T2 Rozdział 5

1.3K 29 1
                                    

Agnes

Po ponad sześciu godzinach zakupów przemierzamy z Kyle'm pobliski park. Wzdłuż niego znajdują się pasaże handlowe z masą rzeczy, w lśniących okiennicach witryny. Arthur idzie za nami, żywo rozmawiając z kimś przez telefon, a Olivia. No właśnie, nie wiem co się z nią stało, ale Kyle zapewnił, że nie muszę się nią przejmować. Przechodzimy kolejne metry, a moim oczom ukazuje się sklep zoologiczny. Uradowana ciągnę zaskoczonego brunetka w jego stronę i wpatruje się z zaciekawieniem w witrynę.

- Zamiłowanie do zwierząt aniołku? - pyta i obejmuje mnie od tyłu.

- Tak, zawsze chciałam mieć zwierzęta, nawet sporą gromadę, ale nie mogłam. - mówię i chcę już odejść od tego miejsca, który przywołuje mi dosyć smutne wspomnienia.

-Aname czy możemy go zabrać do domku? - pyta sześcioletnia dziewczynka.

-Dobrze wiesz, że nie wolno. Arnold nie pozwala na zwierzęta w wiosce, może to pozwolić wilkokrwistym na łatwe namierzenie nas.- tłumaczy młoda kobieta i ciągnie dziewczynkę w stronę lasu.

- Proszę on tak smutno wygląda! - płaczliwie rozpacza mała blondyneczka.

- Agnes, powiedziałam, że nie! - mówi twardym tonem kobieta i ruszają w nieznaną stronę.

- Kochanie co się stało? - pyta zaniepokojony Alfa, patrząc z przerażeniem na spływające po moich policzkach łzy. - Ty wiesz, że my tam wejdziemy i nie wyjdziemy dopóki czegoś nie zabierzesz do domu.

- Kyle, naprawdę jest okej nie mogłam ich mieć w wiosce, to obejdzie się bez nich w domu stada. - mówię i posyłam mu blady uśmiech.

- Bez dyskusji, chodź!- mówi i wciąga mnie do sklepu. Na nasz widok właścicielka kłania się i nie spogląda w nasze oczy. Czuję się dziwnie, ponieważ w każdym sklepie było tak samo. Pracownicy, jak i przypadkowi ludzie kłaniali się nam. - Idź wybieraj. - zachęca mnie chłopak, a sam zostaje z boku patrząc na mnie pełnym szczęścia wzrokiem. Podchodzę niepewnie do pierwszych klatek, znajdują się w nich jakieś ptaki bliżej mi nieokreślonego gatunku. Idę dalej w głąb i napotykam na swojej drodze klatki z małymi gryzoniami, patrzę z zaciekawieniem na króliki, Świnki morskie i chomiki. Jednak szybko odpuszczam sobie ten pomysł i idę dalej, moim oczom ukazuje się ściana pełna akwariów. Podbiegam do niej i z rozmarzeniem przyglądam się tym niesamowitym stworzeniom. Nagle dołącza do mnie Kyle, który z uśmiechem na twarzy przygląda się mojej ekscytacja.

Kyle

Widziałem jaką radość sprawia dziewczynie, przyglądanie się tym małym stworzeniom. Spędziliśmy w sklepie dobre kilkadziesiąt minut, zanim zdecydowała się na cokolwiek. Jednak to nie było koniec niespodzianek na dzisiaj. Znałem kogoś, kto z chęcią oddał by dwa młode szczenięta w ręce mojej mate. A teraz potrzebne jej było zajęcie, coś co odciągnęło by ją od tych makabrycznych myśli z przed kilku lat. Poza tym musiała się czymś zająć, by nie oszaleć w tym domu pełnym zawistnych ludzi.

Jedziemy właśnie moim Audi do oddalonego o trzydzieści kilometrów miasteczko Sevr. Tam mieszka mój dobry przyjaciel John, który prowadzi hodowle psów. Jeszcze kilka lat temu psy były jednymi z liczniejszych zwierząt domowych, teraz stanowią mniejszość. Na zdrowy rozum wilkokrwiści są prawie jak psy, tylko wielkie i mające własny rozum. Wjeżdżamy na dużą posesję, a Agnes zaczyna trząść się i nerwowo spoglądać na zamykającą się za nami bramę. Nie rozumiem co wywołuje w niej taki niepokój, ale jadę dalej, bagatelizując jej dziwne zachowanie.

Agnes

Wiedziałam! Wywozi mnie! Głupia ja myślałam, że mogę mu zaufać i znajdę w końcu swoje miejsce na ziemi. Od początku przeczuwałam, że to będzie podstęp, a chłopak będzie chciał się mnie, jak najszybciej pozbyć. Nerwowo patrzę na zamykającą się za nami, przeszło dwumetrową bramę. Moje zdenerwowanie rośnie w siłę, a ja czuję, że nie wytrzymam i zaraz wyskoczę z pojazdu, który dosyć szybko jedzie. Jedziemy Przez jakiś długo ciągnący ogród, gdy moim oczom ukazuje się duży budynek. Miałam tego dość, nerwowo szarpie za klamkę, a drzwi otwierają się. W błyskawicznym tempie odpinam pas bezpieczeństwa, a Kyle patrzy na mnie przerażonym wzrokiem. Zanim zdąży coś powiedzieć wyskakuje z auta. Po chwili czuję ogromny ból i nieznośne pieczenie od kolan w górę. Samochód bruneta zatrzymuje się z pieskiem opon, a ja wpół przytomna zrywam się do ucieczki. Świat wokół mnie wiruje, a krew z moich dłoni i kolan brudzi kostkę rezydencji.

- Agnes do cholery! - krzyczy Alfa widząc, że próbuje uciec. Jednak po chwili ląduje na twardej kostce i z sykiem chwyta się za bolące miejsce. - Mogłaś zrobić sobie krzywdę... - urywa, gdy podchodzi bliżej i widzi lejącą się z moich ran krew. Słyszę tylko jak przeklina pod nosem i podnosi mnie z ziemi, na którą przed chwilą upadła. Wtula mnie w swoją klatkę piersiową, a ja czuję jego gniew. Mężczyzna niesienie w stronę auta i sadza w miejscu pasażera.

- Powiesz mi do cholery czemu znowu chciałaś uciec?! - pyta wściekły do czerwoności i wyciąga apteczkę ze schowka.

- Bo chcesz mnie wywieźć i sprzedać! Czemu od razu nie powiedziałeś, że jestem niepotrzebna i zrobiłeś mi nadzieję?! - krzyczę, a Alfa brutalnie przykłada wacik z jodyną do mojego kolana.

- Jakie kurwa wywieźć?! O co ci znowu chodzi? - mówi, po czym kontynuuje przemywanie ran.

- A gdzie niby jedziemy i gdzie masz Olivie?! To jasne, że oczekując na dziecko, jestem cholerną przeszkodą w waszym szczęśliwym życiu! Nawet nie powinnam dać Ci się omotać w galerii! Możesz wszystko oddać, a ja wrócę do lasu! - mówię w napływie emocji i odpycham, trochę za mocno brunetka, który ląduje pięć metrów dalej. Chłopak nawet nie próbuje wstać, tylko patrzy na mnie zszokowany.

- Jakie kurwa dziecko?! Kto jest niby w ciąży?! - mówi po chwili szoku, a na jego twarzy widać wściekłość.

- Nie ważne... - mówię, wiedząc, że Olivia będzie mieć przeze mnie problemy. Ale czy ojciec własnego dziecka nie powinien się z niego cieszyć? Alfa podchodzi do mnie i brutalnie podnosi mój podbródek, przez co jestem zmuszona na niego patrzeć. Ciche skomlenie wydobywa się z moich ust czując narastający ból w okolicach żuchwy.

- Zadałem pytanie! Kto jest kurwa w ciąży?! - mówi, a jego tęczówki mienią się krwistą czerwienią. Chciałam uciec i nie czuć tego wszystkiego. Nie chciałam z nim być teraz i w tym miejscu. Pragnęłam cholernej wolności i spokoju od tego wszystkiego. Dlaczego kazała mi z nim być, skoro każda chwila z nim sprawiała mi ból? Chciałam po prostu zasnąć i nigdy się nie obudzić.

Zagubiony w miłościWhere stories live. Discover now