#25 ' Proszę, nie zostawiaj mnie. '

1.4K 140 583
                                    

Wsiedliśmy do auta Daniela w pełnym zdziwieniu i zamyśleniu. Nie mieliśmy pojęcia, co się stało i czy w ogóle była to prawda. Shane w końcu była jedną z trójcy, a oni mieli za sobą masę ludzi, co oznaczało jeszcze to większe zamieszki, których moja głowa nie była wstanie trzeźwo pojąć.

Daniel na sucho mi wytłumaczył, że ten rodzaj fajerwerków z różowymi przejaśnieniami i o tak wielkiej sile i natężeniu naprawdę oznaczał śmierć jego mamy.

Daniel nie wyglądał zbytnio na smutnego i szczerze nie dziwiło mnie to. Był zszokowany i niedowierzanie pojawiło się na jego twarzy, ale zdecydowanie nie był smutny.

Pomyślałam jednak o Carmine, która w tym momencie była nieświadoma śmierci swojej mamy, z którą jednak była bardziej związana niż Daniel. Wiedziałam, że przekazanie jej tego, będzie cholernie bolesne dla każdego z nas.

Po dłuższej chwili Daniel zapytał mnie, jak właściwie wróciłam i weszłam na górę. Opowiedziałam im więc całą historię od zamiany z dziewczyną, aż po wyważenie szklanych drzwi, przez które właściwie wychodziliśmy.

- Wy natomiast po co tam byliście? - Zapytałam.

- W tym wieżowcu przechowywane są dosłownie wszystkie informacje, co do ludzi mieszkających w Splinder Springs razem ze zdjęciami z młodości. - Opowiadał blondyn. - Pomyśleliśmy, że weźmiemy to zdjęcie od Peytona i przyrównamy z aktami, znajdując tożsamość tego chłopaka.

Daniel podał mi to cholerne zdjęcie z dzieciństwa Peytona, na którym znajdował się z jakimś innym chłopakiem, który nie dawał mi spokoju. Byłam święcie przekonana, że go znałam i mogłam sobie za to rękę uciąć.

- Jedźmy do baraku Peytona. - Wpadłam na pomysł. - Przejrzymy jego dosłownie wszystko, co tylko się tam znajduje.

Tak też zrobiliśmy. Później jechaliśmy już w totalnej ciszy, w której chyba każdy z nas zajął się przemyśleniem całego zajścia, w którym się znaleźliśmy. Oboje z Danielem straciliśmy w tej wojnie rodzica.

Chłopak zaparkował auto na tyłach, sprawdzając, czy na pewno możemy wyjść z niego i będziemy bezpieczni.

Powędrowaliśmy do wejścia baraka Peytona, do którego weszliśmy za pomocą kluczy. Dosłownie przed oczami mignęła mi myśl, że przecież nie mogłam nazywać tego barakiem Peytona, gdyż był to barak Silesa.

Chłopak nie żył już prawie od roku, ale nie miało to większego wpływu na moją tęsknotę. Cieszyłam się, aby, że nie musiał aktualnie widzieć całej tej wojny i przechodzić najgorszych momentów. Umarł praktycznie w najlżejszym do zniesienia czasie, choć brzmiało to okropnie.

Tęskniłam za nim, ale wiedziałam, że jeszcze kiedyś go zobaczę. Nie mogłam jednak dzierżyć w umyśle fakty, że nie był w stanie nigdy się dowiedzieć, że zostanie ojcem. Ten fakt mnie jednak zabijał.

Gdy znaleźliśmy się w środku, automatycznie zaczęliśmy się rozglądać po całym wnętrzu e poszukiwaniu czegokolwiek ciekawego i wartego uwagi.

Przeszukaliśmy szafy, komody, łóżko, łazienkę, a Gideon zajrzał nawet do niektórych podważonych podłóg, ale nie znaleźliśmy nic. Było to z naszego punku widzenia niemożliwe, że ten chłopak nic sobie nigdy nie zapisywał.

Spojrzałam jeszcze raz na całe wyposażenie pomieszczenia, próbując myśleć jak ktoś, kto chciałby ukryć coś za wszelką cenę. Wtedy, gdy patrzyłam na jego dziwnie wielki i przestarzały komputer, przypomniała mi się scena z jakiegoś serialu, gdzie dokumenty znajdowały się akurat w nim.

Dodatkowo Peyton zajmował się przecież komputerami i pracował z Komputronikiem, co oznaczało, że powinien mieć porządny sprzęt, a ten gruchot nie wyglądał na takiego, który by działał.

Red KingdomWhere stories live. Discover now