Rozdział 7

1.6K 44 2
                                    

Agnes

Biegłam już jakiś czas pomiędzy drzewami, czując wiatr w futrze. Naokoło czuć było zapach świerków i sosen. Czułam się wolna, jak nigdy wcześniej. Nie musiałam myśleć o tym wszystkim co mnie spotkało. Liczyła się tylko obecna chwila. Nagle wyczułam zapach przyszłego Alfy, ujrzałam go w oddali. Przy jego boku szła wilczyca, ciągle ocierając się o jego ciało. Nie powiem, zabolało jak nie wiem. Chociaż co ja mogłam czuć do osoby, którą dopiero co poznałam? Logicznie myśląc nic, ale głupia więź mate tak działa. Dopiero kogoś poznamy, a czujemy się, jakbyśmy znali tą osobę od urodzenia. Nasze spojrzenie skrzyżowało się na ułamek sekundy, ja je przerwałam. Nie mogłam patrzeć w oczy oszuście jakim był brunet, oddałabym wszystko by ten mężczyzna nie był moim przeznaczonym. Uciekłam w pośpiechu z obecnego miejsca i puściłam się pędem w stronę domu Susan.

Kyle

Byłem zmęczony Olivią, doszczętnie zniszczyła mi dobry humor. Wracam do domu głównego zdenerwowany jak nigdy, za mną człapie się brunetka. W holu stoi ojciec, który rozmawia zawzięcie z Arthur'em. Dostrzegając moją minę przerywa rozmowę i sztucznie się uśmiecha.

- Widzę, że nocny bieg się udał. - mówi ironicznie, a mnie rozsadza od środka. Mam tak dużą ochotę rozszarpać go na drobne kawałki, ostatecznie powstrzymuje się i mijam ojca na schodach.

- Olivio idź za nim, pokaże ci wasz wspólny pokój. - słysząc jego ton, prycham. Nie ma mowy, że ta dziewczyna będzie dzielić ze mną pokój. Jedyną uprawnioną do tego osobą jest moja mate, która musi mieszkać z Susan. Targają mną  emocje, pierwszy raz od wielu lat. Czuję niepohamowaną złość do ojca, który ustawia mi życie pod siebie. Nerwowo chwytam za klamkę i wchodzę do pokoju, szybkim krokiem zmierzam w stronę okna. Otwieram go czując złość i niedosyt. Pragnienie spowodowane rozłąkom z moją mate, miałem dać jej dzisiaj spokój. Niestety po tym co się dzieje w tym domu nie mogę dotrzymać mojego postanowienia. Jestem o krok od wyskoczenia przez okno z trzeciego piętra, gdy to pokoju wchodzi Olivia.

- Zwariowałeś?! - krzyczy i podbiega do mnie, odciągając mnie tym samym od głupiego pomysłu. - Chciałeś odebrać sobie życie?! Czy ty jesteś normalny?! - wydzierać się na mnie tym swoim piskliwym głosem, ale ignoruje to. Zamiast wysłuchiwać jej pretensji, myślę o moim aniołku. Moja mate jest tak blisko, a jednak tak daleko ode mnie. Tak bardzo pragnę poczuć jej słodki zapach i zobaczyć jej twarz w blasku księżyca. Przez chwilę miga mi przed oczami obraz jej pięknej brązowo- białej wilczycy, gdy raptem coś wyrywa mnie z zamyślenia.

- Dupek! - wydzierać się brunetka, ponownie próbując uderzyć mnie w twarz.

-Coś ty powiedziała?! - przybieram stanowczy ton głosu, a dziewczyna kuli się pod jego mocą. - Masz szczęście, że nie jestem jak ty to ujęłaś "dupkiem", bo właśnie byś wąchała kwiatki od spodu. Radzę myśleć zanim coś zrobisz, bo twoi rodzice za to gorzko zapłacą kolejnym razem. - mówię przez zaciśnięte zęby, po czym odpycham Olivie od siebie. Dziewczyna potyka się o własne nogi i upada z łoskotem. Patrzę na nią piorunującym wzrokiem.

- Zaraz ktoś ze służby przyjdzie po ciebie i pokaże ci twój pokój. Nie mam zamiaru dzielić tego pomieszczenia z osobą, która nie ma do mnie szacunku i za dużo sobie pozwala. - wymawiając te słowa, zatrzaskuje za sobą drzwi.

Kyle

Schodzę schodami, do holu głównego. Jednak nie widzę w nim osoby, której obecnie szukam. Zatem zmierzam w stronę sali obrad i to jest strzał w dziesiątkę. Mój rodziciel siedzi na swoim zaszczytnym miejscu, prowadząc zawziętą rozmowę z ojcem Olivii. Bez większego problemu przerywa im, jakże fascynującą wymianę słów.

- powinien Pan lepiej wychować swoją rozpuszczoną córkę. - mówię bez owijania w bawełnę i krzyżuje ręce na piersi.

- Przepraszam, ale co ty właśnie powiedziałeś? - pyta już trochę rozzłoszczony staruszek.

- To co słyszałeś, twoja jakże kochana córeczka śmiała podnieść na mnie rękę i obrazić moje imię. - mówię pewny siebie, a mężczyzna otwiera szerzej oczy.

- To nie możliwe, zapewniam, że była uczona manier i szacunku do mężczyzn wyższej rangi. - zapewnia.

- Najwyraźniej nic nie dały, bo nazwała mnie dupkiem. - mówię, a ojciec porusza się niespokojnie na krześle.

- Jeszcze raz mnie poniży, to możecie spakować walizki i wracać na swoje tereny. Na chwilę obecną zamieszka w osobnym pokoju, może to ją czegoś nauczy. - mówię i wychodzę z sali obrad, trzaskając głośno drzwiami.

Wychodzę z budynku głównego watahy i zmierzam w kierunku placu. Niedaleko od niego znajduje się, rozsypująca się chata Susan. Nie zadowala mnie fakt, że już niebawem moja mała mate, będzie widzieć przez okna egzekucję ludzi, ale lepsze to niż nic. Pukam w spróchniałe drzwi, które po chwili się otwierają, a za nimi ukazuje mi się postać Susan.

- Alfo. - mówi dziewczyna, nisko kłaniając się i otwierając drzwi szerzej.

- Czy Luna już śpi? - pytam, nie chcąc robić większego kłopotu.

- Bierze kąpiel, ale zapewne zaraz skończy. - mówi Susan, zamykając za mną drzwi. Postanawiam zaczekać na moją mate i chociaż przez kilka minut zamienić z nią parę słów. Siedzę na kanapie wpatrując się tępo w rozpalony kominek. Brunetka poszła zaparzyć herbatę, o którą kilka chwil przedtem prosiłem.

- Susan kto przyszedł? - roznosi się dźwięk głosu mojego aniołka, a chwilę po tym do salonu wkracza blondynka. Widząc ją moje serce staje w miejscu, a oddech na chwilę zanika. Stoi w mokrych włosach i za dużej koszuli nocnej. Wygląda, jak prawdziwy anioł.

- Ty jesteś pewny, że to nasza mate?! - mruczy z satysfakcją mój wilk.

- Ah to tylko ty... - kwituje niemiło dziewczyna i mija mnie wchodzących do kuchni. Jestem osłupiony jej zachowaniem.

- Chcesz coś do picia Agnes? - pyta Susan, a ja przez chwilę nie mogę zarejestrować, do kogo mówi. Dopiero po sekundzie orientuję się, że pytanie jest kierowane do mojej mate. Zalewa mnie gorąca krew, przez co gwałtownie podrywa się z siedzenia. W mniej niż minute znajduje się w kuchni i trzymam Susan za gardło.

- Coś ty powiedziała do swojej Luny?! - wydzieram się na nią w niepohamowanym gniewie. - Chyba nie tak zwraca się do swojej właścicielki! - warczę wściekły na służącą, zaciskając coraz mocniej rękę na jej krtani.

- Przestań!! - krzyczy moja mate, ale nie słucham jej. - Masz przestać!

- Zamknij się! To robactwo powinno wiedzieć jak zwracać się do ciebie z szacunkiem!

- Co ty chrzanisz, przecież ja sama kazałam jej tak do mnie mówić, a teraz ją puść! - tłumaczy dziewczyna, próbując odepchnąć mnie od brunetki.

- To nie zmienia niczego, ma znać swoje miejsce! - syczę, patrząc jak z Susan ulatuje życie. Raptem jakąś siła odpycha mnie od służącej i ląduję trzy metry dalej. Patrzę zdezorientowany na swoją mate, która stoi teraz przed Susan. Jej ręce jak i oczy świecą się niebieską poświatą.

______________________________________

Hej, hej hej to znowu ja! Z lekkim opóźnieniem co prawda, ale jednak. Musicie mi wybaczyć, ale w moim całym życiu, nie miałam tyle sprawdzianów co w tym tygodniu. Jednak za to trzydniowe spóźnienie, dzisiaj publikuje dwa nowe rozdziały! Jak myślicie czy Agnes jest bezpieczna u Susan, czy to może złudne wrażenie w wykonaniu Kyle'a? Kolejny rozdzialik w czwartek wieczorem! ☺️🌿

Zagubiony w miłościNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