Rozdział 3

13.1K 440 63
                                    

W tamtym momencie czułam, jak nogi uginały się pod ciężarem mojego ciała, a serce po raz kolejny tego dnia zaczynało bić szybciej i stawało się nie do opanowania. Nie potrafiłam nad tym zapanować.

Strach robił ze mnie zwykłą, nic nieumiejącą kukłę, paraliżował mnie, a ja za nic nie byłam w stanie tego zmienić. Zacisnęłam dłonie w pięść i postanowiłam zebrać w sobie tyle odwagi, ile potrzebnej mi było do spojrzenia w oczy mężczyzny, posiadającego tak diabelsko pociągający głos.

Nim jednak zdążyłam obrócić się w jego stronę, poczułam, jak coś okropnie zimnego muska skórę na moich nagich, odkrytych przez sukienkę plecach.

- Odpowiedz, póki jestem w dobrym humorze. - Powiedział stanowczo, a ja poczułam się tak, jakby serce podchodziło mi do gardła.

Nie mogłam ciągle zachowywać się jak bezbronna ofiarą. Musiałam przynajmniej raz zawalczyć o swoje, postawić się. Wzięłam głęboki wdech i po chwili namysłu, odwróciłam się w jego stronę. Zaraz potem przekonałam się, czym było to, co przed momentem nazwałam czymś „okropnie zimnym".

Był to pistolet, który teraz znajdował się na wysokości moich piersi. Jego właściciel mimo tego, że miałam na sobie szpilki, był sporo wyższy, dlatego zobaczenie jego twarzy, wymagało ode mnie podniesienia głowy nieco ku górze.

Zrobiłam to i ujrzałam czarnowłosego chłopaka o lekkim zaroście i mocno zarysowanych kościach policzkowych. Miał gęste i ciemne brwi, a jego brązowe oczy patrzyły wprost na mnie. Krucze włosy chłopaka były w nieładzie, ale mimo to idealnie podkreślały kształt jego twarzy.

- A jeśli nie odpowiem? - Mój głos lekko się załamał, ale nie chciałam, aby chłopak to zauważył.

Musiałam być twarda. Nie wiedziałam, kim byli ci ludzie i do czego byli zdolni, ale byłam pewna tego, że dalsze użalanie się nad sobą nic tu nie wskóra. Musiałam zacząć działać. Gdyby chcieli mi coś zrobić, już dawno leżałabym zakopana w jakiejś dziurze, ale o dziwo żyłam i prócz obolałego i posiniaczonego ciała, byłam w miarę cała. Brązowooki przeszył mnie złowrogim spojrzeniem i zrobił krok w moją stronę. Dzieliły nas centymetry.

- Jeśli tego nie zrobisz, pożałujesz, że w ogóle mnie spotkałaś. - Brzmiał naprawdę poważnie. W jego głosie nie można było wyczuć nawet odrobiny ironii. Przerażał mnie.

- Uwierz, że już żałuję. - Wyszeptałam, mając nadzieję, że tego nie usłyszy. Jednak i to mu nie umknęło. Chłopak wyglądał na naprawdę rozzłoszczonego. Nie rozumiałam tego. To ja powinnam była być zła. Porwali mnie i doprowadzili do takiego stanu, w jakim się znajdowałam, a do tego teraz jakiś palant groził mi spluwą, jakby było to coś normalnego.

- Zamieniłem z tobą kilka słów, a ty już mnie prowokujesz. - Warknął poirytowany i szybkim ruchem dłoni przeładował swoją broń.

Bez żadnych skrupułów przyłożył lufę pistoletu do mojej głowy i lewą rękę zacisnął na mojej szyi. Jego palce z sekundy na sekundę zacieśniały się coraz bardziej. Nie byłam w stanie złapać oddechu. Obydwoma dłońmi chwyciłam za jego przedramię i używając wszystkich swoich sił, próbowałam wyrwać się z jego silnego uścisku.

Nie było to łatwe. Moje zdolności fizyczne, nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. W tamtym momencie czułam, że to już koniec. Byłam przekonana, że albo wpakuje mi kulkę w łeb, albo po prostu udusi. Chciałam krzyknąć, zawołać o pomoc, ale wiedziałam, że nikt mi nie pomoże, że wszyscy ci ludzie nie kiwną nawet palcem, jeśli cały ten Pan Edgar nie wyrazi na to zgody.

Byłam w pułapce.

Może moja śmierć nie byłaby złym pomysłem? Uwolniłabym się od wszystkich zmartwień, przestałabym myśleć o rodzicach i o tym cholernym miejscu. Byłabym wolna.

- Panie Noah, błagam niech Pan ją puści. - Moje powieki pomału się zamykały, a obraz przed oczami stawał się niewyraźny. Nie wiedziałam, czy głos ten był prawdziwy, czy to tylko wytwór mojej wyobraźni.

Czułam się dziwnie spokojna. Nawet brak dopływu tlenu i problemy z oddychaniem w tamtym momencie wydawały się dla mnie mało ważne. Może spotkanie czarnowłosego chłopaka o diabelskiej urodzie, było zaplanowane z góry? Czy ktoś taki mógł pomóc mi uwolnić się od wszystkich problemów? Być moim wybawicielem?

Nie byłam tego do końca pewna, ale wiedziałam, że brązowooki mógł zrobić mi to, czego ja nie potrafiłam. Jeden jego ruch mógł spowodować, że moje życie na tym świecie dobiegnie końca.

- Charlotte, czy zawsze musisz się zjawiać w najmniej odpowiednim momencie? - Warknął z rezygnacją w głosie i spojrzał na stojącą obok niego kobietę.

Wziął głębszy wdech i niechętnie rozluźnił swój uścisk, przez co do moich płuc w końcu dostał się tlen. Bezsilnie upadłam na ziemię, z trudem łapiąc powietrze. Obraz przed moimi oczami wracał do normy, a oddech pomału się uspokajał.

- Tak, muszę, bo czasem synu nie panujesz nad swoimi emocjami. - Oznajmiła, po czym pomogła mi się pozbierać i wstać na równe nogi.

Powinnam być jej wdzięczna za to, że mnie uratowała. Przecież w końcu tego chciałam. Jednak nie czułam wdzięczności ani ulgi. Byłam zawiedziona, że brązowooki nie dokończył tego, co zaczął.

Po przeżyciu najcięższego poranka w moim życiu Charlotte zabrała mnie na śniadanie z Panem Edgarem. Dom, w którym mieszkał, był duży i bardziej przypominał twierdzę niż rodzinne, pełne miłości gniazdko.

Brunetka zaprowadziła mnie do salonu i usadziła przy ogromnym stole zastawionym mnóstwem różnorodnego jedzenia. W pomieszczeniu tym, jak i w całym domu dominowały ciemne barwy. Wnętrze to rozjaśniał wielki wiszący na środku sufitu żyrandol i wykonany z kamienia kominek tuż, przed którym znajdował się szary dywan, a na nim dwa skórzane fotele, kanapa i mały stolik kawowy. Na ścianach wisiały piękne stare obrazy, a jedynymi kwiatami były czerwone, włożone do mosiężnych wazonów róże.

- Witaj Rose. - Moim oczom ukazał się dobrze ubrany i zadbany mężczyzna o wysokiej posturze. Na oko liczył jakieś pięćdziesiąt lat. Tuż obok niego stało dwóch uzbrojonych dryblasów ze słuchawkami w uszach. Mieli na sobie czarne garnitury, a na ich twarzach malowała się pewnego rodzaju obojętność. - Wiem, że masz dużo pytań, ale spokojnie postaram się, abyś poznała odpowiedzi na większość z nich. Wcześniej jednak musisz poznać mojego syna Noaha.

Sold to The Devil Where stories live. Discover now