Rozdział 58: Damon

9K 695 45
                                    

Otworzyłem oczy i zapatrzyłem się w Audrey; spała twardo. Rozmyślałem nad tym, co mi powiedziała. Do tej pory poznałem tę silną stronę jej osobowości. Dzisiaj miałem okazję dowiedzieć się, co skrywa jej serce – kruchość i delikatność. To cudowna, wrażliwa dziewczyna, która w życiu musiała zmierzyć się z wieloma trudnościami. Uświadomiłem sobie, jak wiele nas łączy...

Patrzyłem na nią jak obłąkany, na co uśmiechnąłem się w duchu. Audrey wzbudzała we mnie tyle uczuć; to było coś zupełnie nowego dla mnie. Przesunąłem kciukiem po jej policzku. Jej skóra była miękka i ciepła, aksamitnie miękka...idealna. Pochyliłem się nad nią i zaciągnąłem się jej zapachem. Moje neurony zaczęły szaleć. Opamiętałem się w porę i tak ostrożnie, jak tylko potrafiłem, przeniosłem ją na rękach do sypialni. Położyłem ją na łóżku i jeszcze chwilę gapiłem się na nią. Wreszcie przysiadłem na brzegu. Niemal w tej samej chwili, gdy podjąłem decyzję o tym, by położyć się obok, Audrey ułożyła się w taki sposób, że zajęła znaczną część łóżka. Zaśmiałem się cicho, okryłem ją kołdrą i wróciłem do salonu. Pobawiłem się z Lucy, która również nie spała, aż w końcu udało mi się ją zmęczyć i oboje zasnęliśmy na sofie.

Obudziły mnie promienie słońca, które padały na moją twarz. Spojrzałem na godzinę. Było jeszcze stosunkowo wcześnie. Zgramoliłem się z kanapy i przeciągnąłem się, by rozprostować kości. Trzeba było przyznać, że sofa nie należała do najwygodniejszych.

Obszedłem kuchenną wyspę i nastawiłem ekspres. Potrzebowałem porannej porcji kofeiny.

Wypiłem kawę i zamiast ślęczeć nad laptopem, co zwykle wypełniało mi czas przed pracą, zajrzałem do szafek i lodówki. Z tych paru rzeczy, które znalazłem, mogłem zrobić placuszki na śniadanie. Pamiętałem, że w Dakocie Audrey i Amy zajadały się słodkościami pani Rosie.

- Co tam pitrasisz? - padło za plecami, gdy odwracałem placki na drugą stronę.

Natychmiast się obróciłem. Audrey podpierała się ręką o blat wyspy i taksowała mnie wzrokiem.

- Pancakes...Nie wiedziałem, czy...wolisz śniadania na słodko czy słono? - spytałem, odwzajemniając jej spojrzenie. Była lekko potargana, co wydało mi się urocze.

- Zależy od dnia.

- Jeśli wolisz coś zdrowszego mam płatki owsiane albo...mogę zrobić omlet...

- Placuszki są okej. Masz syrop klonowy?

- Oczywiście – uniosłem kąciki ust. - Myślałem, że jeszcze pośpisz...Łudziłem się, że zdążę...cholera...no trudno.

- Mówisz o śniadaniu? - uniosła brwi. - Przecież zdążyłeś...to bardzo miłe...

- Chciałem zrobić ci niespodziankę i przynieść ci śniadanie do łóżka...Nie wyszło.

- A to szkoda – zmarszczyła nos. - Spaliśmy w sypialni?

- Tylko ty – odparłem, wyłączając kuchenkę. Naleśniki zarumieniły się tak, jak powinny.

- Ty nie? - moja odpowiedź wyraźnie ją zdziwiła.

- Spałem na sofie – rzuciłem zgodnie z prawdą, po czym postawiłem na blacie talerz z plackami.

- Dlaczego? - zapytała, bawiąc się pejsem przy twarzy.

Zaśmiałem się, kiedy przypomniało mi się, jak zajęła prawie całe łóżko.

- Chciałem, żebyś się wyspała...

- Ty...nie dałbyś mi się wyspać?

Zastygłem z uśmiechem na ustach. W końcu wykrztusiłem:

You Knock On My DoorWhere stories live. Discover now