26. Gertie

64 11 74
                                    

Rozmowa o głupotach skutecznie odciągnęła moje myśli od nieprzyjemnego wydarzenia i nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam. Tym razem nie śniło mi się kompletnie nic, co było miłą odmianą po wcześniejszym koszmarze. Uchyliłam powieki, a światło poranka zaczęło razić moje i tak szczypiące od zbyt krótkiego odpoczynku oczy. Zamachnęłam się w bok ręką, by ją rozprostować. Uderzyłam w coś twardego i usłyszałam niezadowolone stęknięcie bólu. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku i zobaczyłam leżącego po drugiej stronie łóżka Kaidena, który właśnie rozmasowywał dłonią czoło.

— Za co mnie bijesz od samego rana? — zapytał zaspanym głosem.

— Przepraszam — wykrztusiłam. — Nie przyszło mi do głowy, że też tu zaśniesz. Nie wolałeś wrócić do siebie?

— Nie chciało mi się wstawać — przyznał. — Poza tym, zostałem tu na wypadek, gdybyś znowu zaczęła krzyczeć. Mógłbym szybko ci zatkać usta, zanim obudziłabyś sąsiadów.

W pierwszym momencie uznałam jego słowa za złośliwość, ale po dłuższym zastanowieniu przyznałam mu w myślach rację. Ściany w tym budynku nie były wyjątkowo grube i faktycznie mogłabym obudzić sąsiadów swoimi wrzaskami.

— No już się nie dąsaj. — Kai pstryknął mnie lekko palcami w nos. — Mam pomysł.

— Na co? — spytałam zdziwiona.

— Na popchnięcie naszego planu do przodu.

Spojrzałam na niego z większym zainteresowaniem.

— Zamieniam się w słuch.

— Skoro dom Walkerów stoi pusty, a ty teoretycznie grasz właśnie ich zrozpaczoną córkę, to nikogo nie zdziwi, jeśli tam pojedziemy. Mamy szansę przegrzebać wszystkie pokoje z dokumentami, do których wcześniej Allisson nie miała dostępu. Musimy się dowiedzieć, w jaki sposób możesz zacząć zarządzać ich majątkiem.

— Po co ci ich pieniądze? — Spojrzałam na niego z oburzeniem.

— Mnie nie są potrzebne do niczego, ale ty dzięki nim będziesz mogła wykupić Joy z farmy. Nie do tego dążymy?

Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, a w pokoju rozległ się dźwięk plaśnięcia. Zdezorientowany Kaiden otworzył szerzej oczy.

— Czasami mam wrażenie, że jestem głupsza, niż się wydaje. Jak mogłam na to nie wpaść?

Hayes parsknął śmiechem, słysząc moje słowa, i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Nie jesteś głupia, ale na pewno nazwałbym cię jedyną w swoim rodzaju.

***

Doprowadzenie się do porządku po ciężkiej nocy nie było łatwym zadaniem. Wszystko robiłam wolniej niż zwykle, a samo ubranie się zajęło mi dobre piętnaście minut. Czułam, jak bardzo wyczerpały mnie wczorajsze wydarzenia, i nie bardzo wiedziałam, jak odzyskać utraconą energię. Gardło miałam zdarte od wrzeszczenia przez sen, a każdy przełykany kęs kanapki, którą jadłam na śniadanie, sprawiał mi niespodziewanie dużo bólu. Z trudem zjadłam to, co leżało na talerzu, a potem razem z Hayesem natychmiast zebraliśmy się do wyjścia.

W samochodzie — jak zwykle — panowała cisza. Kaiden marszczył co rusz brwi, próbując zobaczyć cokolwiek przed szybą samochodu, a ja postanowiłam mu nie przeszkadzać. Pogoda dzisiejszego dnia nie rozpieszczała, tak samo jak w dniu wypadku Walkerów. Nie chciałam podzielić ich losu, więc nie odzywałam się do Kaia, by ten mógł się skupić na drodze.

Ciężkie krople deszczu bębniły o dach pojazdu, a ja miałam wrażenie, że w blachach zaraz zrobi się dziura. Skuliłam się nieco na siedzeniu, na wypadek gdyby dopadło mnie wodne bombardowanie z zewnątrz. Taka pogoda napawała mnie wyjątkowym niepokojem i sprawiała, że miałam ochotę schować się gdzieś, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Dotarło do mnie, jak musiała czuć się Allisson, gdy po wypadku zmuszano ją do jeżdżenia samochodami. Jej strach zapewne był jeszcze większy niż mój. Zaczęłam bez celu bawić się palcami, by odciągnąć uwagę od dziwnych myśli zaprzątających głowę.  Miałam nadzieję, że sprawnie i bezpiecznie dotrzemy do celu.

Copycat ✔️Where stories live. Discover now