Rozdział 10

8.4K 431 57
                                    

Mężczyźni zaprowadzili nas do piwnicy, która znajdowała się pod rezydencją. Posadzili nas na metalowych krzesłach naprzeciw siebie i przywiązali do nich grubymi sznurami. Byłam przerażona. W mojej głowie pojawiały się najczarniejsze scenariusze. Patrzyłam na siedzącego przede mną chłopaka i niemal nie dowierzałam, widząc jego spokój i obojętność na całą tę sytuację. Nie mogłam się uspokoić. Moje nogi trzęsły się ze strachu, a on tymczasem patrzył wprost we mnie, nie wyrażając przy tym żadnych emocji. Nie przepadałam za jego osobą, nie rozumiałam, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej, ale nie pragnęłam też patrzeć na to, jak cierpi, jak goryle jego ojca okładają go bez zastanowienia. Nawet gdy przywiązywali go do krzesła, nie protestował, nie próbował się im wyrwać i uciec, był posłuszny. Pomieszczenie, do którego zostaliśmy zabrani, nie było umeblowane, oświetlała je niewielka lampa, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci i starości.

- A więc zaczynamy zabawę kochani. - Odrażający głos jednego z mężczyzn wypełnił całe pomieszczenie. Nie mogłam powstrzymać trzęsących się z przerażenia kończyn i przyśpieszonego bicia serca. Liczyłam na to, że ktoś nam pomoże, uwolni nas, ale w głębi siebie czułam, że pomoc ta nie nadejdzie, że zostaniemy tu zdani tylko i wyłącznie na siebie.

- No to zaczynaj, a nie pierdol. - Czarnowłosy jak zwykle nie hamował się. Mówił to, co chciał i nie zważał na to, że jeszcze bardziej złości mężczyznę. Zachowywał się tak, jakby w ogóle nie zależało mu na własnym życiu, jakby miał je totalnie gdzieś.

Napakowany i pobudzony ochroniarz Pana Mitchell'a dłużej się nie zastanawiając, wymierzył silny cios w podbrzusze chłopaka. Noah nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, zacisnął tylko swoje wargi, tłumiąc ból w wewnątrz siebie. Przełknęłam stojącą w moim gardle gulę i spuściłam wzrok na ziemię.

- Francis, zajmij się tą suką. Ma wszystko widzieć. - Mężczyzna odszedł od Noah'a i podszedł do mnie. Chwycił moje związane w kitkę włosy i gwałtownie pociągnął je do tyłu. Jęknęłam i mimowolnie spięłam się, czując, jak jego obleśna ręka sunie po moim udzie. Zaczęłam się wiercić, ale im bardziej się szarpałam, tym jego uścisk stawał się coraz to silniejszy. - A jeśli nie, to kara, którą jej wymierzymy, nie będzie wcale przyjemna. Przynajmniej nie dla niej. - Mówiąc to, nie odwracał wzroku od mojej twarzy. Wzdrygnęłam się, słysząc jego przekonujący i pewny siebie glos.

-Tak jest szefie.

- Ja nie będę narzekać kochanie a ty? - Podniósł moją koszulkę delikatnie do góry, tak że ta odsłoniła skrawek mojego brzucha i szorstką dłonią przejechał po mojej nagiej skórze.

- Nie zapędzaj się Cooper. Tak się składa, że to moja żonka. - Słowa brązowookiego, mimo że były tylko częścią jego gry, spowodowały, że moje wnętrze w pewnego znaczeniu tego słowa rozgrzało się. Kamień spadł mi z serca, gdy pewny siebie oblech oddalił się ode mnie i znowu podszedł do chłopaka.

- A więc obrywaj za siebie i za żonkę. - Odparł i kopnął krzesło, na którym znajdował się Czarnowłosy. Noah z hukiem upadł na ziemię. Przymknęłam powieki, nie chcąc dłużej na to patrzeć. Nie rozumiałam, jak Pan Edgar mógł pozwolić na coś takiego.

- Pamiętaj, co powiedział Cooper kruszyno. - Szept mężczyzny o imieniu Francis, przekonał mnie do otwarcia oczu.

Zerknęłam na leżącego na ziemi Noah'a. Liczyłam na to, że da sobie radę, że ma jakiś plan. Nie wierzyłam, że mógł ot, tak pozwolić traktować się w ten sposób. Cooper jak gdyby nigdy nic zaczął zadawać mu silne kopnięcia w brzuch, traktował go tak, jakby był jego workiem treningowym. Noah na początku dawał sobie radę i dusił swój ból w sobie. Z czasem jednak jego oddech stawał się szybszy, a ciało za sprawą ciosów obolałe.

