Rozdział 2

520 25 2
                                    

Obudził mnie stłumiony dźwięk gry gitary, czyjś śpiew i zapach czegoś, co przyprawiło mnie o mdłości. Połączenie mięsa i tłuszczu, najprawdopodobniej bekon. Mama nigdy nie smarzyła bekonu…

Wtedy uświadomiłam sobie, gdzie się znajduję i zrozumiałam, że zdarzenia które miały miejsce w moim dziwnym śnie, zdarzyły się w rzeczywistości. Wstałam z łóżka, a zapach stawał się silniejszy z każdym moim krokiem. W moim żołądku się gotowało, a głowa była lżejsza niż zwykle. Otworzyłam drzwi i chwyciłam się framugi niezdolna nawet do otworzenia oczu. Byłam zbyt oszołomiona.

– Eve, wszystko w porządku? – usłyszałam pytanie Liama. Byłam z byt zmęczona, by skinąć, ale zapach bekonu naprawdę namieszał mi w głowie i już po chwili biegłam w stronę łazienki. Trafiłam tam w samą porę. Kiedy wyrzuciłam z siebie kawałki wszystkiego, co ostatnio jadłam, poczułam że ktoś za mną przytrzymuje moje włosy i głaszcze plecy. Nie mogłam nawet obrócić się i podziękować tej osobie, ponieważ ciecz znowu zaczęła wylewać się z moich ust prosto do ubikacji.

Kiedy wreszcie skończyłam, zaczęłam płakać. Nienawidziłam wymiotować, ale to była część ciąży. To był pierwszy przypadek moich porannych nudności.

– Ciii, Eve, wszystko będzie dobrze – gruchał Liam za mną. Zamoczył ręcznik i położył go na moim czole, a ja pociągnęłam nosem.

– Dziękuję Li – powiedziałam próbując się uśmiechnąć. Wstał, chwycił moją dłoń i pociągnął mnie do góry, tak, że też musiałam wstać.

– Nie ma problemu. Przepraszam za bekon. Kompletnie zapomniałem, że nienawidzisz wieprzowiny.

– W porządku. Nie miałam na myśli, że to jakiś kłopot. To po prostu pierwszy dzień, a ja już sprawiam problem. – westchnęłam, ale Liam tylko wziął mnie w swoje ramiona i przytulił mocno, jednak nie za mocno.

Umyłam zęby, wzięłam prysznic i wreszcie poczułam się lepiej. Zapach zniknął, a ja byłam gotowa na nowy dzień.

Ubrałam wygodne legginsy, cienki, biały podkoszulek i puszyste skarpety. Związałam włosy w niechlujnego koka i wyszłam z mojego nowego pokoju. Nie kłopotałam się z makijażem, bo szczerze, byłam na to zbyt leniwa.

– Cześć chłopcy – uśmiechnęłam się do pięciu atrakcyjnych facetów, wciąż siedzących w kuchni przy stole. Już nie jedli, tylko rozmawiali między sobą, tak przypuszczałam. Odwrócili swoje głowy i spojrzeli na mnie uśmiechając się.

– EVE! – krzyknęli chórem.

Pomachałam i usiadłam na wolnym miejscu. Siedziałam naprzeciw Zayna i miałam Nialla i Louisa po obu stronach.

– Więc wszystko w porządku kochanie? – zapytał Harry. Siknęłam głową uśmiechając się słabo.

– Zgaduje, że to tylko część ciąży – powiedziałam przykuwając ich całą uwagę. Przypuszczałam, że ciąża nie jest tematem który chcą poruszać i nie będą zaskoczeni, jeśli nie będę o tym rozmawiać. Spuściłam wzrok, bawiąc się palcami, tak jakby były najbardziej interesującą rzeczą na świecie.

– Przepraszam – usłyszałam mocny akcent zna przeciwka. Podniosłam wzrok i spojrzałam na Zayna.

– Nie przepraszaj – uśmiechnęłam się nieśmiało, a on odwzajemnił ten gest z tym głębokim wzrokiem, wypalającym we mnie dziurę. Boże, jaki on jest seksowny – To dziecko nie zasługuje na to, by być żałowanym. Jedyne co mogę zrobić, to kochać tak mocno, jak tylko mogę.

– Łał. Jesteś niesamowita – powiedział Niall z grubym, Irlandzkim akcentem.

– Dzięki – zarumieniłam się, spoglądając z powrotem na swoje paznokcie. – Więc, jakie plany na dzisiaj? – zapytałam nikogo w szczególności.

Changes (tłumaczenie)Where stories live. Discover now