#20 ' Daniel żyje? '

1.5K 170 435
                                    

Zaczynało się już robić ciemno za oknami, co wzmagało moje lekkie obawy. To było dość przesadne, bo mieszkałam z tym chłopakiem jakieś dwa miesiące i przecież zrobiłby mi coś już wtedy, a by nie czekał.

Na wszelki wypadek wzięłam ze sobą gaz pieprzowy, który schowałam do kieszeni. Przezorny zawsze ubezpieczony, czyż nie?

Do parku, w którym mieliśmy się spotkać, podwiózł mnie Victor, upewniając się tym samym, że dotrę tam bezpiecznie. Daniel nadal nie wrócił od Harper, co trochę mnie zmartwiło. Nie wiedziałam, gdzie był, co mu się stało i kogo spotkał, ale Daniel w końcu był Danielem i dawał sobie zawsze radę.

Siedziałam na ławce, rozglądając się po parku, aż ujrzałam brązowowłosego Peytona, idącego w moją stronę z uśmiechem na ustach, który wprost powalał z nóg.

Jakoś tak mimowolnie się uśmiechnęłam, choć moje przeczucia nie dawały mi spokoju. Nie wiedziałam zbytnio, jak to wyjaśnić. Po prostu czułam dziwny niepokój, gdy go zobaczyłam. Moje sensory w mózgu musiały już sobie zakodować, że chłopak coś ukrywał, co w moim przeświadczeniu dawało mu tytuł złego.

- Mari, co tam? - Zawołał, siadając obok. - Jaka jest ta ważna sprawa?

Moje ręce z nerwów zaczęły się lekko pocić. Gdyby była to jakaś nieznana mi osoba, byłoby o wiele łatwiej, ale miałam przed sobą Peytona, którego przecież teoretycznie znałam. Doszłam więc do konkluzji, że nie mógł mi niczego zrobić, a mimo to sikałam pod siebie, jak mała, przestraszona dziewczynka.

To nie był dobry pomysł, by przyjść tu sama.

- Wiesz, ostatnio, jak u ciebie byłam, to przeglądałam sobie zdjęcia na twojej tablicy korkowej i znalazłam takie jedno uroczę i żyje w przeświadczeniu, że sadź znam tego chłopaka. - Wymamrotałam, próbując zachować spokój ducha i nie pokazać nikomu, że się przestraszyłam.

Wyjęłam delikatnie drżącymi rękoma telefon, odblokowując i pokazując chłopakowi to zdjęcie z dzieciństwa, które nie dawało mi spokoju.

- Um... to mój kuzyn. - Mruknął niepewnie, spoglądając na boki. - On nie żyje.

Poczułam jakieś dziwne ukłucie w sercu, którego do końca nie potrafiłam wyjaśnić. Czemu wcześniej wydawało mi się, że znałam trupa?

To wszystko było dość dziwne, wyczerpujące i czułam, że tak, jak zaraz stamtąd nie pójdę, to poważnie wybuchnę, nie mogąc się opanować.

- A dobra, dzięki. - Powiedziałam, próbując wstać.

Miałam jeszcze parę pytań mu do zadania, ale stres, jaki we mnie wzrósł, nie dawał mi takiego pola manewru. Nie dałam rady zapytać się go niczego, dlatego chciałam już stamtąd sobie pójść i wiem, że to było posrane, bo sama go tam zwołałam, a teraz pierwsza uciekałam ze spotkania, ale czułam tak ogromne psychiczne obciążenie, że nie dawałam rady.

Poczułam uchwyt na swoim nadgarstku, który całkowicie sparaliżował mnie od stóp do głów. Nie był on może jakoś bardzo mocny, ale dało się odczuć w nim dominację i siłę władania, przez którą po moim korpusie przeleciał dreszcz.

Odwróciłam się w stronę chłopaka, zderzając się z jego błękitnymi tęczówkami, które teraz patrzyły na mnie w nieprzyjazny sposób. Jego twarz zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni, całkowicie wmurowując mnie w ziemie swoim zimnem.

Jego uśmiech zamienił się na zaciśnięte szczęki, szeroko otwarte oczy, wykrzywione w przyjazny sposób, podmieniono na morderczy grymas, a jego ręka cały czas mocniej zaciskała się na moim nadgarstku, paraliżując mnie.

Red KingdomWhere stories live. Discover now