Rozdział 39: Audrey

9.4K 716 53
                                    

Damon: „Jesteś na mnie zła?" - odebrałam wiadomość od tego...tego łajdaka.

Wspomnienie sceny, którą urządził mi po południu, momentalnie popsuło mi humor. Odkąd wróciłam do domu, nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Z komórką w ręce, zgramoliłam się z łóżka i ruszyłam do kuchni.

- Nie myśl o tym tyle...To tylko zwykła scena zazdrości – oznajmiła Amy, gdy ledwo przekroczyłam próg.

Przyjaciółka kroiła warzywa na sałatkę. Podeszłam do szafek, wyjęłam z szuflady nóż i zaczęłam wyżywać się na porze.

- Ach jak on mnie czasem wkurza...- syknęłam.

- A czy ty ostatnio też nie zrobiłaś mu sceny zazdrości? - spytała Amy, wgryzając się w marchewkę.

- To co innego, bo... – urwałam. Na usta cisnęło mi się: „bo to dla dobra naszego układu". - Bo to była taka...mała scenka, a on zrobił aferę. I potem był dla mnie niemiły.

- Aaaa....- w jej tonie był sarkazm. - Wszystko jasne...

Dioda mojej komórki ponownie mignęła.

Nie odpisałam na jego SMS-a, więc napisał kolejną wiadomość, na Instagramie.

Damon: „Jesteś na mnie zła?"

Tym razem zdecydowałam się odpowiedzieć.

Ja: „Tak".

Damon: „Bardzo zła?"

Ja: „Bardzo!"

Cisza. Zero reakcji. Po co w ogóle pytał?

Nie minął kwadrans, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

- Otworzę – obwieściła Amy.

Po chwili z przedpokoju dobiegł mnie śmiech przyjaciółki i...dobrze mi znany...męski głos. Z nożem w ręku podążyłam na korytarz.

- Masz gościa...- uśmiechnęła się Amy, wskazując Damona.

Stałam z nożem uniesionym do góry, na wysokości biustu.

- Jesteś zła...- pokiwał głową, patrząc na nóż.

- Co tam masz? - wycelowałam w spore pudło, które trzymał pod pachą.

- To dla ciebie – podał mi karton z kokardką. Zrobiłam gest, by przejść do mojego pokoju. - Tak będziesz mnie przepraszał? Twoje prezenciki mnie nie kupią – rzuciłam stanowczo.

- Otwórz proszę.

Zdjęłam wieko i odebrało mi mowę. Musiałam się natrudzić, by nie okazać mojego...zachwytu. Nie wierzyłam własnym oczom! Patrzyłam na najpiękniejszą sukienkę na świecie, tę czerwoną, która skradła moje serce zdobiąc witrynę luksusowego butiku przy Piątej Alei, a on...to dostrzegł i kupił ją dla mnie.

- Piękna...ale...i tak jestem na ciebie zła.

- Okej. Nie popisałem się, ale to co powiedziałem to...z troski o ciebie. Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził. Zależy mi na...

- Na? - patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.

Zapadła pełna napięcia cisza. Moje serce trzepotało jak ptak w klatce.

Damon przełknął ślinę i w końcu powiedział:

- Na twoim szczęściu. Ja też jestem twoim...przyjacielem. Narzeczony powinien być najlepszym przyjacielem...

- Przyjacielem...- myślałam na głos. - A więc nie jesteś zazdrosny o Willa?

Milczał jakiś czas. W wyrazie jego twarzy spostrzegłam zawahanie.

- Dlaczego miałby być zazdrosny? - usłyszałam głos Amy, której głowa wychylała się nieśmiało przez szparę w drzwiach. - Przecież Will jest gejem. Nie podsłuchiwałam. Gadaliście głośno, a ja...akurat przechodziłam obok – mówiła na jednym wydechu.

Widocznie postanowiła mnie wyręczyć w tej kwestii. Już wcześniej napomknęła, że powinnam była to wyjaśnić, żeby Damon nie miał powodów do zazdrości, ale gdyby znalazł czas, by poznać moich przyjaciół, obyłoby się bez niedopowiedzeń.

- Will jest gejem? Dlaczego nic nie powiedziałaś?

Nie robiłam mu dotąd wyrzutów, że to w dużej mierze jego wina, iż nie możemy się zgrać w czasie, ale czara goryczy się przelała.

- Chciałam, żebyś poznał moich przyjaciół...osobiście...a nie w przelocie, wtedy wiedziałbyś wszystko...

Teraz było mu głupio. Żeby rozluźnić atmosferę, przyłożyłam sukienkę do sylwetki.

- Wydawało mi się, że ci się podobała. Będzie ci w niej ślicznie...

- Skąd wiesz? - uniosłam kąciki ust.

- Wiem.

- To drogi prezent...za drogi.

- Ale potrzebny! Przyda się na kolację z Susan i Brianem.

- Kiedy?

- W weekend. Muszę im wyjaśnić dlaczego nie podejmę współpracy przy projekcie. Szanuję Susan. Wolę to wytłumaczyć na spokojnie, bez niedopowiedzeń. Pójdziesz ze mną?

- Tak – odparłam. - Ech...- westchnęłam. - Relacja z tobą przypomina wychowywanie...- zawiesiłam się.

- Dziecka? - podrapał się po swoim zadbanym zaroście.

- Jaskiniowca - stwierdziłam, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

- Ładnie tu u ciebie. Tak przytulnie – potoczył wzrokiem po moim pokoju. - Mieszkasz z przyjaciółką?

- Tak. Wcześniej mieszkałam z babcią, ale...odeszła...umarła.

- Przykro mi – spojrzał na mnie ze współczuciem. - A...twoi rodzice?

- Nie żyją – rzuciłam krótko. - Zginęli w wypadku...miałam wtedy pięć lat. Myślałam, że wiesz...

Najwyraźniej pan Thomas mu o tym nie powiedział.

- Nie miałem pojęcia...- widziałam w jego oczach, że bardzo się tym przejął.

- Robimy z Amy sałatkę. Zjesz z nami?

- Chętnie – uśmiechnął się lekko.

You Knock On My DoorWhere stories live. Discover now