- Jeszcze ci mało? - Po zadaniu dziesięciu ciosów mężczyzna zaprzestał i kucnął obok brązowookiego. - Dalej chcesz jej bronić? - Noah posłał mi krótkie, lecz wymowne spojrzenie. Jego tęczówki przybrały ciemny kolor, nie ujrzałam w nich gniewu, ani mroku, lecz narastający z każdym kolejnym uderzeniem ból.

- Nie bronię jej. - Warknął swoim zimnym głosem i splunął mieszaniną śliny i krwi.

- Wygląda to inaczej.

- Zrób z nią, co chcesz, nie moja sprawa. - Oznajmił oschle, nawet na mnie nie patrząc.

- Francis, wyjdź na chwilę.

- Ale szefie, Pan Edgar... - Nie zdążył dokończyć, Cooper mu na to nie pozwolił.

- Spierdalaj stąd!

- Tak jest. - Posłał mi przepraszające spojrzenie i wyszedł z pomieszczenia.

- Skoro jest Ci obojętna, to nie powinno Ci przeszkadzać, jeśli wyrucham ją na twoich oczach. - Mężczyzna zaczął się do mnie zbliżać. Zaczęłam się szarpać. Chciałam zerwać, oplatające mnie wokół sznury, jednak nie byłam w stanie tego zrobić.

- Nawet nie próbuj mnie tknąć! - Krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam. - Zabije cię Noah, przysięgam, że cię zabije!

- Wiedz, że spróbuję.

W tamtym momencie nie miałam możliwości, aby wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę, ale przysięgłam sobie, że jeśli takowa się zdarzy, zemszczę się, a zemsta ta będzie trzykrotnie gorsza od samych jego myśli. Byłam zła nie tylko na Noah'a, ale także na siebie. Zaufałam mu w sprawie ucieczki, a on podczas pierwszej poważnej przeszkody, oddał mnie na pożarcie wilkom.

- Tknij ją, a ja spróbuję tknąć ciebie. - Diabelski głos chłopaka przeszył całe moje ciało. Nie zauważyłam, kiedy zdążył wyplątać się z więzów i znaleźć za odrażającym ochroniarzem Pana Mitchell'a. Jego lewa ręka zaciśnięta była na szyi oprawcy, a prawa trzymała kieszonkowy scyzoryk.

- I co mi zrobisz? Pobijesz mnie? - Cooper roześmiał się, myśląc, że groźby Noah'a są tylko szczeniackim żartem.

- Gdybyś pracował tu dłużej, wiedziałbyś, kim jestem i co potrafię. - Zbliżył ostre narzędzie do jego skóry i kontynuował. - Nie opierałem się, bo naprawdę ciekawiła mnie ta zabawa. Bawiło mnie to, jak myślisz, że to Ty tutaj rządzisz, że nasze życia są w twoich rękach. - Ostrym końcem noża rozciął jego skórę i uśmiechnął się tak, jakby była to dla niego dziecinna gra. Cooper zaczął się wyrywać, jednak Czarnowłosy jeszcze bardziej zacisnął swoją dłoń. - Wiesz, jak kończą gwałciciele i ludzie, którzy ze mną zadzierają?

- Wal się psycholu. - Warknął rozzłoszczonym i lekko przerażonym głosem.

- Zła odpowiedź i zły koniec. - Oblizał swoje spierzchnięte i lekko skrwawione usta, po czym bez żadnego zahamowania wbił koniec scyzoryka w tętnicę szyjną mężczyzny.

Krew z rany Coopera zaczęła tryskać na wszystkie strony. Była zarówno na mnie, jak i na brązowookim. Nie dowierzałam w to, co się stało. Patrzyłam jak zahipnotyzowana na zadowolonego z siebie chłopaka.

- A tobie co mała? - Rozluźnił swój uścisk, dzięki czemu masywne ciało ochroniarza upadło na ziemię.

- Nie musiałeś go zabijać. - Mruknęłam niepewnie, ciągle wgapiając się w jego diabelsko przystojną twarz.

- Ale chciałem, a teraz chodźmy coś zjeść. Zrobiłem się głodny. No chyba, że nadal chcesz mnie zabić?

- Nie, póki co nie chcę. A co z naszym planem? Nadal możemy uciec.

- Mój ojciec znajdzie cię nawet na innym kontynencie. Jesteś dla niego ważna, dlatego chce, żebyśmy wzięli ślub. Musimy tylko odkryć dlaczego.

I co sądzicie o tym rozdziale?










Sold to The Devil Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz