36. Allisson

74 10 27
                                    

Ból. Okropny ból był pierwszym, co poczułam. Wydawało mi się, że tkwiłam gdzieś pomiędzy jawą a snem. Wszystkie dźwięki, które słyszałam, wydawały się jednocześnie głośne i przytłumione.

Ostatnie zmiany należały do wyjątkowo nieprzyjemnych oraz bardzo krótkich, przez co nie mogłam nawet odpowiedzieć Gertie na którykolwiek z napisanych przez nią listów.

Czytałam je wszystkie, chciałam pomóc dziewczynie przy pracy w firmie, ale nie miałam już sił. Udało mi się tylko ten jeden raz, kiedy to wpisałam do elektronicznego systemu wszystkie ważne informacje.

Już podczas ucieczki z farmy czułam się okropnie i ledwo panowałam nad ruchami. Tym razem znowu coś się zmieniło. Ciało stało się słabe i nawet po kilku chwilach nie chciało mnie słuchać.

Od jakiegoś czasu pojawiałam się coraz rzadziej. Przeczuwałam, że to koniec.

Uchyliłam powieki, bo nad nimi jednymi miałam jeszcze jakąkolwiek kontrolę. Pomrugałam powoli kilka razy, ale przed sobą widziałam tylko jasną plamę. Głowa pulsowała kłującym bólem, a oddychanie sprawiało mi niemałą trudność, wydając się praktycznie niemożliwe. Starałam się nie panikować i złapać choć trochę powietrza, by nie udusić siebie, a przy okazji i Gertie.

Po jakimś czasie wzrok wyostrzył się odrobinę i mogłam częściowo zobaczyć to, co znajdowało się blisko. Ujrzałam wpatrujące się we mnie niebieskie oczy, a potem nieśmiały uśmiech pojawiający się na ustach drobnej brunetki.

Wyglądała na zmęczoną. Zorientowałam się, że moja głowa leżała na jej kolanach, a ona sama trzymała rękę wplecioną w moje włosy, gładząc je uspokajająco.

Studiując powoli rysy twarzy dziewczyny, przypomniałam sobie, kim była. Przecież miałam okazję dobrze jej się przypatrzeć, gdy Kaiden niósł ją na plecach. Przynajmniej do momentu, w którym weszliśmy do ciemnych tuneli.

— Joy — wychrypiałam cicho, ledwo ruszając ustami.

— Witaj, Allisson. Miło cię znowu widzieć. — Uśmiechnęła się serdecznie.

— Skąd... — zrobiłam pauzę, bo język na chwilę stanął mi kołkiem — wiesz, że nie jestem Gertie?

— Po twoim spojrzeniu. Jest łagodne i miłe. Gertie zawsze wygląda, jakby chciała kogoś pobić. — Zaśmiała się cicho.

Przywołałam w pamięci obraz młodej Gertie straszącej mnie patykiem. Faktycznie jej spojrzenie wydawało się wtedy groźne. Tych ściągniętych brwi nie mogłam zapomnieć. Od początku wyglądała na dzielną i zdeterminowaną, by bronić swojej przyjaciółki. Musiałam przyznać, że poniekąd ją za to podziwiałam.

Spojrzałam ponownie na Joy. Miała taką sympatyczną twarz. Tym razem szczęśliwą i niezapłakaną. Cieszyłam się, że udało się ją wyciągnąć z tego okropnego miejsca. Cały czas nie mogłam uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, z którą rozmawiałam w dzieciństwie.

— Dziękuję.

Joy zmarszczyła brwi.

— Ale za co? Przecież nic nie zrobiłam. To ja powinnam ci podziękować za to, że pomogłaś mi uciec z farmy.

Dziękuję za to, że piętnaście lat temu od ciebie usłyszałam coś miłego. Pierwszy raz w życiu. Nikt wcześniej nawet nie próbował być dla mnie dobry.

Nie miałam sił, by powiedzieć to na głos. Znów osłabłam.

