#1 ' Idziemy jutro na imprezę. '

Начните с самого начала
                                    

Dosłownie.

Padł na kolana i błagał, aż nie trzasnęłam mu parafki na koszulce. Później się obnosił przed dzieciakami, że spotkał Mariettę King, czyli „ Dziewczynę, która zadzierała z Degorym Rodriguezem, rodziną Scott i wywołała przedowjnę". W sumie śmieszyło mnie to jako tako, bo wywyższali mnie, jak jakiegoś Pabla Escobara.

- Co teraz mamy? - Zapytałam, nie podnosząc się w ogóle ze stolika.

- Biologię. - Mruknęła niemrawo. Wiedziałam, że chce powiedzieć coś, czego nie chciałam usłyszeć. - Jutro jest impreza mikołajkowo-Halloweenową u...

- Nie. - Odpowiedziałam twardo od razu. - Nawet nie myśl, że pójdę na imprezę po tym wszystkim, co stało się ostatnio. Uczę się na błędach. Poza tym robienie imprezy z motywem Hallowen w grudniu jest najgłupszą rzeczą, o jakiej ostatnio słyszałam.

- Mikołajkowo-Hallowenowa! - Upomniała mnie od razu. - Mamy być przebrani za świąteczne postacie w straszniejszej wersji. Umazane krwią czy...

- Cokolwiek. - Machnęłam ręką, przerywając wywód dziewczynie. - Nie pójdę i tak nie pójdę. - Wróciłam do mojej leżącej na stole pozy z głową między ramionami.

Nie zareagowałam, nawet gdy Gwen burknęła poddenerwowana i opadła całym ciężarem na krzesło, na którym siedziała. Mogłabym przysiąc, że zrobiła wtedy minę zdenerwowanego mopsa.

- W ogóle gdzie wcięło Carly? - Tym razem się podniosłam, by przelecieć wzrokiem po zatłoczonej stołówce.

- Jest u higienistki. Wiesz, ta stara rura chciała mieć opiekę nad nią i jej dzieckiem.

Carly była już w końcówce piątego miesiąca. Dziecko się dobrze rozwijało, a my cały czas wspierałyśmy naszą przyjaciółkę. Obiecałyśmy jej nawet baby shower, by miała niezłą niespodziankę z płcią dziecka, której nadal nie wiadomo czemu nie znała.

- Wszyscy są tym głupio zainteresowani, jak w ogóle nie powinno ich to obchodzić. - Burknęłam, opierając się o niewygodne krzesło.

Jak już mówiłam, to z dziewczynami byłyśmy na ustach wszystkich w szkole. Carly to szczególnie dotknęło, zważywszy na jej błogosławiony stan, w jakim się znajdowała. Jednak blondynka pomimo niego, nie straciła swojej cudownej zaciętości charakteru.

Szczerze to wydawało mi się nawet, że stała się jeszcze większą suką dla innych, niż była przed wakacjami. Wystarczyło jedno krzywe spojrzenie, a już leciałeś na łeb na szyje. Codziennie odzyskiwania były normą, a Brook High School drżało pod wpływem Frost.

I w sumie każda z nas różniła się temperamentem jeśli chodziło o „księżniczkowanie" w szkole. Gwen była tą miłą, która udzielała się w każdej pomocy charytatywnej, wspierała drużyny sportowe i była przewodniczącą szkoły. Carly była typowym postrachem, który ułożył sobie najmłodsze klasy do posłuszeństwa, wykorzystując je co jakiś czas. Ja natomiast byłam zwykłą, szarą i cholernie znudzoną dziewczyną, która nawet nie chciała być przyporządkowywana do żadnej sprecyzowanej grupy społecznej.

- Okres masz, że tak burczysz? - Zapytała już dość zdenerwowana.

- Jakoś od paru miesięcy. - Przewróciłam oczami, a przy tym skupiłam się na wejściu do stołówki, do którego weszła Carmine.

Przeniosła się tu, po swojej przeprowadzce do Noena, z którym była już w czteromiesięcznym związku. W końcu do starej szkoły miała o wiele dalej, a nikt tutaj nie patrzył na nią jak na siostrę Scotta. Nie przechwalała się tym, tak samo było ze związkiem z Maasem. Carmine była bardzo mądra, jak na swój wiek.

Red KingdomМесто, где живут истории. Откройте их для себя