8. Gertie

87 24 24
                                    

Czułam się, jakby ktoś przydzwonił mi kamieniem w głowę.

Jęknęłam. Tępe pulsowanie na wysokości czoła było wręcz nie do zniesienia. Boli. Nie boli. Boli. Nie boli. I tak w kółko.

Przez pierwszych kilka minut nie mogłam otworzyć oczu, bo przy każdej próbie uchylenia powiek światło mnie oślepiało, a ból głowy się nasilał.

Kiedy w końcu udało mi się podjąć próbę, która nie skończyła się utratą wzroku, zorientowałam się, że obudziłam się w miejscu, którego kompletnie nie znałam. Na początku ciężko było mi to stwierdzić, bo cały świat wirował i nie mogłam się na niczym skupić. Wszystko zlewało się w jedną, wielokolorową plamę.

Kiedy wygrałam sama ze swoją głową, podniosłam się na łokciach i omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Znajdowałam się w pokoju o beżowych ścianach z meblami zrobionymi z jasnego drewna. Wszystkie starannie rzeźbione szafki wyglądały jak wyrwane z osiemnastego wieku.

Ostrożnie wstałam, zatapiając swoje stopy w miękkim dywanie. Chyba nigdy wcześniej nie dotykałam czegoś tak przyjemnego. Na ścianie i komodzie dostrzegłam porozstawiane fotografie. Podeszłam bliżej, żeby się im przyjrzeć. Widniały na nich różne osoby, ale na każdym zdjęciu powtarzała się postać brunetki o zielonych oczach. Ciemne włosy dosięgały jej jedynie do obojczyków, a na twarzy w większości przypadków malował się uśmiech. Wyglądała na sympatyczną osobę.

Zdjęcia dziewczyny z przyjaciółmi nic mi nie mówiły, ale gdy zobaczyłam fotografię rodzinną, przypomniałam sobie o wszystkim.

Zamarłam na chwilę.

Miałam w sobie implant córki dwójki ludzi, którzy nawet niewinnie uśmiechając się na fotografii, wyglądali na pozbawionych uczuć bogaczy. Byłam w szoku, że udało mi się przebić przez osobowość Allisson, zwłaszcza że nie pamiętałam absolutnie niczego. Ostatnie wspomnienie, które udało mi się wygrzebać, to jak zasypiałam przed operacją. Wychodziło na to, że kiedy się wyłączałam, to działało trochę jak omdlenie. Czułam się, jakbym zamknęła oczy i za chwile je otworzyła, ale dobrze wiedziałam, że minął dłuższy czas.

Na biurku stał kalendarz, z którego dowiedziałam się, że operacja odbyła się dokładnie siedem dni temu. Czyli nie było mnie przez tydzień...

Zacisnęłam pięści. Paznokcie boleśnie wbiły się w skórę. Miałam ochotę zniszczyć wszystko dookoła, żeby zemścić się na tych ludziach za to, co mi zrobili. Powstrzymywał mnie przed tym wszystkim jedynie fakt, że byłam osłabiona i wciąż czułam ból. Okropnie frustrowała mnie ta niemoc.

Podskoczyłam, słysząc stuknięcie. A może szurnięcie? Dźwięki mieszały się w mojej głowie i nie wiedziałam, czy naprawdę coś się działo, czy to tylko wytwór mojej wyobraźni. Wstrzymałam na chwilę oddech. Cisza. Dom wydawałam się pusty.

Cała sytuacja sprawiała, że byłam mocno skołowana, a po chwili dodatkowo ogarnął mnie strach. Uświadomiłam sobie, że obudziłam się w obcym miejscu z obcymi ludźmi i nie wiedziałam, co robić. Jak powinnam się zachowywać? Przecież nie miałam pojęcia, jaka z charakteru była Allisson! Czy miała jakieś nawyki? Przecież ja kompletnie nie znałam świata bogatych ludzi.

Skuliłam się na podłodze, opierając plecy o łóżko. Dreszcze wstrząsnęły moim ciałem. W jednej krótkiej chwili złość zmieniła w strach. Nie zorientowałam się nawet, kiedy emocje przejęły nade mną kontrolę i zaczęłam cicho szlochać. Choć zawsze grałam twardą i niewzruszoną, tym razem się bałam. Potwornie bałam się nowej rzeczywistości, w którą wrzuciło mnie życie. Z jednej strony przecież na to liczyłam — chciałam pokonać wszczepioną osobowość, a potem jakimś cudem uratować Joy. Z drugiej miałam ochotę zwinąć się w kłębek i po prostu zniknąć.