Świat zaczął wirować, a obraz przed moimi oczami stał się nieostry, a pokój zamienił się w jedną wielką plątaninę kolorowych smug. Wszystko się zlewało, a ja wiedziałam, że to ostatni raz, kiedy patrzę na ten świat. Powinnam zniknąć stąd już wcześniej, w momencie wypadku, ale moi rodzice nie pozwolili mi odejść z godnością.

Wiedziałam jednak, że były również pozytywy w tej całej beznadziejnej sytuacji. Dzięki temu Gertie i Joy wyrwały się z tej okropnej ludzkiej farmy. Nikt więcej nie będzie mógł wykorzystać ich na przeszczep dla jakiegoś bogacza. Od teraz nie były rzeczami, a wolnymi ludźmi.

Po policzku spłynęła mi samotna łza. Jedyna i ostatnia, przepełniona radością. Czułam ją aż nazbyt dobrze, niemalże jak kwas wyżerający moją skórę.

— Allisson? — zapytała Joy, a jej głos wydawał się dochodzić z daleka. — Allisson, co ci jest?!

Czułam, że potrząsnęła moim ciałem, ale nie potrafiłam na to zareagować w żaden sposób. Mogłam tylko bezwładnie leżeć i słuchać jej rozpaczliwego tonu.

— Allisson, czy ciebie boli to wszystko? Wyglądasz, jakbyś cierpiała — wyrzucała z siebie słowa z prędkością światła, a w jej głosie słyszałam lekką panikę. — Nie zasypiaj! Chciałam jeszcze z tobą porozmawiać — jęknęła zrezygnowana.

Zaczęłam odpływać. Było mi trochę przykro, że nie żyłam w innej rzeczywistości. W takiej, w której mogłabym spojrzeć Gertie prosto w twarz i zostać przyjaciółką jej oraz Joy. Poczułam więź z tą kłopotliwą blondynką, mimo że znałyśmy się tylko przez listy. Przez ten krótki czas ona była mną, a ja nią.

Świat przestał wirować. Nie zobaczyłam jednak przed sobą Joy. Widziałam kolorowe plamy różnych rozmiarów, które błyszczały niczym brokat. Wydawały się spadać na mnie niczym rzucone w niebo confetti, na które mogłam tylko bezradnie patrzeć.

Zamknęłam oczy, dziękując w duchu za te wszystkie chwile, które były szczęśliwe. Zdarzały się takie. Może nie często, ale doświadczyłam ich kilka.

Żałowałam, że nie miałam szansy porozmawiać ostatni raz z Kaidenem. Przyjaźniliśmy się przez kilka lat i mieliśmy sobie jeszcze tak wiele do powiedzenia... Powinnam na wszelki wypadek znowu mu dać do zrozumienia, że musiał się zaopiekować tymi dwoma bezbronnymi dziewczynami, by nie pochłonął ich ten paskudny świat pełen snobów.

Uzmysłowiłam sobie jednak, że na nikogo nie można było liczyć tak bardzo, jak na Hayesa. Na pewno nie opuści Joy, ani tym bardziej Gertie. Już dawno zauważyłam, że mężczyzna czuł do niej coś więcej. Miałam nadzieję, że pewnego dnia dziewczyna też to zauważy i da mu szansę.

Zastanawiałam się też, czy Gertie odczuje brak mojej obecności po przebudzeniu. Czy zdziwi ją brak odpowiedzi na jej ostatnie listy? I jaka będzie jej reakcja, gdy zorientuje się, że Allisson Walker umarła po raz drugi?

Te i wiele innych pytań, zaprzątało moją głowę w momencie, gdy traciłam świadomość ostatni raz.

Nareszcie przestaną mnie dręczyć te okropne wspomnienia z wypadku... Nie będę musiała przeżywać tego za każdym razem, gdy się obudzę... Czas by zaznać upragnionego spokoju.

Żegnajcie, kocham Was wszystkich. Dacie sobie radę beze mnie,

Ally


Koniec części pierwszej...


Copycat ✔️Where stories live. Discover now