Rozdział 7

9.4K 432 32
                                    

Miałam już dość siedzenia w tym pokoju. Czułam się tu jak w klatce, a moje ruchy były  w niej ograniczone do dwóch pomieszczeń – sypialni i łazienki. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie mogłam wyjść na zewnątrz, skorzystać z Internetu, czy też z kimś po prostu porozmawiać. Od czasu do czasu wpadała do mnie Charlotte, lecz przez natłok obowiązków, uciekała po krótkiej chwili. Byłam pewna, że jeśli pozostanę tu zamknięta jeszcze przez kilka dni, zwyczajnie zwariuję. Dochodziła czternasta, a ja od przyjścia czarnowłosego, nie mogłam doczekać się dwudziestej drugiej. Pragnęłam być wolna, ale czułam też, że dotarcie do wyznaczonego przeze mnie celu będzie trudniejsze niż z początku mogło się wydawać. Leżałam na łóżku, nie mogąc się ułożyć w wygodny dla mnie sposób. Siniaki na moim ciele pomału zanikały, ale wspomnienia w mojej głowie nadal mnie prześladowały. Nawet sen nie był dla mnie ucieczką.

W nocy wracały do mnie wspomnienia związane z moją rodziną. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam ich twarze. Były tak wyraźne, iż sądziłam, że sny te są rzeczywistością. Budziłam się cała w potach, zdyszana i zapłakana. Czułam wtedy, jak moje serce rozpadało się na jeszcze mniejsze kawałki.

- Rose kochanie, Noah przysyła ci te rzeczy. – Do pokoju wparowała uśmiechnięta Charlotte. Jak zawsze ubrana była na czarno, a jej ciemnobrązowe włosy były upięte w idealny kok. Pośród wszystkich osób i rzeczy znajdujących się w tym domu to ona rozjaśniała każde pomieszczenie. Spojrzałam na kobietę i oparłam się na łokciach, ciągle pozostając na łóżku. Posłałam jej serdeczny uśmiech i byłam wdzięczna za to, że znowu się pojawiła.

- Witaj Charlotte. – Odparłam, po czym ponownie wróciłam do poprzedniej pozycji i wbiłam swoje spojrzenie w sufit.

Kobieta odłożyła rzeczy na znajdujące się przed regałem krzesło i usiadła obok mnie.

- Mam ci coś do powiedzenia. – Powiedziała swoim anielskim głosem, a ja mimo to, że ton jej był nadzwyczaj spokojny, poczułam, że wiadomość ta może mi się wcale nie spodobać. Poprawiłam się do pozycji siedzącej i skierowałam swoje tęczówki wprost na nią. Charlotte była kobietą z gracją i nieprzeciętnym gustem. Miała wielkie zielone oczy, lekko zarysowane brwi i delikatnie odstające uszy.

- Co takiego?

- Po pierwsze Pan Edgar pozwolił na to, abyś nie była tu zamknięta. Możesz wychodzić z pokoju i spacerować po ogrodzie, ale gdy spróbujesz uciec, znowu ci tego zakaże. Drugą sprawą, do której kazał cię przygotować, jest dzisiejsze spotkanie. Bardzo ważne spotkanie, Rose.

- Jakiż on łaskawy. – Odparłam sarkastycznie. – Co ja mam do tego spotkania? – Posłałam jej pytające spojrzenie, ciągle nie rozumiejąc, do czego zmierza.

- Jako przyszła małżonka Noah’a masz obowiązek się tam pojawić. Spotkanie rozpocznie się dziś o dwudziestej drugiej. Musisz być gotowa wcześniej, ponieważ droga trochę wam zajmie.

- Nie będzie żadnego ślubu. Nie zgodziłam się na to, więc moja obecność tam nie ma żadnego sensu. Przekaż, więc proszę to Panu Edgarowi, Charlotte.

- Przykro mi, ale obawiam się, że nie masz innego wyjścia. Zapytanie cię o zgodę jest tylko szczegółem. Pan Mitchell robi to, co według niego jest słuszne.

Gdy Charlotte opuściła pomieszczenie, zaczęłam panikować i szukać w swojej głowie pomysłów na wykręcenie się z całego tego spotkania. Ani ja, ani Noah nie przewidzieliśmy takiego obrotu spraw. Miałam uciec podczas nieobecności Pana Mitchella, a teraz cały ten plan trafił szlag. Po parunastu minutach zastanawiania się postanowiłam poszukać czarnowłosego. Miałam nadzieję, że znajdzie jakieś rozwiązanie z zaistniałej sytuacji. Chłopak tak samo, jak ja nie chciał pakować się w żadne małżeństwo.

Spacerowałam po rezydencji już od dłuższej chwili, a mimo to nigdzie nie mogłam znaleźć chłopaka. Nie czułam się tu komfortowo. Bałam się, że zaraz na kogoś wpadnę i wpakuje się w kolejny konflikt. Dom Mitchell'ów był ogromny, a ja nie miałam pojęcia, gdzie powinnam była zacząć swoje poszukiwania.

- I gdzie ten szatan? - Mruknęłam pod nosem, przewracając oczami.

Chłopak mógł być wszędzie, a ja nie miałam czasu ani ochoty, aby przeszukać cały ten teren. Znajdowałam się w jednym z wielu korytarzy w tym domu i byłam już naprawdę zmęczona.

- Jaki szatan? Może go znam? - Spojrzałam przed siebie, a moim oczom ukazał się wysoki chłopak o brązowych włosach. Miał lekki zarost, ścięte na krótko włosy i co najdziwniejsze tutaj, przyjazny wyraz twarzy. Wzrostem dorównywał Noah'owi. Ubrany był w czarny, lekko opinający i uwydatniający mięśnie brzucha T-shirt oraz podziurawione na kolanach jeansy. Podszedł bliżej mnie, na co ja zrobiłam krok w tył.

- Gdzie uciekasz? - Kącik jego ust podniósł się nieco ku górze. - Nic ci nie zrobię. Mam na imię Aiden — Chłopak podał mi swoją dłoń. Przez chwilę niepewnie na nią patrzyłam, potem jednak przełamałam się i odwzajemniłam jego gest.

- Rose. - Odparłam nieco zachrypniętym głosem. Gdy nasze dłonie złączyły się, poczułam jak jakieś dziwne, a zarazem przyjemne uczucie ogarnia całe moje wnętrze. Nie wiedziałam co, to było, ale wraz z przerwaniem tego dotyku, uczucie to zniknęło.

- A więc co tutaj robisz Rose? - Spojrzał na mnie pytająco i uśmiechnął się.

- Szukam kogoś.

- Mogę wiedzieć kogo? - Zapytał i usiadł na stojącej w korytarzu komodzie. - Może będę w stanie Ci pomóc.

- Nie musisz jej pomagać Aiden. - Poczułam, jak czyiś oddech muska skórę na mojej szyi. Na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Po raz kolejny nie byłam w stanie się ruszyć.

- Szatan mówisz? - Roześmiał się i spojrzał na czarnowłosego. - Teraz doskonale cię rozumiem.

Sold to The Devil Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz