#22 ' Nie dasz rady. '

Start from the beginning
                                    

Patrzyli na nas z ukosa, jakby pytając, o co chodziło. Nie umieliśmy jednak odpowiedzieć na to pytanie, bo sami nie wiedzieliśmy, czego chcieliśmy.

Znaczy, ja nie wiedziałam, co znowu wymyślił Daniel.

Gdy sami weszliśmy do środka przez rozwartą klapę, schodząc na dół po dość ciasnej drabinie, wyszliśmy na naprawdę wielką, nawet śmiałam twierdzić, że kilometrową norę.

Staliśmy na brudnej, szarej betonowej podłodze, która nawet nie była prosta. Nie musiała jednak taka być, bo z tego, co się orientowałam i zapamiętałam ze słów innych, to składowano tu narkotyki, a gdzie teraz one się znajdowały, to nie miałam bladego pojęcia.

Ściany były tego samego koloru i faktury, co podłoga i cholernie wysoki sufit. Praktycznie dało się poczuć, jakbyśmy byli w jakiejś starej kopalni czy czymś tego typu. Dodatkowym faktem było to, że walały się wszędzie pod nogami pudła, które były ciężkie jak cholera, gdyż zrobiono je z drewna. To samo tyczyło się większych pudeł, które przewyższały wielkością nawet mnie czy Daniela, ale te stałyśmy kontach wielkiego pomieszczenia.

- W tych wielkich, zamkniętych pudłach, które można otworzy tylko wytrychem, znajdują się bronie. - Mruknął Daniel, wskazując na poszczególne rzeczy. - Naprzeciwko nas, czyli wyjścia, da się ujrzeć scenę, z której mamy dzisiaj przemawiać. Trochę jej nie widać z tak wielkiej odległości, ale gdy się zbliżymy, to na pewno ją zauważysz.

Zaczęliśmy więc iść w jej kierunku, wymijając grupy nastolatków, które nie zawsze patrzyły się na nas przychylnie. Śmiałam nawet powiedzieć, że większość patrzyła na nas, jakbyśmy byli najgorszymi ludźmi narodu.

Gdy dotarliśmy do ściany i wielkiej sceny, zauważyłam, że po prawej stronie znajdują się schody, po których zaczęłam się natychmiastowo wdrapywać.

Spojrzałam jednak w lewo, zauważając coś, co całkowicie mnie sparaliżowało. Za kratami, w dziurze znajdującej się w ścianie, zauważyłam stojącą Harper i Peytona.

Byli zamknięci i przez to, że znajdowali się na widoku, ludzie podchodzili do nich. Nie wydawało mi się, że mówili do nich milutkie rzeczy, czy głaskali po główce, jednak nie było mi ich wcale szkoda.

Gdy znaleźliśmy się na podwyższeniu, Daniel chwycił mikrofon, a Styles wydał ze swoich ust głośny gwizd, który rozniósł się echem po sali, w której się wtedy znajdowaliśmy.

- Drodzy zebrani! - Zaczął Daniel, spinając swoje miejsce i podnosząc swój głos na pewny, mocny ton. - Zarządziłem obradę pokojową, gdyż patrzyłem na to, co aktualnie się dzieje na ulicach. - Westchnął. - Bracia i siostry, my gdy złączymy nasze siły, staniemy się niepokonani. Wygramy walkę z wrogiem, mszcząc się za krew naszych przyjaciół. - Daniel wskazał na tłumy, w których znajdowali się przywódcy, wołając ich ochoczo na scenę ruchem ręki. - Dlatego, jeśli żaden z waszych przywódców nie chce rozlewu waszej krwi, wejdzie na tę scenę i uściśnie mi rękę, w geście chwilowego pokoju i zawieszenia broni między młodocianymi gangami w Porter Brook.

Od razu zauważyłam pewną manipulację, która z ust Daniela była dość niewinnie zagrana. Widać było, że nie rzucał słów na wiatr, więc doskonale wiedział, że tak twarde słowa, jak „ Dlatego, jeśli żaden z waszych przywódców nie chce rozlewu krwi" będą stanowić idealny punkt zaczepienia, który stawi go w dobrym świetle, jako tego, który zamierzał załagodzić całą napiętą sytuację.

Nim się spostrzegłam przed szeregi wyszedł Blease i Sean, którzy momentalnie popędzili do nas, ściskając pewnie i mocno rękę Daniela. Za każdym razem, gdy ugoda była zapieczętowana, w sali roznosił się okrzyk szczęścia, połączony z gwizdaniem i wiwatem innych.

Red KingdomWhere stories live. Discover now