim działo, ale gdy wspomniałam, że „jestem jego narzeczoną" co na tamtą chwilę było dość niedorzeczne, musieli mi powiedzieć, co się z nim działo. Daniel wszystko przemyślał i musiał wiedzieć, że jeśli trafi do szpitala, to nie będą chcieli mi podać informacji, chyba że się oświadczy.

Tamtego dnia amputowali mu nogę i był to wielki cios dla mnie, dla niego i reszty. Bał się życia bez nogi i tego, co się teraz stanie.

Teraz gdy wszystko było między nami spokojne i poukładane, to nawet nie zauważaliśmy tego, że Daniel ma protezę zamiast kończyny. Mój mały mężczyzna obawiał się również tego, że przez takie coś go zostawię. Do teraz śmieje się z jego głupoty.

Red KingdomΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα