Rozdział 35: Audrey

9.6K 715 60
                                    

Damon od kilku godzin nie odchodził od laptopa. Praca totalnie go pochłonęła. Myślałam, jak oderwać go od obowiązków. Spojrzałam w lewo na dokumenty, które powinien podpisać na dniach...Nic się nie stanie, jeśli złoży podpis wcześniej; pomyślałam, zgarniając kartki do teczki.

Stanęłam bokiem na środku gabinetu i jeszcze raz zajrzałam w papiery, by upewnić się, że o niczym nie zapomniałam. Byłam dziś odrobinę zdekoncentrowana. Pochyliłam się, kiedy jedna z umów wysunęła się z teczki, ale zareagowałam na tyle szybko, by dokumenty nie wylądowały na podłodze.

Podniosłam wzrok w samą porę, aby przyłapać Damona na wpatrywaniu się w mój tyłek. No proszę...czyli jednak coś potrafiło odwrócić jego uwagę od pracy...

Poczułam napływ niechcianego...pożądania. W jego spojrzeniu było nie tylko coś seksownego, ale i pierwotnie męskiego. Tak, to ciepło, które rozlało się falą po moim ciele...to na pewno przez jego przenikliwe, kobaltowe oczy...

- Ja też lubię patrzeć ci w OCZY, szefie – zażartowałam.

- Co tam masz? - błysnął uśmiechem.

- Trzeba coś podpisać...

- Znowu? - uniósł brew. - Dawaj to.

Usiadłam naprzeciw niego, zerkając na jego zadbane, silne dłonie. Podpisał wszystko błyskawicznie i zaczął się we mnie wpatrywać, jednocześnie stukając długopisem w blat.

- Co to za posiadłość? Na Florydzie? - spytałam, przerywając pełną napięcia ciszę.

- W Miami. Za dzieciaka jeździliśmy tam z rodzicami na wakacje. Piękne czasy...Po śmierci mojej siostry rzadko tam bywaliśmy. I raczej osobno niż razem...

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł...żeby ją sprzedać?

- Już dawno powinienem był to zrobić.

- A ten fundusz charytatywny...nie słyszałam o nim...

- Za krótko pracujesz – powiedział łagodnie.

- Opowiesz mi o nim?

- Powstał z inicjatywy mojego taty. Celem jest pomoc w wyrównywaniu...nierówności społecznych. Jest dużo zdolnych dzieciaków, a wiele z nich z różnych powodów nie ma szans na porządną edukację...Szkoły w Stanach są bardzo drogie. Tata od lat współpracuje z fundacjami, które się tym zajmują.

- Piękna inicjatywa...

- Też tak uważam.

- Podoba mi się...- wydukałam i w zasadzie myśląc na głos, nie dokończyłam zdania.

- Co? - spytał, nie odrywając ode mnie oczu.

- Kiedy rozmawiasz ze mną w ten sposób.

Pokiwał głową.

- Masz ochotę...coś zjeść?

- Taaak – zdziwiłam się i ucieszyłam. - Zamówić coś?

- Myślałem, żeby stąd wyjść...Zrobimy sobie przerwę...Odpoczniemy, pogadamy. Co ty na to?

- Chodźmy – wesoło poderwałam się z miejsca.

********

Weszłam do domu, nucąc pod nosem jakąś melodię. W przedpokoju tradycyjnie czekała na mnie Lucy, a chwilę potem dołączyła do niej Amy.

- No...no...jaka zadowolona – jej usta wygięły się w figlarnym uśmiechu. - Dostałaś podwyżkę czy kolejny awans?

- Nic z tych rzeczy – rzuciłam z uśmiechem, maszerując do kuchni z Lucy na rękach.

- Aha...czyli to coś innego – przyjaciółka w mig znalazła się obok mnie. - Seksowny szef – narzeczony wychędożył cię na biurku, że aż miło? - palnęła z rozbrajającą szczerością, wobec czego mnie zatkało.

- Eee...skąd ten pomysł...- rozdziawiłam buzię.

- To twój facet...Nie ma się czego wstydzić. Możecie szaleć, gdzie chcecie. Im więcej, tym lepiej – puściła mi oko. Ależ się rozkręciła...

- Głodnemu chleb na myśli – wycelowałam w nią palec. - Wiesz...rozmawialiśmy dziś trochę z Damonem i było tak...miło. Inaczej niż do tej pory...

- To znaczy?

- Nie wiem...Może mi się wydaje, ale on...- miałam ochotę powiedzieć, że właśnie nastąpił progres i wreszcie zaczął się przede mną otwierać, ale uzmysłowiłam sobie, iż za wcześnie na wysuwanie takich wniosków; zważywszy na charakter naszej znajomości. - Przestaliśmy się kłócić.

- Kłótnie nie są takie złe, jeśli po wskakujesz na jego biurko i...

- Co cię dziś opętało, kochana? - urwałam jej w pół zdania, na co obie zaczęłyśmy się śmiać. - Byłaś na spacerze z Mattem? - Zmieniłam wątek, wiedząc, że przyjaciel Damona tego dnia wyszedł wcześniej z pracy.

- A byłam...I było fajnie...

- Tylko tyle? Jesteś bardzo tajemnicza...- teraz ja ciągnęłam ją za język.

- To uroczy facet, miły, mega poukładany...- wyliczała. - Zero pozerstwa, zabawny...Nie pamiętam, kiedy jakiś facet mnie tak rozśmieszał...Słodziak. Umówiliśmy się na obiad.

- Super.

- Tak, ale...

- Ale?

- Chyba mocno mu się podobam...

- On tobie też – rzuciłam krótko. - Wciąż myślisz o Lucasie? - natychmiast zreflektowałam.

- Nie wiem, czy jestem gotowa na nową znajomość.

- Powiedz mu o tym...

Skinęła z aprobatą, po czym powiedziała:

- Podpytałam go o Damona i Susan...

W tej samej chwili otwierałam szafkę. Moja ręka zastygła na uchylonych drzwiczkach.

- Coś mówił?

- Tak...To trochę dziwne, bo...wypowiadał się o niej w samych superlatywach, jaka to fajna babka i w ogóle...

Serce galopowało mi w piersi. Byłam tego w pełni świadoma. Susan była piękną, inteligentną kobietą, z klasą. I w przeciwieństwie do mnie miała wysoki status społeczny.

- Powiedział dlaczego się rozstali?

- Ona go zostawiła.

- Zostawiła go? - oczy wyszły mi na wierzch i udzieliły mi się emocje. - Czyli on...nadal może coś do niej czuć...

- Nie – potrząsnęła głową. - Matt twierdzi, że w tym związku nigdy nie było tego...no...ognia. Byli ze sobą bardziej...z przywiązania, coś w tym stylu. Nie było takiego ognia jak u was. U was od razu wyczuł iskry...

- Iskry? - zamrugałam powiekami.

- Nie da się ukryć – uśmiechnęła. - Też wyczułam to napięcie, jak o nim mówiłaś...

- Tak?

- Głuptas – skwitowała. - Nie rozumiem, co cię tak dziwi – dodała. - A...bym zapomniała. Dzwonił Will...Pytał kiedy w końcu poznamy twojego seksi chłopaka?

- Cholercia...tyle się ostatnio dzieje – puknęłam się w czoło. - Pogadam z Damonem i coś ustalimy.


You Knock On My DoorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz