Damon od kilku godzin nie odchodził od laptopa. Praca totalnie go pochłonęła. Myślałam, jak oderwać go od obowiązków. Spojrzałam w lewo na dokumenty, które powinien podpisać na dniach...Nic się nie stanie, jeśli złoży podpis wcześniej; pomyślałam, zgarniając kartki do teczki.
Stanęłam bokiem na środku gabinetu i jeszcze raz zajrzałam w papiery, by upewnić się, że o niczym nie zapomniałam. Byłam dziś odrobinę zdekoncentrowana. Pochyliłam się, kiedy jedna z umów wysunęła się z teczki, ale zareagowałam na tyle szybko, by dokumenty nie wylądowały na podłodze.
Podniosłam wzrok w samą porę, aby przyłapać Damona na wpatrywaniu się w mój tyłek. No proszę...czyli jednak coś potrafiło odwrócić jego uwagę od pracy...
Poczułam napływ niechcianego...pożądania. W jego spojrzeniu było nie tylko coś seksownego, ale i pierwotnie męskiego. Tak, to ciepło, które rozlało się falą po moim ciele...to na pewno przez jego przenikliwe, kobaltowe oczy...
- Ja też lubię patrzeć ci w OCZY, szefie – zażartowałam.
- Co tam masz? - błysnął uśmiechem.
- Trzeba coś podpisać...
- Znowu? - uniósł brew. - Dawaj to.
Usiadłam naprzeciw niego, zerkając na jego zadbane, silne dłonie. Podpisał wszystko błyskawicznie i zaczął się we mnie wpatrywać, jednocześnie stukając długopisem w blat.
- Co to za posiadłość? Na Florydzie? - spytałam, przerywając pełną napięcia ciszę.
- W Miami. Za dzieciaka jeździliśmy tam z rodzicami na wakacje. Piękne czasy...Po śmierci mojej siostry rzadko tam bywaliśmy. I raczej osobno niż razem...
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł...żeby ją sprzedać?
- Już dawno powinienem był to zrobić.
- A ten fundusz charytatywny...nie słyszałam o nim...
- Za krótko pracujesz – powiedział łagodnie.
- Opowiesz mi o nim?
- Powstał z inicjatywy mojego taty. Celem jest pomoc w wyrównywaniu...nierówności społecznych. Jest dużo zdolnych dzieciaków, a wiele z nich z różnych powodów nie ma szans na porządną edukację...Szkoły w Stanach są bardzo drogie. Tata od lat współpracuje z fundacjami, które się tym zajmują.
- Piękna inicjatywa...
- Też tak uważam.
- Podoba mi się...- wydukałam i w zasadzie myśląc na głos, nie dokończyłam zdania.
- Co? - spytał, nie odrywając ode mnie oczu.
- Kiedy rozmawiasz ze mną w ten sposób.
Pokiwał głową.
- Masz ochotę...coś zjeść?
- Taaak – zdziwiłam się i ucieszyłam. - Zamówić coś?
- Myślałem, żeby stąd wyjść...Zrobimy sobie przerwę...Odpoczniemy, pogadamy. Co ty na to?
- Chodźmy – wesoło poderwałam się z miejsca.
********
Weszłam do domu, nucąc pod nosem jakąś melodię. W przedpokoju tradycyjnie czekała na mnie Lucy, a chwilę potem dołączyła do niej Amy.
- No...no...jaka zadowolona – jej usta wygięły się w figlarnym uśmiechu. - Dostałaś podwyżkę czy kolejny awans?
- Nic z tych rzeczy – rzuciłam z uśmiechem, maszerując do kuchni z Lucy na rękach.
- Aha...czyli to coś innego – przyjaciółka w mig znalazła się obok mnie. - Seksowny szef – narzeczony wychędożył cię na biurku, że aż miło? - palnęła z rozbrajającą szczerością, wobec czego mnie zatkało.
- Eee...skąd ten pomysł...- rozdziawiłam buzię.
- To twój facet...Nie ma się czego wstydzić. Możecie szaleć, gdzie chcecie. Im więcej, tym lepiej – puściła mi oko. Ależ się rozkręciła...
- Głodnemu chleb na myśli – wycelowałam w nią palec. - Wiesz...rozmawialiśmy dziś trochę z Damonem i było tak...miło. Inaczej niż do tej pory...
- To znaczy?
- Nie wiem...Może mi się wydaje, ale on...- miałam ochotę powiedzieć, że właśnie nastąpił progres i wreszcie zaczął się przede mną otwierać, ale uzmysłowiłam sobie, iż za wcześnie na wysuwanie takich wniosków; zważywszy na charakter naszej znajomości. - Przestaliśmy się kłócić.
- Kłótnie nie są takie złe, jeśli po wskakujesz na jego biurko i...
- Co cię dziś opętało, kochana? - urwałam jej w pół zdania, na co obie zaczęłyśmy się śmiać. - Byłaś na spacerze z Mattem? - Zmieniłam wątek, wiedząc, że przyjaciel Damona tego dnia wyszedł wcześniej z pracy.
- A byłam...I było fajnie...
- Tylko tyle? Jesteś bardzo tajemnicza...- teraz ja ciągnęłam ją za język.
- To uroczy facet, miły, mega poukładany...- wyliczała. - Zero pozerstwa, zabawny...Nie pamiętam, kiedy jakiś facet mnie tak rozśmieszał...Słodziak. Umówiliśmy się na obiad.
- Super.
- Tak, ale...
- Ale?
- Chyba mocno mu się podobam...
- On tobie też – rzuciłam krótko. - Wciąż myślisz o Lucasie? - natychmiast zreflektowałam.
- Nie wiem, czy jestem gotowa na nową znajomość.
- Powiedz mu o tym...
Skinęła z aprobatą, po czym powiedziała:
- Podpytałam go o Damona i Susan...
W tej samej chwili otwierałam szafkę. Moja ręka zastygła na uchylonych drzwiczkach.
- Coś mówił?
- Tak...To trochę dziwne, bo...wypowiadał się o niej w samych superlatywach, jaka to fajna babka i w ogóle...
Serce galopowało mi w piersi. Byłam tego w pełni świadoma. Susan była piękną, inteligentną kobietą, z klasą. I w przeciwieństwie do mnie miała wysoki status społeczny.
- Powiedział dlaczego się rozstali?
- Ona go zostawiła.
- Zostawiła go? - oczy wyszły mi na wierzch i udzieliły mi się emocje. - Czyli on...nadal może coś do niej czuć...
- Nie – potrząsnęła głową. - Matt twierdzi, że w tym związku nigdy nie było tego...no...ognia. Byli ze sobą bardziej...z przywiązania, coś w tym stylu. Nie było takiego ognia jak u was. U was od razu wyczuł iskry...
- Iskry? - zamrugałam powiekami.
- Nie da się ukryć – uśmiechnęła. - Też wyczułam to napięcie, jak o nim mówiłaś...
- Tak?
- Głuptas – skwitowała. - Nie rozumiem, co cię tak dziwi – dodała. - A...bym zapomniała. Dzwonił Will...Pytał kiedy w końcu poznamy twojego seksi chłopaka?
- Cholercia...tyle się ostatnio dzieje – puknęłam się w czoło. - Pogadam z Damonem i coś ustalimy.
CZYTASZ
You Knock On My Door
RomanceRomans New Adult/ comfort book/ romans biurowy z motywem enemies to friends to lovers i fake dating. Rozdziały pisane z perspektywy głównych bohaterów: Audrey i Damona. Powieść inspirowana serialem Sen Çal Kapımı (Zapukaj do moich drzwi). Cześć! M...