Rozdział 19: Audrey

10.1K 711 109
                                    


Grymas na twarzy Damona Locleara nie zwiastował niczego dobrego. W jego oczach migały gniewne błyski.

- Chciałbym zamienić z panią słowo – obwieścił chłodnym tonem.

- Chodźmy na zewnątrz – zaproponowałam.

Podświadomie czułam, że ta rozmowa mi się nie spodoba. Wyszliśmy na korytarz, gdzie można było w miarę swobodnie pogadać. Przynajmniej tak sądziłam. Kiedy zorientowaliśmy się, że po holu wciąż się ktoś kręci, wzrok Lockleara skierował się w stronę schodów. Schodami podążyliśmy na półpiętro, przystając przy balustradzie.

- Wiem, że coś łączy panią z moim ojcem – powiedział, na co dostałam gęsiej skórki.

Zrobiłam krok do tyłu i zaczerpnęłam powietrza.

- Nie owija pan w bawełnę, panie Locklear...- kręciłam głową.

Stanął w lekkim rozkroku.

- Mówię, co myślę.

- A wie pan co ja myślę? - wycelowałam w niego palcem. - Sądzę, że mówi pan, co ślina przyniesie panu na język.

- Ma pani tupet, panno Adams.

- A pan plecie głupoty...- wbiłam w niego wzrok. - Zawsze traktuje pan ludzi z góry, prawda?

Bezczelnie się zaśmiał.

- Pojawia się pani znikąd, bez większego doświadczenia zawodowego, a mój ojciec je pani z ręki...Myślała pani, że się nie połapię, ale ja nie jestem głupcem. Znam takie kobiety...takie jak pani.

Oczy wyszły mi z orbit, a serce waliło jak oszalałe. Czy on zasugerował, że jestem...kobietą lekkich obyczajów?

- Jakie? - podniosłam głos.

- Normalnie by mnie to nie interesowało – syknął, zakładając ręce na piersiach. - Wiele kobiet robi karierę przez łóżko, to pani sprawa, ale...nie w mojej firmie, nie z moim ojcem! Chyba jest pani świadoma, że on jest żonaty!

Z nerwów zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się, ale szybko złapałam równowagę.

- Poznałam w życiu kilku niemiłych facetów, panie Locklear, ale pan bije ich wszystkich na głowę!

Nie czekając na jego reakcję, zbiegłam po schodach i udałam się prosto do wyjścia. Każda sekunda w jego obecności, byłaby dla mnie katorgą. Nadęty buc już na wstępie musiał przypiąć mi łatkę biednej dziewczyny, która dla awansu społecznego, jest w stanie wiele poświęcić.

Złapałam taksówkę, wsiadłam do środka i skuliłam ramiona. Siedziałam tak aż do momentu, gdy taksówkarz oznajmił, że jesteśmy już na Brooklynie.

********

Emocje, które we mnie bulgotały, uniosły się ku powierzchni. Rzadko płakałam, ale wierzyłam w oczyszczającą moc łez. Kiedy Amy otworzyła mi drzwi, szlochałam jak dziecko.

- Ale...jak to? - miała zmartwioną minę. Natychmiast mnie przytuliła. - To ja tu zrywam się na równe nogi na dźwięk domofonu, żeby usłyszeć, jak to wspaniale się bawiłaś, a tu...takie coś?! Komu mam sprać dupsko?

- Nie uwierzysz...- rzuciłam, opuszczając z rezygnacją ramiona.

Przyjaciółka ściągnęła brwi.

- Niech zgadnę...Damon Locklear...Co odwalił?

- Zarzucił mi, że robię karierę przez łóżko...

- Słucham? Ale jak? - Amy złapała się za głowę. - Boże...Czy on myśli, że ty...

- Dokładnie tak. On myśli, że bzykam się z jego ojcem – weszłam jej w słowo. - Niedobrze mi...- zalała mnie fala mdłości i pobiegłam do łazienki.

Po kilku minutach się uspokoiłam. Amy czekała na mnie w kuchni, z gorącą herbatą i tą samą troską, co wcześniej.

- Łajdak...Frajer...Dupek...Palant do kwadratu...Nie...palant do sześcianu – wymieniała. - Policzymy się z draniem, już ja coś wymyślę...Co dwie zołzy, to nie jedna.

„Co dwie zołzy, to nie jedna" - uśmiechnęłam się pod nosem. To było jedno z naszych ulubionych powiedzonek.

- A pewnie – ulżyło mi. - Frajer...Co on sobie myślał? - rzuciłam, upijając łyk ziołowej herbaty. - Nie jestem żadnym Kopciuszkiem. Już ja mu pokażę...

- Oj nie jesteś – wtórowała mi Amy. - Tobie bliżej do Fiony.

- Aha...- skinęłam z aprobatą. - Ten...wredny ogr...Już ja mu pokażę...

Gdy tylko ochłonęłam, dobrze wiedziałam, co należy zrobić. Damon Locklear miał mnie zapamiętać do końca swego życia...

*********

Ja mu pokażę! Tak, jutro pokażę draniowi z kim zadarł; ależ mu wygarnę, myślałam, wpychając w usta wielki kawałek sernika. Obok leżała miska z chipsami i słoik z masłem orzechowym, którym zapychałam się razem z ciastem – moja idealna kombinacja antydepresyjna.

W międzyczasie wymieniłam wiadomości z panem Thomasem, który zmartwił się, że wczoraj tak nagle rozpłynęłam się w powietrzu. Trzymałam emocje na wodzy, by nie napisać wprost, dlaczego tak się stało. Przecież to nie jego wina, że jego syn jest cynicznym dupkiem. Kiedy dioda telefonu mignęła ponownie, odłożyłam talerz z sernikiem na stół, by zerknąć na wyświetlacz i odpisać na SMS-a. Spodziewałam się kolejnej wiadomości od pana Thomasa. Przesunęłam palcem po ekranie i zdumiałam się, bo jak się okazało, napisała do mnie Amy, z pracy. Lokal, w którym pracowała, w niedzielny wieczór zazwyczaj był wypełniony gośćmi. Tym bardziej zdziwiłam się, że do mnie pisze.

Amy: „Kochana, zdaje się, że widzę Twojego szefa...Drinkuje z jakimś szatynem. Zaraz wybadam sytuację...".

Uniosłam brwi.

Ja: „Skąd wiesz, że to on? Nie poznaliście się. Zostaw to, kochana. Jutro załatwię sprawę".

Amy: „No nie mam pewności, ale obczaiłam go na Insta – mega podobny. Zresztą zaraz się upewnię. Ten szatyn ciągle się na mnie gapi. Zagadam go, jak podejdzie do baru".

Ja: „Jeśli to on, to pewnie jest z Mattem, to jego przyjaciel. Akurat on jest bardzo fajny".

Amy: „No i git. Idzie tu. Zaraz będę wszystko wiedzieć".

Zaśmiałam się do telefonu.

Ja: „Nie no weź...nic nie rób. Nie chcę, żeby wyrzucili cię z pracy" - miałyśmy podobny temperament. Domyślałam się, jak zareaguje.

Amy: „Nikt nie będzie ranił moich przyjaciół. Okej. Odezwę się potem. Gadam z szatynem – to ten Matt. Potwierdził, że jest z demonem..."

Ja: „Wariatka"- odpisałam, zastanawiając się, co tam w tej chwili się wyprawia.

You Knock On My DoorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz