Rozdział 8

1.6K 42 3
                                    

Agnes

Kierowała mną złość, czego efektem było wylądowanie przyszłego Alfy na stoliku.

- Czym ty do cholery jesteś?! - krzyczy przerażony, próbując wyjść z zniszczonego mebla.

- Już nie jesteś taki odważny? - pytam i podchodzę do bruneta. Ten nerwowo próbuje wyjść z drewnianego stołu. - Boisz się?

Przybliża swoje usta do jego ucha, a ten zamiera w bezruchu.

-Masz szczęście, że jesteś moim mate. - szepcze tajemniczo. - Bo już dawno leżałbyś martwy. - mówię ostatkami powagi, po czym wybucham śmiech.
Chłopak w niezrozumieniu patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, po czym drapie się ręką z tyłu głowy.

- Czyli mnie nie zabijesz? Nie muszę z tobą walczyć? - zadaje dużo pytań.

-A czy jest dla mnie opłacalne, zabić swojego przeznaczonego na jego własnym terytorium?

-Nie wiem, ty mi to powiedz. Nie ja wyrzuciłem cię na odległość trzech metrów i wbiłem w stół z impetem. - mówi obrażony. - Czym ty w ogóle jesteś?

- Jestem krzyżówką wilkokrwistej i orfany. - tłumaczę siadając na kanapie.

- Ale jak to? To jest niedopuszczalne...

- Masz rację, ale moi rodzice zrobili wyjątek od tej zasady.

- Jakim cudem ominęła cię śmierć ze strony wojsk mojego ojca?

- No wiesz, nie każdy wilkokrwisty mieszka z watahą. Są również tacy co odeszli z własnej woli lub... - w tym momencie brunet mi przerywa,a ja w ułamku sekundy tracę dobry humor.

- Wiem dlaczego niektórzy wilkokrwiści nie mieszkają ze stadem. Bardziej mnie interesuje, jak ty się uchowałaś.

- Mieszkałam w wiosce orfan? Tam chyba was nie ciągnie.

- Czyli tam gdzie byłaś z tym chłopcem...

- Tak to była ich wioska, nie wiem jak do niej trafiłeś. Może gdyby nie ten przypadek, to miałbyś spokój... - mówię i podnoszę się z siedzenia. - Może tak byłoby lepiej...

Podchodzę do okna, na dworze pada deszcz. Przykładam dłoń do zimnej szyby, patrzę na oddalone światła domu głównego.

- Co ty wygadujesz, jestem szczęśliwy, że znalazłem moją miłość. - mówi i próbuje do mnie podejść, jednak zatrzymuje się w połowie.

-Jesteś szczęśliwy, a czujesz strach? - zadając pytanie, woda na szybie zamarza. Odwracam się spoglądając z dołu na chłopaka.

- Agnes? Nie czułabyś strachu przed czymś nowym? Odmiennym niż twoja codzienność?

- Właśnie tu jestem, w świecie do którego nie pasuję. - chcę z powrotem odwrócić się w stronę szklanej powłoki, ale uniemożliwiają mi to ramiona bruneta. - Nawet nie wiem, jak się nazywasz...

- Słoneczko jestem Kyle, Kyle Evans. - po wypowiedzeniu tych dwóch ostatnich słów przez przyszłego alfę, odpycha go gwałtownie. Moje oczy zaczynają ponownie niekontrolowanie się świecić, a wszystkie wspomnienia wracają. Widzę moich rodziców na skraju żywota, którzy ostatkami sił próbują pokazać mi, że nic ich nie boli i zaraz wstaną, by wrócimy do domu. Chwytam się nerwowo za głowę, a Kyle stoi w osłupieniu, nie wiedząc co zrobić.

- Jesteś synem tego potwora?! - krzyczę czując ból, ból wspomnień. - Jesteś jego częścią, kimś kto dokończy jego dzieło! - zdzieram sobie gardło. Nie panuje nad swoim ciałem czuję, że muszę uciec jak najdalej.

- Agnes uspokój się, jakie dzieło? Co zrobił mój ojciec? - zadaje spokojnie pytania brunet. - Obiecuję, że nic Ci się nie stanie, tylko uspokój się.

- Nie kłam! Ty chcesz tego co on! Śmierci takich jak ja! - krzyczy przerażony, a moje ciało przechodzi przemianę. Rzucam się na okno, które pod moim ciężarem pęka na drobne kawałki. Biegnę szaleńczym pędem w stronę lasu, słysząc za sobą Kyle'a. Powinien odpuścić, nie zaufam komuś takiemu jak on...

Kyle

Moje mate właśnie przed sekundą rozniosła szybę w drobny, mak. Stałem przez chwilę w drobnym osłupieniu, ale szybko się ocknąłem i ruszyłem w pogoń. Nie miałem czasu na przemienianie się w wilka, Agnes była za szybka. Marnowanie czasu na przemianę, dałoby jej sporą przewagę.

- Agnes natychmiast się zatrzymaj! - rozkazuje dziewczynie, ale ta nie słucha. - Agnes do jasne cholery stój!

Przebiegamy kolejne mile, a biała wilczyca nadal nie traci sił. Jestem zdumiony jej wytrzymałością, ale jednocześnie przerażony zaistniałą sytuacją.

- Słońce zatrzymaj się, musimy do cholery porozmawiać! - dziewczyna w dalszym ciągu nie odpowiada na moje wołania, a to aby nakłania mnie do podjęcia radykalnych środków. Biegnę ile sił w nogach, wyprzedzając moją mate. W ułamku sekundy zatrzymuje się przodem do dziewczyny i łapie jej wilczą postać, po czym mocno przyciskami do ziemi. Agnes skomli żałośnie, próbując oswobodzić się z mojego uścisku.

- Masz się przemienić i ze mną porozmawiać, teraz! - zarządzam ostrym tonem, a dziewczyna posłusznie słucha. Jej ciało przechodzi szybką przemianę, podczas której słychać dźwięki łamanych kości. Agnes leży teraz pod moim naciskiem całkiem naga, przez co moje źrenice rozszerzają się. Szybko jednak hamuje swoje męskie odruchy i zdejmuje koszulkę, podając blondynce. Ta tylko cicho burczy coś pod nosem, naciągając materiał na swoje ciało.

- Idealna... - mruczy mój wilk. Nie trudno się z nim nie zgodzić, jest idealna. Wpatruje się w nią dłuższy czas, kiedy czuję, że próbuje uciec.

- Dlaczego chcesz uciec? - pytam kolejny raz tego dnia na spokojnie.

- Nie chcę mieć z tobą i z twoim ojcem nic wspólnego! - wykrzykuje mi prosto w twarz, po czym ponownie próbuje wyrwać się z mojego uścisku.

-Kwiatuszku to nie jest odpowiedź, dlaczego chcesz uciec?

- Twój ojciec to morderca! Odebrał życie moim rodzica na moich oczach! - dziewczyna coraz bardziej zdziera głos, zanosząc się niekontrolowanym płaczem. Teraz dociera do mnie, dlaczego chce mnie opuścić. Osobą która zabiła jej rodzinę, jest mój ojciec. Obawia się, że może podzielić ich los, lub bardziej prawdopodobne, że nie może się zemścić na mordercy, ponieważ jest on moim ojcem. Jednak czegokolwiek nie zrobi dziewczyna i jakiejkolwiek nie podejmie decyzji, jest moją mate. A przeznaczona jest dla mnie priorytetem, nawet czasami sam mam ochotę zabić ojca za to, jak niszczy mi moje życie.

-Słońce nie płacz, dopilnuje, żeby zapłacił za swoje czyny. A tobie mogę zagwarantować, że nie tknie cię. - mówię pewnie i zamykam dziewczynę w szczelny uścisku. Trwamy w tej chwili jakiś czas, gdy słyszę wołania w oddali.

- Kyle! - nawołuje kobiecy głos, należący do Olivii.

- Alfo! - odzywa się kolejny, tym razem Arthura.

-Szlag! - przeklinam w myślach, wiedząc w, jak patowej sytuacji jesteśmy.

- Kyle kto to? - pyta blondynka trzymając kurczowo moją rękę.

- Agnes posłuchaj, to nie jest łatwe, ale musisz się schować, a gdy odejdziemy wrócić do Susan. - tłumacze zakłopotany, widząc zdziwienie pomieszane ze smutkiem na twarzy dziewczyny.

- To twoja partnerka mam rację? - pyta puszczają moją rękę i obejmując się rękami.

- Słońce ty nią jesteś Olivia to wybór ojca... - tłumacze słysząc coraz bliżej krzyki.

-Ale jednak... Więc zostawisz mnie tu samą dla niej? - pyta zawiedziona, a mi omal nie pęka serce na widok jej smutnej miny.

- Agnes to nie tak...

- Po prostu idź już Kyle. - z tym słowami dziewczyna odchodzi w gęste zarośla, a ja czuję ogarniający jej ciało smutek.

- Przepraszam aniołku. - mówię już raczej sam do siebie, niż do niej.

Zagubiony w miłościWhere stories live. Discover now