3. Swellview - miasto, którego nie ma na mapie

1.7K 80 29
                                    

*Alex*

Dopakowywałam już ostatnie rzeczy z warsztatu, gdyż choć jestem zmuszona porzucić walki botów, za nic nie zamierzam porzucić pasji do majsterkowania. Będę ulepszała Srebrną Lunarię, aż nie stanie się najbardziej zaawansowanym robotem na sterowanie w dziejach... Nawet, jeśli już nie będzie okazji, by gdziekolwiek ją zaprezentować. Westchnęłam ciężko, po czym odłożyłam pudło i sięgnęłam po zdjęcie rodziców. Zawsze brałam je do ręki, kiedy było mi smutno, albo miałam jakiś problem.

- Alex, spakowana już jesteś? - nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, do warsztatu weszła mama. Ups, przypał. Ja wprawdzie nie będę miała problemów przez próbuję wyobrażenia sobie taty, ale teraz z mojej winy i mamie będzie smutno. Jak podejrzewałam, rodzicielka wyraźnie posmutniała, ale koniec końców posłała mi słaby uśmiech. Kobieta zamknęła za sobą drzwi, po czym podeszła do mnie i usiadła na stole tuż obok mnie. Odruchowo oparłam się o nią, na co mama objęła mnie ramieniem. Obie wpatrywałyśmy się w zdjęcie, myśląc o jednej osobie. O tacie.

- Jesteś do niego podobna, wiesz? - niby to wynikało ze zdjęcia, ale miło było usłyszeć to od mamy.

- Jest jeszcze coś, czego mi o nim nie powiedziałaś? - mama nigdy nie szczędziła mi opowieści o tacie, za co byłam jej bardzo wdzięczna, zwłaszcza, że domyślam się, jaki ból sprawia jej wspominanie swojej utraconej miłości. Być może teraz partnerem mamy jest Rey Manchester, lecz nie da się ukryć, że gdzieś w jej sercu nadal zakorzeniony jest Alex Sherman. To musi być straszne stracić miłość swojego życia w tak wczesnych latach.

- Alex był niesamowitym romantykiem. Co chwila mnie gdzieś zabierał. A to na kręgle, a to do parku. Drzewo, pod którym siedzimy, stanowiło ważną część naszego ulubionego miejsca. Tam właśnie zabrał mnie na naszą ostatnią randkę... przed jego śmiercią. - mama wyraźnie posmutniała, a mnie zrobiło się jej naprawdę żal.

- Mamo... - zaczęłam, chociaż nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Rodzicielka jednak nie potrzebowała żadnych słów, ponieważ i tak mocno mnie objęła. Znany mi był już ten konkretny gest w tego typu sytuacjach. Choć nigdy mi tego nie powiedziała, mam silne przeczucie, że czasem przytulając mnie, tak naprawdę chce wierzyć, że tuli ojca. Nie miałam jej tego za złe. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że mogę sprawić, iż mama poczuje, że tata w pewnym stopniu nadal przy niej jest.

- Dokąd wtedy jechał? - zadałam kolejne pytanie, za co momentalnie skarciłam się w myślach. Jakbym nie widziała, że mama ma już dosyć rozmowy o tacie.

- W sensie, kiedy miał wypadek? - dopytała. Chciałam jej powiedzieć, że nie musi odpowiadać, ale wcześniej ową odpowiedź otrzymałam. - Zdaje się, że... miał coś do załatwienia za miastem. - mama posłała mi słaby uśmiech, po czym pocałowała mnie w czoło. - Dokończ pakowanie, bo zaraz przyleci po nas Rey.

- Jasne. - odwzajemniłam delikatny uśmiech, więc mama zostawiła mnie samą. Westchnęłam cicho, po czym podeszłam do zapakowanej w pudło, Srebrnej Lunarii. Może trochę nazbyt dramatyzuję, ale oprócz swojego robota, w środku zamieściłam chyba tonę styropianu, żeby mieć pewność, że Srebrnej Lunarii nie stanie się nic podczas lotu. 

- To co Luncia, lecimy do Swellview... o ile takie miejsce w ogóle występuje na mapie. 

*Rey*

Wylądowałem helikopterem na lotnisku przeznaczonym właśnie dla nich w Nowym Yorku. To właśnie tutaj umówiłem się na spotkanie z moją Jeniffer oraz Alex, tak więc gdy tylko wysiadłem, od razu skrzyżowałem spojrzenia z najpiękniejszą kobietą pod słońcem. Jej przepiękne piwne oczy sprawiają, iż serce zaczyna bić mi szybciej. Brązowe włosy są tak miękkie, że aż proszą się, by zanurzyć w nich dłoń. A ta figura i lekko opalona cera... Cud, nie kobieta, ale taka jest właśnie moja Jeniffer. Jestem prawdziwym szczęściarzem, że ją mam. 

Niebezpieczny Henryk : Córka PłomieniHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin