Rozdział 13

1.3K 32 1
                                    

Agnes

Minął równo tydzień. Dzięki mojemu zawzięciu i pomocy Susan stanęłam na równe nogi. Rany zagoiły się, jednak blizny pozostały. Ból nadal towarzyszy każdej możliwej czynności.

Stoję aktualnie przed lustrem, spoglądając na swój marny wygląd. Wzdycha ciężko, widząc potargane włosy i siną twarz.

- Agnes zaraz zacznie się ceremonia, a ty nadal nieprzygotowana! - do pomieszczenia wchodzi Susan, patrząc z niedowierzaniem na mój wygląd. - Czy ty chcesz iść w tym na uroczystość?!

- Susan nie krzycz... - tłumaczę i wyciągam przed siebie rękę, w której pojawia się mały płomyk. Mówię kilka niezrozumiałych dla brunetki słów i chwilę później stoję w pięknej sukni.

- Nie wiem jak to zrobiłaś, ale zazdroszczę. - mówi zdumiona i podaje mi teczkę. - Tam znajdziesz informacje odnośnie ceremonii.

- Pamiętaj Sus, że równo z oświadczynami, musimy opuścić to miejsce. - powtarzam kolejny raz tego dnia dziewczynie.

- Rozumiem mamo.

Próbuję posłać dziewczynie ciepły uśmiech, jednak nie wychodzi mi to najlepiej. W efekcie czego, na mojej twarzy wkrada się grymas.

***

Wchodzę do holu, w którym niespełna kilka tygodni temu leżałam połamana. Przez moje ciało przechodzi dreszcz. Zamyślony, ruszam dalej w skazane na kartce miejsce. Na około mnie krząta się masa osób w większości wilkokrwistych. Pokonuje z gracją kolejne metry i wchodzę do właściwej sali. Wszystko wygląda bajecznie, tak uroczo. Na podwyższeniu widzę Kyle, jego partnerkę i obu władców. Spoglądam na nich dłużej, po czym ruszam zająć jakieś przyzwoite miejsce. Siadam przy wolnym stoliku i czekam na rozwój wydarzeń tej ceremonii. Pomieszczenie powoli zapełnia się ludźmi, pośród nich chodzą służący, serwując jedzenie.

- Luno czy mógłbym potowarzyszyć tobie w tym wydarzeniu. - mówi męski głos. Odwracam się w jego kierunku i widzę bodajże Arthura, ubranego w garnitur.

- Po pierwsze jak widzisz nie jestem twoją Luną, a po drugie możesz, jeżeli nie będzie przeszkadzało ci moje towarzystwo. - Mówię spokojnie i poprawiam się na krześle.

- Uwierz, że nie miał wyboru Luno. Robi to dla waszego dobra. - próbuje usprawiedliwić Evansa, Arthur.

- Wybacz, ale jakoś ci nie wierzę. - mówię, a chwilę po mnie rozbrzmiewa muzyka. Wszyscy zebrani milka, a głos zabiera Kyle.

- Wszyscy tu zebrani, pragnę podziękować wam za tak liczne przybycie. W dzisiejszym dniu zostaną mi przekazane dwa stada, z czego niezmiernie się cieszę. Jednak zanim to nastąpi pragnę, przedstawić wam moją partnerkę, która będzie kroczyć ze mną przez ten obowiązek.- Na te słowa czuję, jak moje serce się rozsypuje w drobne kawałki, mimo to nie daje po sobie tego poznać.

- Jeżeli mogę Ci przerwać Luno. - mówi Arthur i patrzy na moją reakcje. Potwierdzająco kiwam głową, a beta kontynuuje. - Alfa kazał mi to przekazać.

Chłopak podaję mi małe czerwone pudełeczko i kopertę. Patrzę na niego z niezrozumieniem. Chwytam kopertę i zwinnym ruchem otwieram ją.

Droga Agnes

Jeżeli to czytasz, prawdopodobnie znajdujesz się na ceremonii. Proszę nie bierz wszystkich, wypowiedzianych przeze mnie słów do siebie. Niebawem przekonasz się, dlaczego robię to wszystko.

Kyle

Otwieram zawartość pudełeczka, równo że słowami Kyle. Widzę pierścionek i z hukiem zamykam pudełko.

- Czy wyjdziesz za mnie Olivio Smith? - pyta brunet, a ja patrzę w jego stronę. Po sali niesie się wesoły okrzyk dziewczyny, przed którą klęczy.

- Oczywiście! - piszczy i rzuca się mu na szyję...

Agnes

Wszyscy ochoczo wiwatują narzeczonym, a ja siedzę z rozbity sercem. Wpatruje się tępo w zakochanych i zastanawiam się co chciał tym wszystkim osiągnąć.

- Oto wasz nowy władca! - krzyczy Albert Evans i podnosi rękę syna ku górze. Hałas jaki wydają wilkokrwiści, jest nie do zniesienia. Brunet podpisuje papiery, a ja czuję, że na mnie pora.

- Luno, gdzie idziesz? - pyta Arthur, chwytając moją rękę. Ocieram łzę, która spływa po moim policzku.

- Przekaż swojemu alfie, że to koniec. Odchodzę Arthur. Oddaj mu to. - mówię i zastępuje moją rękę czerwonym pudełeczkiem. Posyłam osłupionemu, blady uśmiech i zaczynam przeciskać się pośród tłumu. Teraz po policzkach leją się strumienie, a serce jest roztrzaskane na miliony kawałków. Pchnę potężne drzwi i rzucam się biegiem do wyjścia. Po drodze napotykając Susan.

- Gotowa na drugie życie? - pytam.

- Jak nigdy. - odpowiada radosna.

Przemieniam się w białą wilczyce i nakazuje skinieniem głowy, aby brunetka usiadła mi na grzbiecie. Dziewczyna pospiesznie wykonuje czynność, po czym ruszamy pędem w stronę granicy.

Kyle

Stoję u boku z wtuloną Olivią. Nie powiem, czuję lekką pustkę w sercu. Jednak mam nadzieję, że to tylko głupie uczucie związane ze zdradą. Słyszę gratulacje od autorytetów i życzenie wytrwania w związku. Nagle podchodzi do nas zdyszany Arthur.

- Alfo czy mogę prosić cię na chwilę? - pyta, a ja niby oburzony rzucam mu spojrzenie.

- Nie widzisz, że prowadzę konwersacje z narzeczoną?!

- Widzę, ale to Sprawa niecierpiąca zwłoki. - tłumaczy

- Poczekaj Olivio, za niedługo wrócę. - udaję przejętego, po czym wychodzę z betą. - A więc?

- Luna odeszła... - tłumaczy, a ja czuję, jak mój puls rośnie. Ciało wypełnia adrenalina i zdeterminowanie.

- Jak to odeszła?!- krzyczę - Kiedy?! Gdzie i dlaczego?!

- Pół godziny temu, kazała przekazać mi to. - przerywa i wręcza mi pudełeczko z pierścionkiem. - Wybiegła z sali tuż po przekazaniu stada, przez twojego ojca.

- Kurwa! - krzyczę i puszczam się pędem w stronę drzwi wyjściowych. Nie tracąc czasu przemieniam się w locie i ląduje w dole schodów. Wybiegam z domu domu głównego i czuję woń mojej mate. Biegnę ile sił w łapach, by nie pozwolić przekroczyć jej granicy. Obiecałem, że jej nie oddam i mam zamiar tego słowa dotrzymać.

Agnes

Był blisko, tak strasznie blisko. Czułam jego przyspieszony puls i oddech. Bał się, że przekroczyłam granicę i słusznie. Właśnie od niej dzieliło nas niecałe trzydzieści metrów. Pędziłam z Susan na grzbiecie, jak nienormalna. Dzieliły mnie dwie minuty od upragnionej wolności, gdy w moje ciało uderzyło coś, a raczej ktoś. Z impetem wpadam na drzewo, czując okropny ból.

- Nie możesz mnie zostawić!- krzyczy Kyle, który przeszedł dosłownie sekundę temu przemianę. - Wracasz ze mną do domu głównego.

- Nie ma mowy! - nie jestem mu dłużna. - Nie będę twoją własnością!

- Jasna Cholera Agnes! Jesteś moją mate twoje miejsce jest w domu watahy!

- Tam jest twoje miejsce i twojej narzeczonej!

-Kurwa Agnes! Ja robię to dla nas! - krzyczy, a ja uderzam go z otwartej dłoni w twarz. Wykorzystuje chwilę jego zdezorientowania i zrywam się do szaleńczego biegu. - 25,20,15- Liczę w myślach metry do mojej wolności. Po drugiej stronie granicy stoi już Susan, przypatrując się całemu zdarzeniu. Jestem już tak blisko, gdy znowu czuję szarpnięcie do tyłu...

__________________________________________

Ja wiem, ja wiem znowu nie jestem systematyczna. Prawdopodobnie większość z was stwierdziła, że zrobię sobie kilkumiesięczną przerwę, ale nic mylnego! Do końca naszej książki został jeszcze jeden rozdział, ale nie martwcie się ,to nie koniec przygód naszych bohaterów!

Zagubiony w miłościWhere stories live. Discover now