Rozdział 9

1.5K 39 1
                                    

Agnes

Siedzę w zaroślach jakieś dwie minuty, ale doskonale widzę postacie przede mną. Dosyć wysoka brunetka rzuca się na szyję Kyle'a, mówiąc jak to bardzo się o niego nie martwiła. Bodajże Arthur stoi spokojnie i wpatruje się w parę. Czuję okropną zazdrość, a serce kuje od widocznej zdrady więzi mate.

- Kyle ja tak bardzo przepraszam, pozwól mi to naprawić. - słyszę prośbę dziewczyny, na co mój przeznaczony głośno wzdycha.

- Olivia nie sądzę, żeby to był dobry pomysł... - próbuje zgrabnie się wymigać od jej żałosnych próśb.

- Uwierz mi nie pożałujesz. -mówiąc to brunetka, całuje MOJEGO mate w policzek, a rękami zjeżdża poniżej pasa chłopaka. Zalewa mnie krew, gdy widzę co ona robi. Ciało przeszywa fala zazdrości, a moja wilczyca ma ochotę rozszarpać kobietę na drobne strzępy. Kyle nic jej nie odpowiada i nawet nie próbuje zabrać jej rąk. Jestem wściekła, a mój oddech przyspiesza.

- Tym zajmiecie się potem córko. - do towarzystwa dołącza jakiś mężczyzna w starszym wieku. Wnioskuję, że ojciec brunetki.- Twój ojciec martwił się Kyle.

- Akurat!- prycha mój mate.

- Uwierz mi na słowo. Po tym jak znaleźli nieprzytomną służącą w zdemolowanej chacie, myśleli, że zostałeś pojmany. - po tych słowach przypominam sobie, że oboje zostawiliśmy nieprzytomną Susan w domku. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało, bo nie wybaczyłabym sobie tego.

- Jak widać nie, a więc wracajmy.

Cała trójka oddala się, a ja zostaje sama w ciemności. Delikatne dreszcze zimna przeszywają moje ciało, które niekontrolowanie drży. Postanawiam ruszyć w kierunku domu Susan i przy okazji sprawdzić jej stan. Idę na boso, czując niesamowity ból, stąpając po ostrych gałęziach i kamieniach.

- Jak myślisz co teraz robi nasz mate? - pyta mnie moja wilczyca, przerywając ciszę.

- Pewnie kopuluje z pustakiem, nie widziałaś... - komentuje oschle nie chcąc poruszać tematu o naszym przeznaczonym.

- Nie mógłby... - próbuje usprawiedliwić go Cara, bo tak nazwała wilczyce.

- Nie mógłby? Czy to ci wyglądało na to, żeby nie mógł nas zdradzić?!

- Przepraszam, nie złość się. Po prostu ja mu wierzę...

- A ja nie, więc skończ tą dyskusje Cara.

Reszta drogi minęła mi dosyć spokojnie, szłam w ciszy, pogrążona we własnych myślach. Gdy doszłam do celu, zauważyłam ciemność w chatce Susan. Niepewnie weszłam do środka, czując dziwny niepokój.

- No proszę, proszę, proszę, a jednak mój syn nie był sam w środku lasu. - wnętrzności podchodzą mi do gardła, słysząc bardzo dobrze znajomy mi głos. - Nie wiem co on zauważył w takiej przeciętnej wilkokrwistej z poza watahy. - mężczyzna wstaje i podchodzi bliżej mnie.

- Jednak martwi mnie to, że olewa swoją partnerkę dla takiego czegoś. Jak w ogóle cię zwą? - zadaje pytanie, chwytając mój podbródek w ręce i zaciskając na nim mocno palce.

- Agnes Welton. - kłamie. Nie mogę zdradzić swojej prawdziwej tożsamości, ponieważ wiem jakby to się skończyło.

- A więc panno Welton, jakoż iż ciągnie cię do niszczenia szczęśliwego związku mojego syna i zabijania moich służących. Jestem zmuszony poinformować, że od dzisiaj ty obejmiesz obowiązki Susan aż do powrotu jej zdrowia. A co do mojego syna, trzymaj się od niego z daleka, bo stracisz głowę. Czy wyraziłem się jasno? - pyta, a ja potwierdzająco kiwam głową. - Wspaniale, jutro godzina piąta rano w holu budynku głównego będzie czekać koleżanka po fachu, która wdrąży cię do pracy. Miłej nocy. - mówiąc to wychodzi, a ja u padam na ziemię, łapiąc hałdy powietrza.

Kyle

Minęło osiem godzin, od kiedy zostawiłem Agnes w lesie samą. Cały czas chodziłem zdenerwowany, bojąc się o dziewczynę. Uciekła? Wróciła? A może ktoś jej coś zrobił? Te myśli nasuwały mi się samoistnie. Siedziałem właśnie w jadalni, po mojej prawej była Olivia, a po lewej Arthur. Czekaliśmy tak jak wszyscy tu zgromadzeni na posiłek. Służba miała pięciominutowy poślizg, tłumacząc go nowym pracownikiem. To wszystko spowodowane, było moim niedoszłym zabójstwem Susan, która opiekowała się moim aniołkiem. Teraz dziewczyna była zdana, niestety sama na siebie. Nagle drzwi się otwarły, a do środka weszły służące. Moim wielkim zdziwieniem było, gdy pośród nich była Agnes. Moje źrenice zmniejszyły się z wściekłości, gdy widziałem jak usługuje członkom mojego stada. Dziewczyna wyglądała na totalnie zmieszaną, ale i tak dobrze jej szło, jak na pierwszy raz. Co ja mówię?! Ona nie powinna tu być, a na pewno nie w tej roli. Podeszła do nas i po kolei zaczęła podawać talerze z jedzeniem. Patrzyłem na nią ze smutkiem, ale ta nawet na mnie nie spojrzała. Właśnie podawała talerz Olivi, gdy ta specjalnie upuściła widelec.

- Podnieś go ofermo! - zażądała brunetka, a mnie zalała krew. Jednak Agnes posłusznie schyliła się po widelec, a gdy miała zamiar się wyprostować, Olivia popchnęła ją na róg stołu kawowego. Blondynka uderzyła głową w mebel, a ja poczułem przeszywający ból w tym miejscu. - Żałosne ścierwo! Teraz idź mi po nowy!

Agnes wstała z podłogi delikatnie się zataczając, zaczęła iść w stronę drzwi. Kątem oka dostrzegłem krew, brudzącą coraz mocniej śliczne blond loki dziewczyny.

- Co za niewychowany śmieć! - skwitowała brunetka siedząca obok mnie, a ja nerwowo uderzyłem w stół pięścią. Odszukałem ojca, który patrzył na mnie pełną zadowolenia miną. Zabije go! - Dobrze się czujesz kochanie?

- Wyśmienicie... - syczę przez zaciśnięte zęby. Nie wiem kiedy, ale nagle widzę koło nas Agnes, która ledwo przytomna podaje widelec Olivii.

- Nie było lepszych?! Chciałam widelec ze złotym zdobieniem! - piszczy brunetka, a ja naprawdę jestem na granicy wytrzymałości. Moja przeznaczona jest poniżona do granic możliwości.

- Przykro mi, ale nie. - mówi spokojnie Agnes.

- Na pewno były, tylko twój cholerny brak koncentracji go nie zarejestrował idiotko! - nadal wydzierać się Smith, a oczy wszystkich są skierowane na naszą trójkę.

- Nie sądzę.

- Coś ty powiedziała śmieciaro?!

- Że nie sądzę bym przeoczyła widelec ze złotym zdobieniem, skoro to był ostatni czysty jaki posiadamy.

- Gdzieś ty się chwała, że jesteś taka mądra?!

- W lesie jak sądzę, więc prosiłabym nie obrażać mnie.

- Haha dobre mi swoje, jesteś nie wychowana jak Cholera!

- Za to tobie mogę tego pogratulować. A teraz wybacz, ale mam pracę. - Agnes chce odejść od naszego stolika, gdy Olivia wbija jej paznokcie w przedramię.

- Posłuchaj wywłoko, należy mi się szacunek w końcu jestem twoją cholerną właścicielką! - wydzierać się brunetka i robi coś co zaskakuje mnie jak i Agnes. Z całej siły uderza blondynkę w twarz, a ta upada na podłogę. Tak bardzo chcę ją z niej podnieść i powiedzieć, że wszystko jest dobrze, ale nie mogę przy nich. Nie mogę zrobić tego przy wszystkich zgromadzonych tutaj.

- Zabrać to coś stąd i nauczyć pokory i posłuszeństwa właścicielom! - krzyczy Olivia, a ja patrzę zszokowany w nieprzytomne ciało mojego aniołka.

Zagubiony w miłościWhere stories live. Discover now