T2 Rozdział 8

1.2K 29 3
                                    

Kyle

Minęły dwa długie dni, które w głównej mierze spędziłem z Agnes lub w biurze. Właśnie kończyłem papierkową robotę, gdy usłyszałem nerwowe pukanie do drzwi.

- Wejść! - odburknąłem, kontynuując swoją czynność. Słyszę stukanie obcasów, co nie wróży nic dobrego. Do pomieszczenia wlatują jak szarańcza koleżanki Olivii i w chaotyczny sposób wymachują rękami.

- Kyle jak możesz! - krzyczy jedna, nawet nie pamiętam jej imienia.

-Ona jest w ciąży, nie możesz odebrać życia dziecku! - piszczy kolejna, a ja gromie je wzrokiem. Dziewczyny stają w miejscu, jak wryte i z przerażeniem wymalowanym na twarzy patrzą na mnie.

- Co mnie obchodzi jakiś bachor, który został spłodzony podczas zdrady?! - ryczę wręcz na nie swoim głosem. - Jak macie pierdolić o nagłej litości dla dzieci, to zapytajcie waszej poszkodowanej, co zrobił niespełna dwa tygodnie temu! Jakoś nie miała problemu wybić połowy ludzkiej szkoły, w której było masę dzieci!

Dziewczyny drżą ze strachu, a ja zastanawiam się czy ta dwójka też nie powinna zostać skazana. Dziewczyny przepraszają za swój wybryk i w zastraszającym tempie wychodzą z biura. Z powrotem wracam do swoich zajęć, gdy znowu ktoś puka do drzwi.

- Kurwa czego wy jeszcze chcecie? ! - wydzieram się i uderzam otwartą dłonią o stół. Huk jaki temu towarzyszy, jest okropny. Drzwi ponownie się otwierają, a w ich framudze stoi ojciec.

-Miłe powitanie synu..

Albert

Wchodzę do biura mojego pożal się Boże "syna", który oficjalnie od 3 lat jest Władcą. Jestem dezaprobatowany jego zachowaniem, nie prowadzi wojen, walk i rabacji. Pokazuje, że nasze stado jest słabe, nie godne miana jakie otrzymał.

- Czego chcesz? - pyta ponownie siadając na swoim krześle.

- To nie można już spotkać się i porozmawiać z własnym synem? - pytam oschle i również siadam na miejscu przed chłopakiem. - Jestem zaskoczony twoim wyborem.

- Pieprzyk mnie twoje zdziwienie i to po co tu przyszedłeś...

- Ach czyli nie chcesz znać prawdy? - pytam, a chłopak zamiera w miejscu.

- Jakiej kurwa prawdy?! - warczy groźnie i piorunuje mnie swoim twardym spojrzeniem.

- O twojej mate i matce. - mówię pewnym siebie tonem.

- A co ty do jasnej cholery możesz wiedzieć o mojej mate?!

- Oj wiele chłopcze...

Kyle

Siedzę w osłupieniu, słuchając kolejne słowa mojego ojca. Nie dociera do mnie to co mówi, to wszystko jest wielkim koszmarem.

- Twoja mate przyczyniła się do śmierci matki... - ciągnie dalej. - Jest hybrydą, niebezpieczeństwem zarówno dla ciebie, jak i całego stada.

- Co ty pieprzysz?! Agnes nie zrobiłaby czegoś takiego nikomu! - próbuje usprawiedliwić mojego kwiatuszka, ale sam nie jestem pewien czy w to wierzę.

"Zabiła dwudziestu jednym skinieniem." - przypominam sobie słowa straży.

Ogarnia mnie zagubienie, moja mate nie mogła tego zrobić! Chwytam się za głowę i ciągnę końcówki włosów.

- Pozbądź się jej, albo ona zrobi to z nami wszystkimi... - mówi ojciec i wychodzi z biura, zostawiając mnie w szoku. Kurwa co ja mam zrobić?! Moja mała mate zabiła moją matkę, posunęła się do zabójstwa, a miała o to do mnie pretensje. Dlaczego?! Dlaczego ta dziewczyna musi mieć tyle tajemnic?! Czy do jasnej cholery życie nie może być łatwiejsze?!

Agnes

Czuję ból, ogromny ból w okolicach brzucha. Otwieram swoje powieki, po czym odruchowo je zamykam. Światło wpadające do pokoju, niemiłosiernie razi moje oczy. Rozglądam się po pomieszczeniu i stwierdzam, że to nie jest niebo, a ja nie umarłam.

- W końcu wstałaś.. - słyszę szorstki głos, skierowany do mojej osoby. Obracam powoli głowę i widzę Kyle, siedzącego na pobliskim fotelu. Mimowolnie się uśmiecham, ponieważ to oznacza, że nadal żyje.

-Co się stało? - pytam, próbując usiąść, lecz ogromny ból przeszywam moje ciało. - Auu!

- Może lepiej ty mi to powiedz Agnes Arne. - kontynuuje dalej, swoim szorstkim jak papier ścierny tonem głosu. Spoglądam na niego niezrozumiale i zastanawiam się co go ugryzło.

- Wszystko dobrze? - pytam, a chłopak wstaję szybkim ruchem z fotela i staje nade mną.

- Kurwa wszystko by było dobrze, gdyby nie ty! - krzyczy i chwyta boleśnie mój podbródek.

- Kyle puść to boli! - skomle próbując wydostać się z jego uścisku. Dopiero teraz czuję, że mój podbródek nie jest w dobrym stanie, a skóra na nim jest poparzona.

- No zobacz, mnie też boli fakt, że zabiłaś moją matkę! - krzyczy w moją przerażoną twarz i brutalnie popycha na materac. - Masz się stąd wynieś..

Patrzę na niego w osłupieniu. Co z tym człowiekiem jest nie tak?! Raz się cieszy na mój widok, raz każe odejść! Co ja mu zrobiłam, że ma takie wahania nastrojów i skąd przyszedł mu do głowy tak durny pomysł.

- Nikogo oprócz twoich strażników nie zabiłam, to po pierwsze. Po drugie o co ci chodzi?! Raz chcesz, żebym nie odchodziła, a raz żebym się wyniosła! Zdecyduj się do cholery! - mówię w furii i wstaję z łóżka, pomimo ogromnego bólu, jaki sprawia mi ta czynność. - Pierdol się Evans, jesteś taki sam jak Twój ojciec! Potrafisz tylko ranić i zabijać!

- Kto to kurwa powiedział, śmieć, który odebrał mi matkę!- wydziera się, a ja czuję jak po moim policzku spływa samotna łza. Nazwał mnie śmieciem... Moja wilczyca piszczy wewnętrznie, a ja przez chwilę patrzę tępo w jego twarz.

- Jestem dla ciebie śmieciem? - pytam, a coraz więcej łez zbiera mi się w oczach. - Tylko to jesteś w stanie mi powiedzieć?!

Nie kontroluje już emocji, a łzy płyną strumieniami po moich policzkach. Bez chwili zastanowienia zmierzam w stronę drzwi. Mam zamiar opuścić ten cyrk na kółkach! Dopiero co się obudziłam, po starciu z Olivią i płonącym budynkiem, a on każe mi opuścić teren stada. Targają mną sprzeczne emocje, tak bardzo cieszę się, że żyje, a jednocześnie wolałabym umrzeć.

- Niech Ci będzie, nie będę sprawiać Ci problemów... - mówię i chwytam za klamkę, ale uprzedza mnie przed tym dłoń Alfy. Spoglądam na niego w konsternacji, ponieważ naprawdę nie wiem co z nim jest nie tak. Ma rozdwojenie jaźni, a może problemy z samym sobą?

- Przepraszam Agnes ja...

- Ty co Kyle?Znowu uległeś czyjejś chorej teorii, a ja jak zawsze jestem pokrzywdzona.- tłumaczę i odpycham go od siebie. - Nie zabiłam twojej matki, ani żadnej innej kobiety czy dziecka. Wyjątek stanowią twoi strażnicy, ale nie muszę Ci tego tłumaczyć.

- Agnes ja myślałem... On mówił wiarygodnie, tak jakby to naprawdę miało miejsce... - Mówi brunet i spuszcza głowę.

- On czyli kto Kyle?

- Mój ojciec, wszystko to się zgadza z rzeczywistością....

- Zacznijmy od tego, że twój ojciec to kłamca i manipulant Kyle. Nie powinieneś go słuchać...

Zagubiony w miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz