Epilog

802 44 21
                                    

*Alex*

W kryjówce wszyscy dwoiliśmy się i troiliśmy, by wszystko było jak najlepiej przygotowane na jeden z najważniejszych wieczorów w życiu zarówno Kapitana, jak i mojej mamy. W sali głównej rozwiesiliśmy czerwone balony w kształcie serca, którym towarzyszyły różowe serpentyny. Na stole znajdowało się czerwone wino wraz z kieliszkami, zaś w okolicach tub i komputerów rozłożyliśmy świece, które miałam zapalić w odpowiednim momencie. Po podłodze rozsypaliśmy płatki róż tworzące na niej artystyczny nieład. Wszystko to dopełniała nastrojowa muzyka dobiegająca z głośników. 

- Ludzie, a co, jeśli Jennifer się nie zgodzi?! Jeśli uzna, że to za wcześnie, albo że tak naprawdę wcale mnie nie kocha?! Wiecie co, może to był jednak głupi pomysł. - Rey zaczął panikować, co wywołało rozbawienie zarówno u mnie, jak i całej reszty naszej ekipy. Wymieniłam spojrzenia z Henrykiem, aby niemo ustalić, które z nas podniesie faceta na duchu. Ponieważ chodziło o moją mamę, postanowiłam osobiście podjąć się tego wyzwania: 

- Nie panikuj, Rey. - zaczęłam podchodząc do przyszłego ojczyma. - Przecież ją kochasz. 

- No oczywiście, kocham twoją mamę nad życie. 

- Więc teraz przyszedł czas, aby jej to na poważnie uświadomić. 

- A co, jeśli odmówi? Albo jeśli...

- Jeśli, co? Co się może stać? Mama spróbuje spalić cię żywcem? Przecież jesteś niezniszczalny. 

- Co nie zmienia faktu, że odczuwam ból, zarówno ten fizyczny, jak i psychiczny. 

- Zdecydowanie za dużo o tym myślisz. No weź, przecież jesteś Kapitan B, ty przede wszystkim działasz. 

- Taa, bo od myślenia ma swoich ludzi. - wtrąciła Charlotte, która z pomocą Ściosa kończyła układać świeczki. 

- Nie pomagasz, Charlotte. - spojrzałam wymownie na brunetkę, po czym ponownie zwróciłam się do mężczyzny: 

- Poza tym w swoim życiu robiłeś bardziej stresujące rzeczy, jak na przykład walka na dachu rozpędzonego pociągu. Chyba poproszenie kobiety o rękę nie może być gorsze, nawet jeżeli ta kobieta ma władzę nad ogniem.

- Widzisz, a jednak łapanie przestępców wydaje mi się jakoś dużo prostsze. 

- Spokojnie Alex, Jasper Dunlop przybywa na ratunek. - uśmiechnięty od ucha do ucha przyjaciel Henryka wziął Reya na bok, by spróbować swoich sił w załagodzeniu jego stresu. Powodzenia Jasp. 

- Ty też będziesz tak panikował? - zagadałam do Henryka. 

- Pff, oczywiście, że nie, płomyczku. - zapewnił blondyn, obejmując mnie ramieniem. 

- Jasne, on będzie panikował trzy razy gorzej. Ale nie bój nic, nagram wszystko i potem wyślę ci filmik. - zapewniła najniższa z nas blondynka. 

- Dzięki, Piper. - uśmiechnęłam się do młodszej siostry Henryka, na poważnie trzymając ją za słowo. Mój chłopak zrobił, co postanowił i powiedział swym bliskim, że to on jest Niebezpiecznym. Jego rodzice powiedzieli, że są z niego bardzo dumni, Piper jednak nie przyjęła tego zbyt spokojnie, ale ostatecznie udało jej się pogodzić z myślą, że jej zamaskowany idol tak naprawdę jest jej bratem. Chociaż Henryk nie chciał mówić rodzinie nic więcej, jego mama od razu domyśliła się, że Kapitanem jest Rey, a Piper wpadła na to, że Watra to ja. Cóż, pan Hart z początku myślał, że Kapitanem jest Jasper, a Watrą Charlotte, ale szybko został wyprowadzony z błędu. Ja także planuję powiedzieć Braianowi, Judy i Jeremiemu, że jestem Watrą, ale za każdym razem, kiedy ich widzę, jakoś nie mogę zebrać się w sobie, by to zrobić. Mam jednak świadomość, że muszę podjąć tę decyzję, póki jeszcze mogę, bo odnoszę wrażenie, że Jeremi coś podejrzewa i to od dłuższego czasu. 

- Ludzie, Jennifer zaraz tu będzie! Jak moje włosy? 

- Perfect, jak cały ty. - odparłam nieco sarkastycznie, czego Rey ewidentnie nie wyczuł, bo nie zareagował na słowną zaczepkę w żaden sposób. Wszyscy szybko się ogarnęliśmy, z chwilą gdy winda wydała charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi, wpuszczając do środka moją rodzicielkę. No to teraz będzie się działo. 

- Rey, pisałeś, że masz pilną sprawę i prosiłeś, bym przyjechała, więc jestem. Nie rozumiem tylko, po co mnie tutaj ściągnąłeś. - dopiero po chwili mama zwróciła uwagę na wystrój całego wnętrza: 

- Jej, jak tutaj pięknie. - kobiecie ewidentnie widok przystrojonej kryjówki zaparł dech w piersi. - Wy to wszystko sami? Ale z jakiej okazji, przecież nie obchodzimy dzisiaj rocznicy naszego związku. 

- Zgadza się, mamo, ale jest nieco inny powód. - oznajmiłam, delikatnie popychając Reya w kierunku rodzicielki. Przez chwilę staliśmy w ciszy, aż w końcu brunet odchrząknął i zaczął swoje przemówienie: 

- Jen, jak zapewne wiesz z opowieściach o Kapitanie, miałem w swoim życiu wiele kobiet, ale żadna z nich nie może równać się z tobą. Jesteś najpiękniejszą i zarazem najmądrzejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem. Co dnia sprawiasz, że budzę się z uśmiechem na ustach. Na twój widok robi mi się ciepło na sercu, a twe światło zdołało rozświetlić mrok mych samotnych dni. - po tych słowach Rey skinął na nas głową, więc Ścios chwycił za pilota i przygasił światło, ja natomiast sprawnym ruchem ręki zapaliłam wszystkie świeczki znajdujące się w kryjówce. Rey klęknął na prawe kolano, co wywołało łzy wzruszenia w oczach mojej rodzicielki. Ja także nie potrafiłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Henryk ścisnął mnie za rękę, więc posłałam mu ukradkowe spojrzenie, jednak cały czas byłam skupiona na tym, co dzieje się przed nami. Brunet wyjął granatowe pudełko z kieszeni swojej marynarki, po czym otworzył je, ukazując pierścionek wykonany z białego srebra z małym brylantem.

- Jennifer, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zgodzisz się zostać moją żoną?

- Tak! - odparła, po czym z czułością pocałowała swego narzeczonego. Nie mogąc wytrzymać z nadmiaru emocji, przytuliłam się do Henryka, czując wilgoć w oczach. To zdecydowanie najpiękniejsza chwila w życiu naszej rodziny.

- Piper, czy ty płaczesz? - pytanie Jaspera sprawiło, iż spojrzałam w stronę blondynki, ocierając własne łzy. Rzeczywiście wygląda na to, że siostra Henryka także się wzruszyła.

- No co ty głupku, po prostu oczy mi się spociły. - oznajmiła, wycierając niechcianą wilgoć rękawem swojej bluzki. Chwilę później zaczęliśmy gratulować parze ich zaręczyn.

- Mamuś, no nareszcie! Nie masz pojęcia, jak się cieszę! - wyściskałam rodzicielkę. - Mam nadzieję, że uczynisz mnie swoją druhną na waszym ślubie.

- No pewnie, że tak, Alex. Kogo innego miałabym wybrać? Kocham cię, skarbie i zawsze będę, nawet jako mężatka.

- No wiem przecież. - obie się zaśmiałyśmy, w tym czasie podszedł do nas Henryk:

- Będę miał bratową i teściową w jednym wydaniu. Normalnie mieszanka wybuchowa. - stwierdził, ściskając mamę.

- Nie wiem, jak ty to wytrzymasz. Normalnie już ci współczuję, mój szwagrze i zięciu zarazem. - moja rodzicielka odwzajemniła uścisk. Pokręciłam tylko głową z dezaprobatą, po czym podeszłam do Reya.

- I widzisz, zgodziła się. Naprawdę nie wiem, czym się tak stresowałeś. - zagadałam, obejmując narzeczonego mamy. 

- Ja i stresować się? No co ty, od razu wiedziałem, że się zgodzi. - stwierdził, jakby sytuacja sprzed trzydziestu minut w ogóle nie miała miejsca.

- Tak, czy inaczej witaj w rodzinie, tato. - wprawdzie ostatnie słowo wymsknęło mi się samo, ale ani trochę nie żałowałam, że je wypowiedziałam.

- Dziękuję, córeczko. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.

Koniec. Wiem, że epilog nieco krótki, ale one nie zawsze wychodzą jakoś kolosalnie długie w moim wykonaniu. Nie uciekajcie jeszcze ode mnie, bo jak obiecałam, dorzucę Wam jeszcze kilka ciekawostek dotyczących tego opowiadania. Do "zobaczenia" za chwilę! 

Niebezpieczny Henryk : Córka PłomieniDonde viven las historias. Descúbrelo ahora