#12 ' Chcę, byś była moja. '

2.2K 192 456
                                    

- Co ty tu robisz? Pomyliłeś godziny? - Zapytałam całkowicie zdezorientowana.

Patrzyłam na jego białą koszulę z czarną muszką na szyi. On był zbyt dostojnie ubrany na naszą wieczorną imprezę, więc musiał wiedzieć, że tu przyjedzie. Dodatkowo miał przy sobie prezent i plecak. Po cholerę mu plecak?

- Nie, nie pomyliłem. - Powiedział, wchodząc do środka i sprzedając mi przelotnego całusa w czoło, na którego automatycznie zareagowałam rumieńcem.

- O jesteś! - Zawołała moja mama jakimś dziwnie ucieszonym głosem.

Co to za cholerny spisek ja się pytam?

- Czyli możemy już jeść tak? - Zapytał ojciec.

Czyli Daniel tak naprawdę był moją babcią? Niby niemożliwe, a jednak w tej rodzinie wszystko już zdawało się prawdopodobne.

- Babcia? - Przeciągnęłam, zamykając w końcu drzwi.

- Tydzień temu wyleciała do swojej siostry na Florydę, by spędzić z nią święta po pięćdziesięciu latach. - Ogłosił tata, odkładając kamerę i siadając na swoim ulubionym miejscu.

Mama zaczęła znosić z kuchni talerze pełne pięknie pachnącego jedzenia. Tarteletki ze szpinakiem czy gnocchi nadziewane parmezanem w sosie beszamelowym były coroczną tradycją kulinarną w tej rodzinie.

Wszyscy, oprócz mnie jak gdyby nigdy nic zasiedli do stołu, zachowując kamienny spokój i całkowite opanowanie na twarzy. Ta scena wyglądała, jakby działa się u nas codziennie, a nie była cholerną konspiracją!

- Siadasz? - Zapytała rodzicielka, wskazując na puste miejsce obok Daniela.

Patrzyłam zszokowana na nich i przez chwilę nie umiałam się nawet ruszyć. Prychnęłam pod nosem, mówiąc sobie, że to musi być sen albo jakiś nieśmieszny żart. W końcu jednak usiadłam, a moja rodzina nadal udawała, że wszystko było dobrze.

- Co to za cholerna ustawka? - Zapytałam w końcu, patrząc na już lekko roześmiane twarze rodziców.

- Dobrze, już tłumaczę. - Zaczęła. - Wiedzieliśmy, że babcia nie przyjedzie od wczoraj, a to że Daniel tutaj wpadnie, również wiedzieliśmy od wczoraj.

Pieprzeni intryganci.

- Czyli po to jechałeś wczoraj, tak? - Zapytałam, rozumiejąc już każde słowo, które wypowiedział wczorajszego dnia, choć nie rozumiałam jeszcze celu. To nie był koniec tej niespodzianki i mogłabym być tego bardziej niż pewna.

Nałożyłam sobie na talerz trochę sałatki, tarteletkę i gnocchi, a następnie wygryzłam się w nie, rozkoszując smakiem.

Patrzyłam na Daniela, który przez tę sytuacje był w niebywale wyśmienitym humorze. Jadł swoją porcję, nie odzywając się zbytnio i uśmiechał się pomiędzy, nie nawiazując ze mną kontaktu wzrokowego.

- Tak, ale to nie koniec. - Ogłosił. - Resztę dostaniesz później.

- Świetnie. - Odburknęłam lekko, opierając się agresywnie o krzesło, na co rodzina zareagowała lekkim śmiechem.

- Ja wiem, że mamy z tobą napięte relacje Danielu, bo wydawało nam się, że jesteś jeszcze gorszy, niż cię malują. - Zaczął tata, przykuwając tym samym całą moją uwagę. - Jednak szczęście mojej córki jest dla mnie ważniejsze, niż moje przeczucia wobec ciebie i subiektywna opinia. Mam więc nadzieje, że już więcej jej nie zranisz, a jeśli chodzi o to pytanie, które nam zadałeś, to się zgadzam.

Jezus, jakie pytanie znowu?

- Ja również. - Odpowiedziała mama, zalotnym tonem, wkładając sobie do ust trochę szpinaku. - Tylko nie zgub jej po drodze.

Red KingdomWhere stories live. Discover now