Rozdział 3: Audrey

14.5K 760 253
                                    

Spędziłam z panem Locklearem bardzo miłe popołudnie i kiedy wróciłam na Brooklyn, dochodziło wpół do czwartej. Przekręciłam klucz w drzwiach i w korytarzu wpadłam na moją przyjaciółkę, która wychodziła ze swojego pokoju.

- Jak tam spotkanie? - przeciągnęła się leniwie. Chyba ucięła sobie drzemkę po pracy.

Wyglądała na zaspaną. Miała na sobie szary dres, a lekko potargane włosy w odcieniu jasnego blondu opadały na jej ramiona.

- Dobrze - nie wiedziałam od czego zacząć. - To bardzo sympatyczny człowiek. Jak się czujesz? - Martwiłam się o nią.

Od kilku tygodni Amy harowała jak wół. Moja przyjaciółka wzięła na siebie zbyt wiele. Czułam się temu winna, bo to ja nagle straciłam pracę niemal zostając bez środków do życia. Oczywiście Amy, bez słowa udzieliła mi wsparcia. Prawda jest taka, że odkąd się poznałyśmy, jedna na drugą mogła zawsze liczyć. Z tym, że od miesięcy ja na nią bardziej. I nie czułam się z tym dobrze. Wprawdzie próbowała mnie wkręcić na dzisiejszy event, ale niestety się nie udało. Amy pracowała po nocach jako barmanka, czasem dorabiając dodatkowo jako kelnerka na różnego rodzaju eventach czy konferencjach. Biedna sypiała po kilka godzin dziennie.

Przeszłyśmy do kuchni. Włączyłam czajnik, sięgnęłam do szafki po kawę i po chwili usiadłam przy stole obok Amy.

- Nie jest najgorzej - mrugnęła. - Daję radę. Poza tym, że znowu przystawiał się do mnie jakiś nachalny typek, oferując ekstra kasę za dodatkowe usługi. Ale pogoniłam go tak dosadnie, że koleś zapamięta mnie do końca życia - na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.

Potrafiłam to sobie wyobrazić. Amy Evans to dziewczyna z charakterkiem. Pochodziła z Dakoty Północnej. Wychowała się na farmie, w małym miasteczku, niedaleko Bismarck. Nie bała się ciężkiej pracy, miała cięty język, ale i dobre serce. Przez jakiś czas chodziłyśmy razem na zajęcia. Niestety pod koniec drugiego roku, ciężka choroba mamy, pokrzyżowała plany naukowe mojej przyjaciółki, która to musiała przerwać studia i wyjechać z Nowego Jorku, by pomóc ojcu na farmie. Gdy okazało się, że mama Amy jest zdrowa, dziewczyna rozważała powrót, co nie było takie łatwe, bo jak wiadomo, życie w Nowym Jorku nie należy do tanich. W międzyczasie zmarła moja kochana babcia i Amy wprowadziła się do mnie; dając mi wsparcie emocjonalne, którego potrzebowałam. Dzięki temu rozwiązaniu, moja przyjaciółka nie musiała martwić się o koszty i mogła na spokojnie szukać sobie pracy. W gorszych okresach finansowych wzajemnie o siebie dbałyśmy, w zależności od tego, której powodziło się lepiej, robiłyśmy zakupy na zmianę.

- Niektórzy faceci to jaskiniowcy - przewróciłam oczami. - Niech zgadnę...Jakiś nadęty snob, który mógłby być naszym ojcem...

- Trafiłaś...Narobiłam mu takiego wstydu, że ta agencja pracy raczej już mi podziękuje. Mogę pożegnać się z kolejnym zleceniem...

Byłam wstrząśnięta.

- Za co?

- Za bycie sobą...

- Facet traktuje cię przedmiotowo, upokarza, a ty nie możesz nic powiedzieć?

- Dokładnie...

- Świat jest cholernie niesprawiedliwy...- założyłam ręce na piersiach. - Nie martw się kochana. Koniec z eventami. Od jutra zaczynam pracę.

Amy zmarszczyła czoło.

- Jak to? Kiedy byłaś na jakiejś rozmowie? Nic nie mówiłaś.

Zaśmiałam się.

- Nie byłam. Ten miły pan od portfela z wdzięczności zaoferował mi posadę w swojej firmie.

- Miły pan? - spojrzała na mnie spode łba.

You Knock On My DoorWhere stories live. Discover now