Weź się w garść, Gertie. Przestań panikować!

Piętnaście minut później chodziłam spanikowana w kółko po pokoju, drapiąc się po głowie. Nie wpadłam na żaden sensowny pomysł, jak wyjść z tej paskudnej sytuacji, ale udało mi się nie zemdleć ze stresu, co już mogłam nazwać jakimś sukcesem.

Jeszcze co chwilę dzwonił telefon, nie dając mi w spokoju zebrać myśli. Przez moment miałam ochotę odebrać i poprosić o pomoc, ale nie sądziłam, żeby to się dla mnie dobrze skończyło. Zapewne wszyscy dobrze znali Allisson i od razu wyczuliby, że coś było nie tak.

Nie wiedząc, co powinnam właściwie robić, podeszłam do dużego lustra, żeby zobaczyć czy na moim ciele zostały przeprowadzone jakieś operacje plastyczne. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że nic się we mnie nie zmieniło. Chwilowo miałam trochę bledszy odcień skóry, ale to chyba ze stresu i przez te cholerne zawroty głowy, które postanowiły znów mnie zaatakować.

Próbując opanować moje skołowanie, zaczęłam rozglądać się po pokoju. Mój wzrok przypadkiem przykuł biały skrawek papieru leżący na podłodze pod komodą. Pewnie go zrzuciłam, chodząc rozhisteryzowana w kółko po pomieszczeniu. Uklęknęłam, by wyciągnąć kartkę. W pierwszym momencie chciałam ją po prostu odłożyć na miejsce, ale ciekawość wzięła górę i rozłożyłam papier. Znajdowała się na nim niezbyt długa wiadomość napisana ładnym, równym pismem. Musiałam przejrzeć linijki parę razy, żeby dobrze zrozumieć wiadomość.

Podziękowałam cicho Judith, dzięki której nauczyłam się podstaw pisania i czytania. Ta kobieta chyba naprawdę była moim aniołem stróżem, w dodatku przewidującym przyszłość. Miałam wrażenie, że ona już te kilkanaście lat temu wiedziała, że jakimś cudem wydostanę się z farmy.

Gdy w końcu dobrze przyjrzałam się literom, zrozumiałam treść tekstu. Wiadomość na kartce brzmiała:

Jeśli nie zastałeś/aś mnie w tym pokoju, napisz wiadomość na kartce, podpisz się imieniem i zostaw ją w komodzie w drugiej szufladzie od góry. Gdy następnym razem znowu mnie nie zastaniesz, szukaj odpowiedzi również w szufladzie. Nie mam ostatnio czasu na odbieranie telefonów i odwiedziny.

Na dole kartki widniał podpis Allisson i w pierwszym momencie myślałam, że to jakaś stara wiadomość. Potem zobaczyłam jednak datę i zrozumiałam, że dziewczyna napisała to, będąc już mną. Zszokował mnie widok tak ładnych i równych literek, zwłaszcza że ja ledwo potrafiłam trzymać długopis. Tekst teoretycznie brzmiał bardzo zwyczajnie, ale miałam nieodparte uczucie, że został on skierowany właśnie do mnie.

A co, jeśli to podstęp Walkerów? Może tylko czekają, aż sama się im podam na tacy? Wtedy stracę jakąkolwiek szansę, by uratować siebie, a potem także Joy.

Rozważyłam wszystkie za i przeciw, a potem uznałam, że gorzej już być nie mogło. Na odwrocie kartki koślawymi literami próbowałam napisać cokolwiek nadającego się do przeczytania. Ostatecznie udało mi się nabazgrać krótką, w miarę zrozumiałą wiadomość.

Jestem Gertie. Nie wiem, co się dzieje i jak sobie z tym poradzić. Pomocy.

Zgięłam kartkę tak, żeby wiadomość Allisson widniała po zewnętrznej stronie i wstałam, żeby ją odłożyć. Niestety zawroty głowy nasiliły się i ciężko mi było zrobić krok do przodu. Ostatkiem sił dopełzłam na czworakach do komody i wrzuciłam wiadomość do szuflady. Chciałam ją zasunąć, ale niestety zabrakło mi sił. Moja ręka osunęła się na podłogę razem z resztą mojego ciała.

Proszę, nie! A co, jeśli tym razem zniknę na zawsze?! Boję się...

Po chwili powieki stały się ciężkie i znowu zrobiło się czarno.

Copycat ✔️Where stories live. Discover now