Rozdział 11

8.5K 366 68
                                    

Gdy wyszliśmy z pomieszczenia, w którym doszło do morderstwa Coopera, wpadliśmy na Francisa. Mężczyzna, widząc nasze zaplamione krwią ubrania, od razu domyślił się, co spotkało jego obleśnego szefa. Nie zadawał jednak pytań i nie próbował wciągnąć nas z powrotem do środka. Milczał. Wyglądało to tak, jakby bał się czarnowłosego. W tamtym momencie mimo nieprzewidywalności i brutalności chłopaka czułam się przy nim naprawdę bezpieczna. Miałam jednak świadomość tego, że chwila ta nie będzie trwać wiecznie, że prędzej czy później zaufanie, którym go obdarzyłam,
zniknie tak szybko, jak się pojawiło.

- Co z jego ciałem? Twój ojciec nie ucieszy się, gdy znajdzie jednego ze swoich sługusów w takim stanie. Francis o wszystkim mu powie. - Zapytałam, przyglądając się ruchom chłopaka. Noah szedł kilka kroków przede mną, nie odwracał się i nic nie mówił. Przerwałam tę nieprzyjemną ciszę, mając nadzieję, że chłopak nie zaatakuje mnie, a po prostu udzieli odpowiedzi na wszystkie moje pytania.

- Dlaczego tak przejmujesz się moim ojcem? To zwykła pizda. Nie potrafi załatwić swoich spraw sam, lecz wysługuje się innymi. - Mruknął gniewnie, po czym dodał - Francis jest nieszkodliwy. To jeden z niewielu dobrych tu ludzi. Robi to wszystko, bo zmusiło go do tego życie.

- Przejmuję się nim bo czuję, że jest niebezpieczny.- Oznajmiłam niepewnie. - Zawsze jest jakieś inne wyjście. Praca dla mafii to jedno z najgorszych. - Odparłam, ciągle nie rozumiejąc tego, co brązowooki chciał mi przekazać. Czarnowłosy zatrzymał się i odwrócił w moim kierunku. Zaczekał, aż podejdę bliżej i wbił swoje mroczne spojrzenie wprost w moje tęczówki. Na zewnątrz robiło się już ciemno, ale nawet w tych okolicznościach wzrok chłopaka potrafił przeszyć mnie tak, że na moim ciele pojawiły się ciarki.

- Nie powinnaś bać się mojego ojca, a mnie.

- Nie powiedziałam, że się ciebie nie boję. -Przygryzłam swoją dolną wargę.
Brązowooki kątem oczu, spojrzał na moje usta. Poczułam, jak moje policzki przybierają różową barwę, a moje ciało przyjmuje temperaturę piekła. Nie wiedziałam, dlaczego moje ciało tak wariowało, dlaczego przejmowało się drobnymi gestami, które wykonywał chłopak.

- To dobrze. Nie ufaj mi, nie jestem dobrym kompanem, sprawiam tylko ból i co najgorsze, czerpię z tego przyjemność.

- Staram się tego nie robić.

Po rozstaniu z Noah'em od razu skierowałam się do swojego pokoju. Chciałam zapomnieć o całym tym dniu, jednak było to prawie że niemożliwe. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego, a jeśli już to tylko w filmach. Przed moimi oczami ciągle pojawiał się obraz leżącego we krwi Coopera. Nie było mi go żal. Wiedziałam, że zasłużył na taką śmierć, że to, co go spotkało, uratowało innych w tym mnie. Po przekroczeniu progu drzwi od razu skierowałam się pod prysznic. Szorowałam swoją skórę z krwi martwego bydlaka, tak jakbym chciała ją z siebie zedrzeć. Byłam rozdarta, bo nie wiedziałam, czy to, co zrobił Czarnowłosy, było złe, czy dobre.

Po prysznicu od razu udałam się do łóżka i zatopiłam się w miękkiej pościeli. Nadal nie mogłam odgonić myśli o zbrodni, w której uczestniczyłam. Dopiero po jakiejś godzinie, choć z trudem udało mi się zasnąć.

- Obudzisz się czy mam cię pocałować śpiąca królewno? -Ze snu wyrwał mnie męski głos. Dobrze znany mi głos, a przynajmniej tak mi się z początku wydawało.

- Noah co ty pleciesz? - Powiedziałam półprzytomna, nie dowierzając w słowa, które wypowiadał do mnie chłopak.

- Jednak cię nie pocałuje. - Gdy podniosłam powieki, moim oczom ukazał się zielonooki i lekko posmutniały chłopak. Dotarło do mnie, że wypowiadając imię brązowookiego, palnęłam gafę. - Straciłem ochotę, gdy wypowiedziałaś imię mojego kuzyna. No, chyba że będziesz nalegać. Wtedy może ci wybaczę.

- Wybacz, jestem trochę zmęczona. - Podniosłam się do pozycji siedzącej, posyłając mu przepraszające spojrzenie.

- Do czułości, nie musisz być wypoczęta. Zajmę się tobą tak, że twoje zmęczenie zniknie ot tak. - Wyszczerzył szereg swoich białych zębów i ułożył się obok mnie. Jego pewność siebie naprawdę mnie onieśmielała.

- Uwierzę na słowo. - Odparłam nieśmiale, próbując uniknąć jego hipnotyzującego wzroku.

- No dobrze. Tak czy siak, kiedyś nadejdzie na to czas. Dzisiaj przyszedłem tu w trochę innej sprawie.

- Co było tak ważnego, że musiałeś mnie obudzić? - Zapytałam z nutką irytacji w głosie.

- Impreza, młoda damo! - Krzyknął tak głośno, że natychmiast oprzytomniałam.

- Jaka impreza?

- Przekonasz się już niedługo. Za godzinę masz być gotowa, a jeśli nie to wyciągnę cię stąd siłą.

- Aiden naprawdę nie mam ochoty. - Westchnęłam, mając nadzieję, że chłopak uszanuje moją decyzję.

- Nie przyjmuje słowa słowa odmowy. - Wstał na równe nogi i pośpiesznie opuścił pokój.

Opadłam bezsilnie na łóżko. Aiden nie dawał za wygraną, nie słuchał moich sprzeciwów i każdą moją odpowiedź przyjmował z uśmiechem na twarzy i błyskiem w oczach. Naprawdę ciekawiło mnie to, jaki jest naprawdę, jak ktoś taki jak on może mieszać się w takie interesy. Zielonooki nie przypominał niebezpiecznych i agresywnych typów. Wyglądał tak przyjaźnie i niewinnie, że zaufanie mu przychodziło z łatwością. Czułam, że jest dobry, że jego anielska twarz to nie maska. Pójście na imprezę z prawie nieznajomym chłopakiem mogło wydawać się nieodpowiedzialne i głupie, ale potrzebowałam tego. Potrzebowałam zapomnienia, zabawy i beztroski.

Minęła godzina. Byłam już gotowa i czekałam tylko na przybycie Aiden'a. Przypomniałam sobie o biznesowej kolacji Pana Edgara, która przez ostatnie wydarzenia została odwołana. Ulżyło mi, bo nie chciałam poznawać ludzi z takiego otoczenia. Wiedziałam, że przebywanie z nimi to igranie z ogniem. Moje myśli odgoniło pukanie do drzwi. Otworzyłam je.

- Pięknie wyglądasz. - Powiedział szarmancko zielonooki. Miał na sobie czarną, idealnie dopasowaną koszulę i tego samego koloru spodnie. Wyglądał naprawdę przystojnie.

- Dziękuję. Też nie wyglądasz źle.

Jego anielskie spojrzenie skanowało każdy skrawek mojego ciała. Robił to i nie ukrywał się z tym. Czuł się pewnie, bo moje zmieszanie w takich sytuacjach, podobało mu się.

-Dziękuję Rose. - Ton jego głosu, gdy wypowiadał moje imię, był cieplejszy niż zwykle. Czułam, jak moje nogi stają się jak z waty, jak moje serce zaczyna bić tak szybko, jakbym brała udział w maratonie albo walczyła o życie. Moje ciało było nie do opanowania. Aiden pociągał mnie. Sposób, w jaki do mnie mówił i na mnie patrzył, podobał mi się.

Jeśli uda mi się napisać jeszcze jeden rozdział, dodam go dzisiaj.
Buziaki kochani! 😘

Sold to The Devil Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz