19. Allisson

73 14 38
                                    

Jeszcze zanim otworzyłam oczy, poczułam potworny ból. Potem doszły standardowe zawroty głowy, przez które nie wiedziałam, co się dzieje.

Dopiero gdy zelżały, a obraz w oczach się wyostrzył, zorientowałam się, że siedziałam w samochodzie. Jak się potem zorientowałam, auto się poruszało. I to bardzo szybko.

Gwałtownie obróciłam się w stronę kierowcy i poczułam paskudny ból kości ogonowej. Syknęłam, czym przykułam uwagę Kaidena.

Gdzie my do cholery jechaliśmy?

— Kaiden, co się dzieje? Tyłek mnie boli.

— Allisson? — zapytał zdziwiony. — To niesprawiedliwe, że Gertie zrobiła sobie krzywdę, a ty za nią cierpisz.

Pomimo ogromnego bólu, który czułam, głęboko westchnęłam z wyraźnym zrezygnowaniem i burknęłam:

— Ta dziewczyna chyba naprawdę przyciąga do siebie nieszczęścia.

— Mhm... — mruknął mężczyzna. — Dzisiaj złapała za szkło z lasagne bez rękawiczek kuchennych. Nie dość, że poparzyła sobie mocno ręce, to jeszcze przewróciła się i stłukła kość ogonową. Jedziemy właśnie do szpitala, bo te dłonie nie wyglądają ciekawie.

Spojrzałam na ręce i faktycznie wyglądały fatalnie. Z wielkich bąbli sączył się przezroczysty płyn pomieszany z krwią. Skóra była zaczerwieniona, a miejscami również się łuszczyła. Dłonie nieprzyjemnie pulsowały i czułam, że długo nie wytrzymam bez leków przeciwbólowych. Próbowałam zacisnąć zęby i nie myśleć o potwornej męczarni, z którą przyszło mi się zmierzyć, ale kompletnie mi się to nie udawało.

— Kaiden, do cholery, jak daleko jeszcze?! Ja tu zaraz skonam z bólu.

— Jeszcze jakieś dwie minuty, wytrzymaj.

Chwilę — która nie mogła być w rzeczywistości zbyt długa, ale mi piekielnie się ciągnęła — później dojechaliśmy pod szpital w akompaniamencie moich jęków bólu i rozpaczy. Zastanawiałam się, jakim cudem Gertie dała radę wsiąść do samochodu, ponieważ mi samo spięcie mięśni, aby spróbować to zrobić, sprawiło tyle bólu, że zawyłam.

Tyłek mnie bolał do tego stopnia, że w końcu bardziej się wyczołgałam z auta, niż z niego wysiadłam. Hayes popatrzył na mnie z politowaniem i przerzucił sobie moją rękę przez ramię. Pomógł mi się wtoczyć do budynku szpitala, gdzie już na szczęście szybko zaopiekowali się mną lekarze.

Leki przeciwbólowe nie zadziałały tak błyskawicznie, jakbym tego chciała. Cierpiałam na szpitalnym łóżku jeszcze dobre dwadzieścia minut. Czułam, jak dłonie parzyły, jakby zajęte były żywym ogniem, gdy lekarze smarowali je jakimś specjalnym lekiem. Miałam wrażenie, że zaraz skóra mi zejdzie i zostaną same kości. Nie mogłam jednak tego sprawdzić, ponieważ rany zostały prędko owinięte bandażami.

Gdy ból w końcu zelżał, zostałam zabrana na prześwietlenie kości ogonowej. Okazało się, że to nie stłuczenie, a pęknięcie i konieczna była operacja. Miałam ją przejść jeszcze tego samego dnia wieczorem, gdy personel szpitalny przygotuje odpowiedni sprzęt. Nie czułam się z tego powodu zadowolona, ale mus to mus.

Kolejne godziny mijały mi w połowicznym otępieniu lekami przeciwbólowymi. Niestety nieważne, jak bardzo starałam się zasnąć, nie udawało mi się. Dopiero około godziny dwudziestej przewieźli mnie na salę operacyjną. Liczyłam, że chociaż teraz dostanę narkozę i obudzę się po fakcie, ale niestety podano mi jedynie znieczulenie miejscowe. Czas strasznie się dłużył, a ciało zdrętwiało od leżenia przez kilka godzin w jednej pozycji. Fakt, że grupa lekarzy grzebała przy moim gołym tyłku, również nie był pocieszający. Dlaczego Gertie musiała złamać sobie tą pieprzoną kość ogonową?!

Copycat ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz