Rozdział 5: Audrey

11.6K 738 102
                                    

Towarzystwo pana Thomasa uprzyjemniło mi pierwszy dzień pracy, poznanie pracowników i nawiązanie kontaktów. Gdy prezes zniknął na pół godziny, by omówić ważną sprawę, znowu pojawiła się okazja do rozmowy z Mattem. Potem wysłuchałam jeszcze kilku uwag pracującej w księgowości Beth i wypiłam kawę z Nicole – niewiele starszą ode mnie recepcjonistką. Obie łączyła awersja do nowego szefa, który wedle ich sprawozdania rozstawiał wszystkim po kątach i czepiał się o byle co. Był gburowaty, arogancki i wyniosły, w co łatwo było uwierzyć, zważywszy na okoliczności, w jakich było mi dane go poznać.

Teraz wracałam myślami do naszej porannej konwersacji. Przez chwilę zdawał się obserwować mnie z zainteresowaniem, choć wyraz jego twarzy szybko zmienił się na obojętny i chłodny. Był spięty, ja też nie do końca wiedziałam, jak powinnam się zachować. Zastanawiałam się, czy poruszyć kwestię wczorajszego incydentu.

Z zadumy wyrwał mnie pan Thomas, który wszedł do kuchni.

- Może kawy? - zaproponowałam.

- Dziękuję dziecko. Ograniczam kawę. Myślę, że Damon chętnie wypije. Uwielbia kawę. No i pracuje całymi dniami...- powiedział z westchnieniem frustracji. - Będę się zbierał. Gdybyś mnie potrzebowała, będę pod telefonem.

Uniosłam kąciki ust.

- Poradzę sobie – skierowałam się w stronę kuchennego blatu, na którym stał ekspres. - Panie Locklear – przetrzymałam go w drzwiach. - Dziękuję. Za wszystko.

- To ja dziękuję – posłał mi uśmiech, który rozmiękczał moje serce.

Napełniłam kubek kawą, na podstawce położyłam dwie torebki z cukrem i ruszyłam do gabinetu szefa. Weszłam, uprzednio pukając.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – odparłam, widząc, jak niezadowolony odrywa się od pracy. Chyba łudziłam się, że kawa poprawi mu humor. Postawiłam kubek na blacie, co zdawało się mu umknąć.

- Proszę tak nie stać...Niech pani siada – burknął niskim, szorstkim głosem.

Serce zaczęło mi bić szybko i głośno, niemal słyszalnie.

- Jeśli chciałby pan porozmawiać o tym, co wydarzyło się wczoraj...- poczułam, że warto to jednak wyjaśnić.

- Nie obchodzi mnie to panno Adams. Ani żadne kwestie prywatne, rozumie pani? - pochylił się ku mnie, przyciskając swoje przedramiona w garniturze do biurka. Kiwnęłam głową. - Skupmy się na pani obowiązkach. Bo jak się domyślam...mój ojciec pominął istotne szczegóły – dodał kąśliwie.

To niesamowite, jak bardzo syn może różnić się od swojego ojca. Fizycznie byli podobni, chociaż ten arogant miał bardziej wyraziste oczy, a pan Thomas łagodniejsze spojrzenie. Jednak postawa, wzrost czy mocno zarysowana szczęka wskazywały na pokrewieństwo. I nic poza tym. Pod względem charakteru, Damon Locklear mógłby rywalizować o władzę z samym diabłem.

Usiadłam wygodnie w fotelu i założyłam nogę na nogę.

- Nie mogę się doczekać tych szczegółów, panie Locklear – oznajmiłam z powagą.

- Po pierwsze: kopiowanie, porządkowanie, segregowanie dokumentów. Rozumie pani?

Czy on miał mnie za idiotkę? Najwyraźniej.

- Postaram się nie zawieść – odparłam z ironicznym uśmieszkiem.

Dostrzegłam drżenie mięśnia w jego szczęce. Nie miałam pojęcia, czy moja odpowiedź go rozbawiła, czy wkurzyła, ale obstawiałabym to drugie.

- Pani CV nie jest zbyt imponujące. - Aha! Wnerwiłam go i to solidnie, skoro postanowił mi dopiec. - Na to stanowisko trzeba sobie zasłużyć.

- Zdaję sobie z tego sprawę, panie Locklear – powachlowałam rzęsami. - Tym bardziej się cieszę, że mogę objąć tę zaszczytną posadę...KSEROKOPIARKI.

Nie jestem księżniczką z Manhattanu, a jedynie zwykłą dziewczyną z Brooklynu. Ale nie pozwolę, by ktokolwiek robił ze mnie kretynkę.

Spiorunował mnie wzrokiem, z ramionami założonymi na szerokiej piersi. W kobaltowych oczach migały błyski. Miałam świadomość, że szerokie ramiona, pełne usta i parszywy charakter nie czynią z niego przyzwoitego człowieka, ale i tak nie mogłam oderwać od niego oczu. Zbeształam się za to w myślach.

- Przejdę do konkretów...- zaserwował mi kwaśną minę. - Będzie pani odbierać telefony i łączyć te rozmowy, które wydają się istotne. To samo z mailami i wiadomościami. Nie interesują mnie pierdoły. - Przekazał mi to takim tonem, jakby omawiał jakieś tajne kody. Napuszony buc.

Przytaknęłam.

- Gdzie? - spytałam. Znowu patrzył na mnie jak na niepełnosprytną. - Gdzie mam łączyć te wszystkie istotne rozmowy? W jakim miejscu? - doprecyzowałam.

Wypuścił powietrze z irytacją i podniósł się z miejsca.

- Tam – wskazał drzwi niemal naprzeciw jego biurka.

Nie czekając na księciunia, otworzyłam drzwi i...zamarłam. Stałam w futrynie rozglądając się wokół. Eleganckie biuro Lockleara, urządzone w surowym stylu, przy tej mikro kanciapie, w tym momencie prezentowało się wprost wspaniale. Mała powierzchnia nie była o tyle przytłaczająca, co niemal zupełny brak światła. Byłam wręcz pewna, że owo pomieszczenie do niedawna musiało stanowić jakiś schowek na graty, pudła, czy inne niepotrzebne rzeczy.

- Supeeer...dla skrzata – pomyślałam na głos.

- Ma pani klaustrofobię? - Odwróciłam się, gdy na plecach poczułam jego oddech.

- Nie...- wydukałam. Nie sądzę, by to zabrzmiało przekonująco.

- To tymczasowe rozwiązanie – jego ton nagle złagodniał, jakby wyczuł, że część mnie szykuje się do ucieczki. - Może pani pracować przy otwartych drzwiach – jego usta wygięły się w czymś podobnym do uśmiechu.

Dobrze wiedzieć, że nie zamierzał trzymać mnie tam pod kluczem.

- Miło...

Zostawiłam go samego, zamknęłam za sobą drzwi i od razu zabrałam się za porządkowanie stosu akt, mając nadzieję, że do końca dnia, poza zobowiązaniami zawodowymi, nie będę musiała podejmować z nim już żadnej dyskusji.


You Knock On My DoorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz