34. Gertie

47 9 46
                                    

Chwilę później siedziałam na krawędzi wanny zapłakana i zasmarkana, owinięta jedynie w sam ręcznik. Nie miałam siły ani oddychać, ani tym bardziej szukać czegokolwiek do ubrania.

Ze skołtunionych włosów przerzuconych przez ramię obficie ściekała woda, tworząc niemałą kałużę na podłodze. Prawdopodobnie byłam w tamtym momencie idealnym obrazem nędzy i rozpaczy.

—  Masz, napij się. —  Hayes podał mi kubek z parującym napojem. —  Zawiera środek na uspokojenie, więc za chwilę powinnaś się poczuć lepiej.

Nie lubiłam tego jego spojrzenia pełnego współczucia. Miałam wtedy wrażenie, że znowu sprawiłam mu kłopot. Nie chciałam jednak  niczego wypominać Kaidenowi, bo martwił się o mnie i próbował pomóc, jak tylko potrafił. Byłam mu za wszystko bardzo wdzięczna, ale podziękowania nie należały do moich mocnych stron.

Wpatrzyłam się w zawartość kubka i upiłam z niego trochę żółtawego płynu pachnącego bliżej nieokreślonym owocem. Ściśnięte gardło buntowało się przed przełknięciem napoju, a nagłe nudności spowodowane stresem dawały mi poczucie, że zaraz wszystko wypluję na kafelki.

Gdy tylko wstałam, przed oczami pojawiły się ciemne plamy. Musiałam chwilę poczekać, aż wszystko wróci do normy, zanim ruszyłam do pokoju Allisson. Kaiden jedynie wyminął mnie, a potem wyszedł z pomieszczenia. Usłyszałam ciche tupanie na schodach, które po chwili ustało.

Choć nie miałam ochoty kompletnie na nic, postanowiłam coś na siebie włożyć. Wsunęłam dłonie w bluzkę od piżamy, a potem założyłam spodenki. I tak nie zamierzałam nigdzie tego dnia wychodzić, więc mogłam ubrać jakikolwiek strój.

Odparłam pokusę zakopania się pod kołdrą i ociężałym krokiem zeszłam na dół. Hayes siedział przy wyspie kuchennej, kreśląc coś na dużej kartce papieru. Na wpół przytomna opadłam na jeden ze stołków obok mężczyzny i schowałam twarz w dłoniach, czując, jak wciąż mokre włosy zsunęły się do przodu, smagając moją skórę.

Bolało mnie serce. Wyobrażałam sobie, jak bardzo musiała się bać Joy, którą lekarze przygotowywali zapewne do jutrzejszego zabiegu.

Czy myśli o mnie? Liczy na ratunek? A może straciła resztki nadziei i czeka na swój koniec?

Potrzebny nam czas skurczył się tak nagle, że coraz bardziej sceptycznie podchodziłam do tego wszystkiego. Dziesiątki myśli rozsadzały moją głowę. Wszystkie krążyły wokół mojej przyjaciółki oraz tego, że nie wypełnię danej jej obietnicy. Poczułam drganie własnych warg, a po chwili wybuchłam niekontrolowanym szlochem.

—  Ja już tak dłużej nie mogę —  szepnęłam, przełykając ciężko ślinę. Łzy płynęły niekontrolowanie po moich policzkach, zostawiając mokre smugi na skórze. —  To się nie uda. Ona umrze.

—  Nie możesz teraz się poddać —  odpowiedział Hayes. —  Joy na ciebie liczy. Musisz walczyć do końca i zrobić wszystko, by się udało.

—  Ale ja nie potrafię... Nie wiem, co robić, czas się nam kończy... Nie damy rady...

Moim ciałem wstrząsnął kolejny potężny szloch. Wizja martwej przyjaciółki doprowadzała mnie do obłędu. Chciałam wyć, krzyczeć, kopać i niszczyć wszystko dookoła. Zamiast tego jedynie kuliłam się na krześle, bo nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu.

Poczułam ciepły dotyk na skórze, a potem nagle znalazłam się na kolanach Kaidena. Przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami.

Położyłam mu jedynie głowę na ramieniu, gdyż moje ręce zesztywniały tak mocno, że mogłam tylko trzymać je podkurczone przy swojej klatce piersiowej. Trzęsłam się z zimna, strachu oraz stresu, łkając raz ciszej, raz głośniej.

Copycat ✔️Where stories live. Discover now