Rozdział 1

22.9K 552 69
                                    

"Piekło jest w nas. W środku. Każdy nosi je ze sobą, dopóki go nie pokona."

Nie byłam w stanie uwierzyć w to, co się stało. Nadal nie docierało do mnie, że moi rodzice potraktowali mnie w ten sposób, że sprzedali mnie jak zwykłą do niczego niepotrzebną rzecz.

Nie obchodziło ich co się ze mną stanie ani gdzie wyląduje. Liczyły się dla nich tylko pieniądze. Czułam się strasznie. Bałam się tego, co mnie czeka, a moja dusza cierpiała najgorsze męki.

Nie umiałam pogodzić się z myślą, że miłość moich rodziców nie była prawdziwa, że kochali mnie tylko do momentu, do którego została złożona im ta oferta. Przez trzy ostatnie lata pomagałam im, jak tylko mogłam. Pracowałam od rana do nocy i wszystkie zarobione pieniądze, przeznaczałam na dom i spłacanie długów, których się dorobili.

Wszystko to robiłam dla nich, robiłam to, bo naprawdę ich kochałam i wierzyłam, że oni także są wstanie, oddać za mnie wszystko. Nawet swoje życie.

W dniu, w którym mnie osierocili, zachowywali się jak zwykle. Ojciec czytał poranną gazetę i pił kawę, a kobieta, którą niegdyś zwałam „mamą'' krzątała się po kuchni. Na ich twarzach nie można było dostrzec nic prócz obojętności.

Gdybym tylko w tamtym momencie spostrzegła, choć odrobinę smutku czy żalu na twarzy jednego z nich, nie czułabym się tak źle. Wierzyłabym, że zrobili to, bo zostali do tego zmuszeni, bo nie mieli innego wyjścia. Jednak nie miałam najmniejszego powodu, aby w to wierzyć, nie dali mi go i to właśnie to tak bolało.

Ich obojętność rozdarła moje wnętrze i zabiła każde wspomnienie, które się z nimi wiązało. Chciałam zapomnieć o każdej chwili spędzonej w ich obecności.

Przez ostatnie dwa dni nie miałam żadnego kontaktu ze światem. Mężczyźni, którym zostałam sprzedana, wpakowali mnie do czarnego vana, zakryli moje oczy jakąś chustką i związali nogi i ręce w taki sposób, że każdy mój ruch ranił moją skórę i powodował, że więzy te się zacieśniały.

Próbowałam się wyswobodzić, szarpałam się i krzyczałam, jednak na nic się to zdało. Miałam nadzieję, że ktoś z sąsiadów usłyszy moje krzyki lub zauważy podejrzanych mężczyzn i zadzwoni na policję, ale i to się nie wydarzyło. Dzielnica, w której mieszkałam, nie należała do najbezpieczniejszych, a ludzie, którzy ja zamieszkiwali, nie dbali o nic, ani o nikogo.

Porwanie zwykłej dziewczyny mogło ujść tu płazem. Byłam cała obolała, moje włosy były w nieładzie, a jedyne czego pragnęłam to zaczerpnięcie świeżego powietrza i rozprostowanie kości. W mojej głowie ciągle przewijał się jeden i ten sam obraz - twarze moich rodziców, którzy sprzedali mnie obcym ludziom. Na samą tę myśl po moich policzkach spływały łzy.

Teraz gdy siedziałam w samotności, widząc jedynie ciemność, myśli te nie pozwalały mi nawet przełknąć śliny. Moje serce biło sto razy szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, a ręce drżały i były nie do opanowania. Po raz kolejny tego dnia podjęłam próbę wyzwolenia się ze sznurów, ale i tym razem zakończyło się to niepowodzeniem.

Traciłam siły i chęci do dalszego życia. Nagle samochód się zatrzymał. Usłyszałam trzask drzwi i kroki mężczyzn.

- Dawaj ją! - Krzyknął jeden z nich. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie byłam też w stanie zobaczyć twarzy swojego oprawcy ani też nie miałam pojęcia, jak powinnam była się bronić. Poczułam, jak jego ręka dotyka mojego ramienia. Chciałam ja zrzucić, ale nie dałam rady, byłam związana.

- Puść mnie! - Wrzasnęłam i zaczęłam się szarpać. Mężczyzna nie zwracając na to zbytniej uwagi, ścisnął swoją rękę i bez żadnych trudności wyciągnął mnie z vana. Gdy to zrobił, puścił mnie, a ja upadłam na ziemię. Czułam każdy swój mięsień, każdą ranę, ale to nie to bolało najbardziej. Najbardziej bolała mnie strata. Strata rodziny.

- Lepiej siedź cicho suko. - Odparł oschle i chwycił moją twarz w dłoń. Drugą ręką zdjął chustę z moich oczu i rzucił ją na ziemię. Wreszcie byłam w stanie zobaczyć ich twarze i miejsce, w którym się znajdowałam. Byliśmy w starym budynku, który wyglądał na zaniedbany i opuszczony. Na ziemi było pełno gruzu i śmieci, a w powietrzu roznosił się dziwny zapach, przypominający odór stęchlizny.

Przełknęłam stojącą w moim gardle gulę. Nie miałam pojęcia, jakie są jego dalsze zamiary. Mógł zrobić ze mną wszystko. Nie miałam na tyle sił ani możliwości, aby go odepchnąć czy też uciec.

Byłam tam sama a on oprócz potężnej masy ciała, miał też wsparcie swojego towarzysza. Twarz mężczyzny znajdowała się blisko mojej, a jego ręce ściskały moje policzki tak mocno, że nie byłam nawet w stanie ruszyć ustami czy też drgnąć brwiami. Wpatrywał się we mnie, nic przy tym nie mówiąc.

Przerażało mnie to na, tyle że nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Siedziałam na pełnej brudu podłodze i nie mogłam się nawet ruszyć.

- Gdyby nie interesy uwierz, że byłabyś moja. - Powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jego słowa wzbudzały we mnie chęć zwymiotowania, a sama jego twarz była dla mnie obrzydzeniem. Wyglądał na czterdzieści parę lat. Był łysy, a pod jego okiem znajdowała się sporych rozmiarów blizna.

- Boris gnoju, zostaw ją. Pamiętaj, że ma być cała. - Głos drugiego z porywczy trochę mnie uspokoił. W mojej sytuacji mogło wydawać się to trochę niemożliwe, ale dotyk mężczyzny, który miał na imię Boris, naprawdę wzbudzał we mnie strach i paraliż. Poczułam, jak rozluźnia on swój uścisk, a po chwili całkowicie uwalnia mnie od niego. W tamtym momencie naprawdę mi ulżyło.

- Nic jej przecież nie zrobiłem.

- I lepiej dla ciebie. Rodzina Mitchell'ów nie podarowałaby ci tego. Towar, który zamawiają, jest ich towarem. Szczególnie jeśli chodzi o zamówienia Pana Edgara. - Warknął i stanął naprzeciw niego. - Nie chcę stracić głowy tylko przez to, że twój kutas upatrzył sobie nową ofiarę.

Gdy porywacze zajęli się rozmową, postanowiłam spróbować niepostrzeżenie uciec. Rozejrzałam się dookoła, poszukując czegoś, co pomogłoby mi uwolnić się ze sznurów, jednak mimo to nic nie znalazłam. Gdybym tylko miała coś ostrego, mogłabym rozciąć więzy i uwolnić się od spojrzenia i rąk wzbudzającego we mnie odrazę mężczyzny.

Nagle ujrzałam kawałek szkła. Znajdował się niedaleko mnie, ale żeby go zdobyć musiałam nieco się przesunąć. Upewniłam się, że stojący mężczyźni nie patrzą na to, co robię i położyłam się na ziemi tak, abym mogła się do niego przeczołgać.

Robiłam to tak cicho, jak tylko umiałam, a słysząc podniesione tony głosów mężczyzn, byłam pewna, że są zajęci kłótnią. Po chwili dostałam się do szkła. Podniosłam się do pozycji siedzącej i Obróciłam w kierunku moich oprawców, chcąc upewnić się jeszcze raz, że nie widzą tego, co robię.

Nie zwracając na mnie uwagi, oddalili się dalej tak, że teraz zupełnie ich nie widziałam, a słyszałam tylko urywki ich rozmów. Serce biło mi jak oszalałe, ale mimo to nie poddawałam się.

Chciałam być wolna. Pragnęłam zacząć nowe życie z dala od moich rodziców i zapomnieć o całym tym porwaniu, jeśli byłoby to w ogóle możliwe. Wzięcie szkła do ręki było jednak trudniejsze, niż z początku mi się wydawało. Zanim udało mi się to zrobić, minęła dłuższą chwila.

Przecięcie więzów trwało dłużej, ale gdy i to mi się udało, podniosłam się na równe nogi, czując tym samym, jak po każdym skrawku mojego ciała rozchodzi się ogromny ból. Ucieszyłam się, ale i ta chwila nie trwała długo.

Nagle poczułam silne uderzenie w tył mojej głowy. Straciłam kontrolę nad swoim ciałem i po chwili cały świat zaczął wirować. Przed moimi oczami zapanowała ciemność.

Sold to The Devil Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz